To miało nie wyjść. Ale wyszło wyśmienicie. Dziękuję Pan Osa.
Nasz ulubiony owad na mikrofonie wysławił się jak dotąd przede wszystkim psychotyczną nawijką na wymoczonych w post-industrialnym sosie bitach ocierających się o echa dubstepu. No i oczywiście sławetnym gościnnym występem na koncercie Pezeta w Warszawie, który skończył się dla rapera poza obiektem. Ale, ale. Nadchodzi nowa rockowa rewolucja. „macie kurwa osę na gitarze” napisał nasz skrzydlaty ziomo pod swoim nowym teledyskiem kilka dni temu, a ja nie potrafię ukryć wdzięczności.
„Zakochałem się w twojej matce” zdradza wszystko w tytule. I chyba najbardziej pozytywnym zaskoczeniem jest fakt, że cały kawałek trzyma się tego tematu. Osa zakochał się w starej kumpla, ona w nim też, bohater martwi się, że będzie kwas, ale uczucia to uczucia. Kurtyna. To, co mogło niebezpieczne ocierać się o terytoria Big Cyca, Superpudru i innych juwenaliowych headlinerów zostało skutecznie spacyfikowane przez swag Zdechłego Osy, który radzi sobie naprawdę dobrze w gitarowej konwencji i nie ląduje daleko od śmietnikowych garage rockowców pokroju Black Lips czy wczesnego FIDLAR. Wiodący riff nie jest może godny uwagi Wiesława Weissa, ale zdecydowanie robi robotę.
Reasumując, podczas gdy większość polskich raperów szuka przepisu na kamień filozoficzny, który zaowocuje miłym i chwytliwym hitem lata 2k20, Osa poszedł pod prąd i rzucił nowe światło na swoją charyzmę i poczucie humoru. Ten singiel ma dwie moje ulubione cechy: jest głupi i fajny. I będzie u mnie na repeacie przez najbliższe miesiące. Dawaj tego więcej, Oso.
Zapraszam: