Jak zmniejszyć chęć do działania? Biurokracją i karami.

Organizacje pozarządowe to układ immunologiczny demokracji. Monitorują władze, nadrabiają jej niedostatki dzięki organicznemu działaniu blisko ludzi, reagują na wydarzenia szybciej i efektywniej, nawet w ramach swoich ograniczeń. Dowodów nie trzeba szukać daleko. Kiedy rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, to właśnie NGO-sy były – i w dużym stopniu nadal są – na pierwszej linii działań. Polski rząd bezczelnie i bez żadnych hamulców przywłaszczył sobie zasługi, zbijając polityczny kapitał na osobach aktywistycznych, które kosztem wielkiego wysiłku odpowiedziały na największy kryzys humanitarny, jaki zawitał w nasze progi w XXI wieku. W związku z postępującą katastrofą klimatyczną będzie ich tylko więcej, zatem sprawna sieć organizacji pozarządowych jest po prostu koniecznością.

Ale rządząca prawica, jak każda autorytarna władza, w NGO-sach widzi przede wszystkim wrogów. Scentralizowana wizja władzy, w której wszystkim da się sterować z partyjnej centrali i zacisza gabinetów, jest zupełnie nieskuteczna wobec wyzwań współczesności – co można było zobaczyć choćby w trakcie pandemii. Władza brnie w nią konsekwentnie. Niedawno wchodząca w skład rządzącej koalicji Solidarna Polska wygrzebała swój upiorny projekt, który zniknął jakiś czas temu z widoku opinii publicznej. Projekt ustawy o transparentności finansowania organizacji pozarządowych wpłynął do Sejmu 30 marca. Znajdziemy w niej nowe obowiązki, jakie zostaną nałożone na NGO-sy. Organizacje, których roczny przychód z działalności statutowej jest większy niż 250 tys. zł, będą musiały przekazywać informacje o źródłach finansowania projektów do Krajowego Rejestru Sądowego. To biurokratyczna litania, która utrudni działalność. 

Ustawa proponuje kilka rodzajów obowiązków w zależności od wielkości organizacji. Podstawowy dotyczy NGO-sów, które mają roczny przychód z działalności statutowej większy niż 250 tys. zł. Będą one musiały zebrać informacje o źródłach finansowania projektów i przesłać je do Krajowego Rejestru Sądowego. Zakres tych informacji określa załącznik do ustawy (poniżej prezentujemy pełną treść załącznika, żeby zobrazować, jak wiele informacji trzeba będzie przekazać do KRS). To nie wszystko: organizacja musi podać na swojej stronie internetowej, w terminie 7 dni od dnia uzyskania wsparcia lub wsparcia z zagranicy, informację o podmiotach udzielających wsparcia lub wsparcia z zagranicy. NGO-sy o przychodach przekraczających 1 mln zł będą zobowiązane do prowadzenia publicznego rejestru wpłat i rejestru umów. W projekcie ustawy przewidziano kary pieniężne, nawet do 50 tys. zł, oraz m.in. kary pozbawienia wolności do 2 lat. Kontrolę nad tym procesem będzie sprawował dyrektor Narodowego Instytut Wolności. Jeśli coś ma narodowy w nazwie, należy się bać. 

Cel ustawy jest jasny i napawa przerażeniem – chodzi o zwiększenie kontroli nad organizacjami pozarządowymi i skrajne utrudnianie ich działalności. Przepisy ustawy wskazują na intencję piętnowania zagranicznych źródeł finansowania, a przy takim stopniu biurokratycznych zobowiązań nietrudno będzie o potknięcia, które potem zostaną wykorzystane do ograniczania, a nawet zamykania organizacji. Nie mówiąc o drastycznym stopniu odpowiedzialności osobistej. Jak mówią osoby eksperckie, spora część rozwiązań podsuwanych przez ustawę już obowiązuje. Kluczowy jest tu natomiast Narodowy Instytut Wolności, który ma być tępym narzędziem w rękach władzy, nieznoszącej jakichkolwiek przejawów obywatelskiej autonomii. Rządząca prawica z zazdrością patrzy na Węgry i Rosję, gdzie obowiązują już podobne regulacje. Skutkiem ich wprowadzenia było zamknięcie bądź ograniczenie działania wielu NGO-sów. Polska bez organizacji pozarządowych to skandaliczny, mokry sen Kaczyńskiego i jego pachołów, miejmy nadzieję, że się nie ziści.

WIĘCEJ