Z „Pana Kleksa w kosmosie” skaczemy od razu do „Pana Kleksa w piekle”.

Akademia Pana Kleksa to klasyka polskiego kina, z rewelacyjną ścieżką dźwiękową (Andrzej Korzyński w życiowej formie, do tego Marsz Wilków TSA), interesującą warstwą produkcyjną i niezapomnianą rolą Piotra Fronczewskiego. Żyjemy w piekle nostalgii i zerowej inwencji po stronie mainstreamowego kina, więc reboot/remake był tylko kwestią czasu. Latem tego roku startują zdjęcia do nowej ekranizacji książki Jana Brzechwy, w tytułowej roli czarodzieja prawdopodobnie zobaczymy Tomasza Kota, a za reżyserię odpowiada Maciej Kawulski. Jeśli obecność twórcy KSW i producenta takich wspaniałych filmowych dzieł jak 365 dni, czy Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa (tutaj również reżyseria) nie wskazuje wystarczająco wyraźnie kierunku, w jakim zmierza film, to spieszę donieść, że Open Mind Production (firma stojąca za produkcją) planuje również stworzyć wokół niego metawersum i prawdziwą Akademię Pana Kleksa, napędzaną tokenami NFT. Kleks Academy (wiadomo, angielski bardziej atrakcyjny, szczególnie jeśli chodzi o na wskroś polskie rzeczy) to w teorii dobry pomysł, ale można się spodziewać, czym to się skończy. Na projekt składać się będzie także metaverse i specjalna aplikacja. Kleks Academy to nie będzie tylko film, a całe uniwersum, które będzie żyło już przed premierą i jeszcze wiele lat po. Dzięki najnowszym technologiom tym razem doznania będą znacznie głębsze i bardziej wciągające. Absolwentem szkoły będzie mógł być tak naprawdę każdy, a ścieżka będzie prowadzić od procesu produkcji filmu, poprzez kreatywną zabawę z aplikacją AR, do unikalnych doświadczeń w sferze metaverse Open Mind Production, który ożywia tę legendarną historię, buduje bowiem wraz z zespołem Kleks Academy nową wirtualną rzeczywistość. Metaverse i technologie oparte na blockchain coraz odważniej pokazują swoje oblicze. Do wirtualnego świata wejdą tylko ci, którzy będą posiadali specjalny bilet w postaci tokenu NFT. Token multi-D NFT będzie miał postać sześcianu, a pierwszego dnia posiadacze dowiedzą się tylko części prawdy o swojej kolekcji. Dalsze informacje o tym, co będzie kryło się pod każdym symbolem tej wirtualnej kostki do gry, będą ujawniane podczas cyklicznych wydarzeń, które są zaplanowane w kalendarzu akademickim szkoły Kleksa. Nie będzie dwóch takich samych tokenów NFT – czytamy w prasowych komunikatach.

Nie jestem zwolennikiem rozdzierania szat spod znaku zniszczono mi dzieciństwo – do starej Akademii Pana Kleksa można wrócić w każdej chwili, nowa wersja nie oznacza unicestwienia wszystkich kopii i plików. Natomiast na razie nie ma żadnych informacji, które nakazywałyby optymizm, za to słyszymy dużo alarmów, odpalanych z każdą kolejną wieścią z obozu Open Mind Production (czy oni wymyślają te nazwy ironicznie?). Swoją drogą to aż dziwne, że dopiero teraz powstają nowe wersje kultowych filmów z epoki PRL-u – gdyby komercyjna strona naszej branży filmowej nadążała za trendami, bylibyśmy już przy trzeciej części Kleksa, a tak druga została zapowiedziana dopiero na rok 2025. Żarty żartami, ale to dosyć smutne, że tak wpływowa książka i film nie doczekały się aktualizacji przez kogoś mniej demonicznego niż szemrani producenci do tej pory zarabiający na kulturze gwałtu i przemocy. Nie wątpię, że ziomek od KSW i 365 dni ma zmysł biznesowy, ale Akademia Pana Kleksa powinna stać jak najdalej od takiej wersji wolnego rynku. W idealnym świecie zabrałaby się za to publiczna firma produkcyjna, która wyspecjalizowała się w ciekawych filmach dla dzieci. Kreatywność, walory edukacyjne, może jakieś wartości przemycone w atrakcyjnej formie – to optymalna wizja kina dziecięcego. Oczywiście, jest wiele produkcji komercyjnych, które realizują ten model (choćby Odlot czy inne co lepsze pozycje Pixara), ale w przypadku nowej ekranizacji Akademii Pana Kleksa mam poważne wątpliwości. Film na razie promuje się ideą otwartych castingów, które będzie prowadzić aż 8 ekip filmowych – to pierwsza taka akcja w historii polskiego kina. Open Mind Production podpina się również pod NFT i metawersum, czyli obecnie gorące tematy. To są oczywiście sprytne ruchy marketingowe, a sama rozpoznawalność marki wystarczy, żeby zacząć zapełniać kina. Akademia Pana Kleksa to ważny artefakt kulturowy dla polskich dzieci różnych pokoleń. Te powojenne poznawały go dzięki książkom Brzechwy, te urodzone po 1980 przez barwną ekranizację Krzysztofa Gradowskiego. Szkoda, że za wprowadzeniem tego tekstu do XXI wieku stoją hochsztaplerzy cynicznie rozgrywający rynek filmowy. Z Akademii Pana Kleksa zniknie kreatywność zastąpiona koszmarem raczkującego metawersum i powierzchownym odtwarzaniem kluczowych kodów wizualnych. Jeśli nawet Meta/Facebook po wydaniu grubych miliardów dolarów pokazuje metawersum wyglądające jak MMORPG sprzed dwóch dekad, to jak będzie wyglądać Kleks Academy o budżecie będącym ułamkiem tej kwoty? Dziedzictwo rodzimej kultury dziecięcej zasługuje na lepszą opiekę niż ta zapewniana przez rekiny rynku. Niestety instytucje nominalnie za to odpowiedzialne są bardziej zajęte klepaniem nackowo-katolickiej propagandy, więc czeka nas Akademia Pana Kleksa od gościa, który dał światu federację MMA i jeden z najbardziej odrażających filmów w historii kina. Nie ma chyba lepszego podsumowania stanu polskiej kultury. 

WIĘCEJ