Czy można krytykować kapitalizm, zarabiając?

Kasia Babis, rysowniczka i twórczyni treści znana choćby z fenomenalnej serii youtube’owych filmików o dziadach polskiej fantastyki (przy tej okazji zresztą z nią rozmawialiśmy), wystąpiła w reklamie Zalando. Nic w tym dziwnego, marki lubią korzystać z internetowych osobowości, szczególnie takich, które rezonują z młodszym pokoleniem. Ale polityczna przeszłość Babis (była członkinią partii Razem) i przynależność do lewicowej strony internetu (jej facebookowa grupa nazywa się zresztą Chlebtuba, w nawiązaniu do angielskiego określenia na lewicujący obszar YouTube zwany Breadtube) naraziły ją na szykany i zarzuty o zdradę ideałów. Do ataku ruszył m.in. Jan Śpiewak, a najróżniejsze obszary lewicowego internetu zalewają się albo szyderstwem, albo oburzeniem. Tymczasem na samej Chlebtubie – miejscu, które do współprowadzącej podcast Powiedz, siostro ma stosunek nad wyraz pozytywny – odbywa się pewnego rodzaju aerobik umysłowy, żeby decyzję twórczyni uzasadnić, a ją samą zaciekle obronić. To oczywiście w pełni zrozumiałe, bo internet już jakiś czas temu podzielił się na plemiona, które rzadko kiedy wchodzą ze sobą w konstruktywną interakcję, a najczęściej są schronieniem dla podobnie myślących. Potrzebujemy się gdzieś ukryć przed wrogością i trollingiem w sieci, grupki osób podobnych nam (przynajmniej pozornie, czy na powierzchownym poziomie) to dobre wyjście, nawet jeśli pogłębia to atomizację i polaryzację społeczeństw. Sama Babis odpowiedziała na Chlebtubie. Dajcie spokój, za nic nie będę przepraszać, bo nikomu żadnej krzywdy nie zrobiłam, najwyżej rozczarowałam. Zawsze zakładałam, że nie musicie mnie lubić, podziwiać ani uważać za wzór, żeby lubić mój kontent, ale nie oszukujmy się – trochę tak jest, a przynajmniej musi tak być, żeby generował pieniądze. Ta relacja to główny powód, dla którego marki chcą płacić influencerom. Tworzenie na YouTube widziałam od początku jako jakąś ścieżkę kariery, szczególnie odkąd zaczęło zajmować mi więcej czasu niż rysowanie. Ale muszę przemyśleć, czy chcę opierać całą moją karierę i to ile zarabiam na tym, za jak fajną osobę ludzie mnie aktualnie uważają. I na tym, z jaką marką ten wizerunek fajnej osoby powiążę. W związku z tym robię przerwę w działalności Babis Media dopóki nie zdecyduję. 

Zajmowanie stanowiska, szczególnie opór wobec statusu quo, czy jego krytyka, zazwyczaj spotykają się z negatywnym odzewem w sieci. Krytykowanie kapitalizmu to działalność wyjątkowo usiana pułapkami, bo bardzo łatwo zarzucić komuś, że jest hipokrytą. Co ciekawe, te zarzuty pochodzą zarówno ze strony zwolenników obecnego systemu, jak i jego przeciwników. Taki antykapitalista, a bierze kasę od korporacji – to częsty komentarz choćby pod moimi tekstami. I tak, wszyscy uprawiamy tę grę w jakimś stopniu. Krytyka systemu, kiedy się w nim uczestniczy, nie zawsze jest hipokryzją. O ile nie przeprowadzisz się do lasu na samowystarczalne osiedle na łące, musisz działać w jego obrębie. O to trochę zahacza Babis w swoim oświadczeniu, dodatkowo wskazując na trudną relację na linii osoba tworząca – publiczność. Internet zmienił wiele, ale jedną z największych zmian jest skrajna indywidualizacja przekazu, czyli patrzenie na komunikaty przede wszystkim przez pryzmat osoby, która je formułuje. Ludzie podążają najczęściej nie za treściami, a za osobowością, tworzą się fandomy i społeczności skupione bardziej wokół kogoś, aniżeli czegoś. Do tego wątku zresztą jeszcze powrócimy. Ważnym czynnikiem jest także struktura zarabiania na treściach, które są darmowe i powszechnie dostępne. Tak, jak my utrzymujemy się z treści reklamowych, tak osoby tworzące content w pojedynkę (czy z pomocą małego zespołu) potrzebują sponsorów i reklam. Monetyzowanie własnej osobowości to wyjście również dla osób lewicujących, bo dla marek ideologia ma mniejsze znaczenie, niż zasięgi. W obszarze lewicowego YouTube’a nawet na dużym rynku anglosaskim samodzielność od sponsoringu jest dostępna dla wąskiej grupy naprawdę rozpoznawalnych osób. Contrapoints czy Philosophy Tube to takie wyjątki, utrzymywane przez wsparcie na portalu Patreon. I właśnie Patreon czy Patronite to jakieś tam wyjście na żałosną monetyzację proponowaną przez sam YouTube (gdzie dopiero miliony wyświetleń dają sensowną poduszkę finansową), ale nawet kanały liczące setki tysięcy subskrypcji mogą mieć problem ze zgromadzeniem odpowiedniej liczby patronów. Dlatego łatwo o dysonans, kiedy lewicowy wideoesej przerywa wiadomość od sponsora. Firmy oferujące usługi VPN, czy cateringowy start-up HelloFresh może nie są aż tak destrukcyjne dla środowiska, jak Zalando (a co do ich praktyk wobec pracowników brakuje danych, chociaż można zakładać, że są lepsze, niż te u odzieżowego giganta). Ale czy są na tyle etyczne, żeby zaspokoić najbardziej zaciekłych tropicieli lewicowego etosu? Śmiem wątpić. Wszyscy bierzemy udział w grze z kapitalizmem, mimo, że wielu z nas to się nie podoba. I mamy pełne prawo wyrażać nasze wątpliwości, nawet jeśli dalej funkcjonujemy w korporacyjnym kontekście. Radykalizm Okraski i Śpiewaka sprawdza się do momentu, w którym zderzenie z realiami rynku jest nieuniknione. Nie chcę też przesadnie bronić samej Kasi Babis, która może i powinna bardziej przemyśleć konszachty z demonem aż tych rozmiarów, co Zalando. Ale z drugiej strony, dostała intrantną propozycję (a przynajmniej mam taką nadzieję), która dała jej twórczą swobodę chociaż na chwilę.    

W swoim oświadczeniu Babis zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt tej sytuacji. Dominujący model przywiązania do sieciowej osobistości, a nie do samych treści. Jako człowiek od zawsze dyskutujący z modernistycznym podejściem do twórców i twórczyń – że są jakimiś wyjątkowymi bytami dotkniętymi boskością – również mam problem  z takim stanem rzeczy. A internetowy fame jest jakąś koszmarną wersją tych zachowań, bo oprócz często niezbyt uzasadnionego uwielbienia, pojawia się także zaborczość, pewnego rodzaju poczucie własności i emocjonalna inwestycja emulująca przyjaźń. Łatwo pomyśleć, że osoba z ekranu jest nam bliska i traktować ją jak kogoś z rodziny. Ale tak nie jest. Konsekwencją tego myślenia są histeryczne reakcje na potknięcia internetowych osobowości, które nie tyle popełniają błędy, co dokonują jakiś osobistych zdrad na uczuciach publiczności. Ktoś, kto zrobił coś, z czym się nie zgadzamy, sprawia nam zawód, chociaż tego typu uczucia rezerwujemy raczej dla osób, z którymi mamy o wiele bardziej personalną relację. Może nam się wydawać, że jesteśmy na podobnej stopie z ludźmi z ekranu – w końcu zwracają się do nas bezpośrednio i familiarnie, dzielimy z nimi wartości, a i często podnoszą nas na duchu, jak nikt inny. To mylne wrażenie, które prowadzi do toksycznej, jednostronnej relacji. W tym wszystkim jakoś mi żal Kasi Babis, bo zawsze czuję sympatię do ludzi, którzy próbują robić zawodowo to, co lubią. Czy mogła lepiej przemyśleć współpracę z Zalando? Mogła. Jednocześnie nie sądzę, że powinna zawiesić działalność. Daje radość wielu ludziom, zwraca uwagę na problematyczne aspekty polskiej kultury, a podcast, który prowadzi z Martą Nowak – Powiedz, siostro – jest naprawdę spoko. Kapitalizm to pole minowe, nic dziwnego, że zdarza nam się na nim tracić kończyny, w tym głowę.      

WIĘCEJ