Czy psylocybina może być skuteczniejszym lekiem na zaburzenia afektywne dwubiegunowe niż garści tabletek?
Po kilku dekadach przebywania w podziemiu, badania nad psychodelikami znowu są gorącym tematem. Ten psychodeliczny zryw dotyczy nie tylko sfery naukowej – również pośród osób sięgających po substancje, spożycie tego typu środków rośnie. To oczywiście wpisuje się w szerszy trend, jakim jest stopniowa zmiana podejścia do narkotyków w ogóle, ale poza warstwą rekreacyjno-imprezową, powiększa się grupa ludzi, którzy w psychodelikach widzą szansę. Szansę na uspokojenie głowy, zbudowanie bardziej harmonijnej relacji ze światem, czy duchowe doświadczenie, o które coraz trudniej w materialistycznych, hedonistycznych realiach. W stronę psylobicyny swoje kroki kieruje także coraz więcej osób zawiedzionych tradycyjną medycyną, opartą o silnie chemiczne środki farmakologiczne, kontrolowane przez niemoralne konglomeraty. Jedną z nich jest Mathias de Lattre, fotograf z Paryża. Dwadzieścia lat temu jego matka usłyszała diagnozę: ciężki przypadek zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. Po latach walki i nieskutecznej kuracji lekami, bilans był katastrofalny. Matka fotografa zapadła na zdrowiu, również fizycznym. Mathias de Lattre w desperacji zwrócił się do świata psychodelików.

Od dawna fascynował się szmanizmem i prehistorią, ale tym razem chciał spojrzeć w przeszłość, żeby zbudować lepszą przyszłość dla matki i innych chorych, którzy nie mogą znaleźć pomocy w garściach pigułek łykanych codziennie. De Lattre wykonał tytaniczną pracę badawczą, oprócz samodzielnego researchu zwrócił się do wielu specjalistów, którzy zajmują się psychodelikami w wymiarze medycznym. Efektem była terapia matki, która przyniosła o wiele lepsze rezultaty, niż środki stosowane do tej pory. Całość zawarł w książce Mother’s Therapy, zupełnie unikalnym artefakcie, który oprócz fotografii gromadzi eseje o całym przedsięwzięciu. Jak w jednym z nich pisze Remi Coignet: Mathias de Lattre mierzy się z aporią technicznej medycyny. Innymi słowy, nieprzekraczalną, logiczną sprzecznością dotykającą farmakologię, kiedy ta niestety nie działa. Nie ma wtedy wyjścia, jak tylko sięgnąć po zwiększenie dawki, lub wzbogacenie formuły koktajlu, ryzykując, że pacjent umrze wyleczony. To absurd, który można wytłumaczyć, odnosząc się do „La Technique ou l’Enjeu du siècle” Jacques’a Ellula z 1954 roku. Według Ellula, technologia przekształciła się z narzędzia w autonomiczny proces, który zniewolił Człowieka. Człowieka, który ją stworzył (w tym wypadku lekarza czy badacza), jak i osobę, która z niego korzysta (tutaj pacjenta). Doświadczenie matki de Lattre’a, skazanej na ciągłe zwiększanie dawek niedziałających leków, jest świetnym przykładem na to, że teza Ellula może być w jakimś stopniu prawdziwa.

Jednym z najmocniejszych fragmentów książki jest rozdział zatytułowany Therapy. De Lattre opisuje proces przygotowania terapii matki – sięga po specjalistów, stara się zdobyć gruntowną wiedzę – która początkowo nie przynosi rezultatów. Dopiero po zupełnym detoksie od wcześniejszych leków, psylocybina zaczyna działać. Matka fotografa stopniowo wychodzi z depresji, jej samopoczucie się coraz bardziej stabilizuje, otrząsa się z anhedonii (niezdolność odczuwania przyjemności), próbuje odzyskać siebie i odbudować życie towarzyskie, zniszczone przez chorobę. Jak pisze de Lattre: oczywiście, nie można powiedzieć, że to zadziała dla każdego. Każdy jest inny, a wciąż brakuje pełnego oglądu i rozległych badań na temat różnych rodzajów zaburzeń afektywnych dwubiegunowych. Moim celem nie było nigdy nawracanie, ale po prostu podzielenie się moim doświadczeniem, które było pełne nadziei i wytrwałości. To historia mojej matki. Opowieść o istocie ludzkiej, jej podróży i jej subiektywnej prawdzie. Książka de Lattre jest jednak czymś o wiele ważniejszym. Bez pretensji do bycia publikacją naukową, w jednym miejscu zbiera bazę specjalistów, kreśli bogate tło historyczne i kulturowe do zagadnienia psychodelików, do tego dorzuca eseje będące filozoficznym namysłem nad istotą współczesnej medycyny. Jak w Mother’s Therapy pisze psychiatra Olivier Chambon: Zatem ruszajmy do przodu. Nie wahajmy się, rozpowszechniajmy ten ruch w kierunku grzyba. Naciskajmy na polityczne i finansowe podmioty, żebyśmy już dłużej nie byli pozbawiani tych obiecujących produktów, tylko na bazie słabego osądu lub przez niejasne intencje. Te intencje, przez Chambona określone niejasnymi, to rzecz jasna zysk. Grzybnię postawić jest bardzo łatwo, a to spore zagrożenie dla korporacji, które do nabijania kabzy wykorzystają nawet globalną pandemię.

Mother’s Therapy to również, a może przede wszystkim, kapitalne zdjęcia. Specjalistów pomagających de Lattre’owi w terapii matki, osób zajmujących się szamanizmem, grzybów i miejsc, w których odbywało się leczenie. Prominentną pozycję oczywiście zajmuje sama matka autora. Widzimy ją w różnych stadiach procesu, ale fotografie mają intymny, a nie sanitarno-medyczny charakter, sugerowany słowem terapia. Obiektyw de Lattre’a oddaje synowską czułość, jest wręcz pełen nadziei na skuteczność leczenia. Jeśli można wynieść jakąś lekcję z Mother’s Therapy – poza tą, że psylocybina to obiecujące pole do badań – to właśnie namysł nad podejściem do medycyny. Z technokratyczno-finansowego, powinniśmy zacząć myśleć o medycynie jako czymś o wiele bardziej organicznym, humanistycznym. Nie znaczy to, że mamy wrócić do jaskini, ale łykanie garści tabletek to równie średnia opcja.
Zdjęcia z książki możecie zobaczyć również osobiście, w ramach Fotofestiwalu w Łodzi, który potrwa do końca tego tygodnia.