Człowiek człowiekowi wilkiem?

Ze wszystkich kruchych konstrukcji męskich tożsamości, jedną z bardziej żałosnych i szkodliwych jest samiec alfa. Pomijając społeczne i etyczne implikacje tej idei, warto podkreślić, że zbudowana jest na… Kłamstwie. Mityczny samiec alfa to nie element naturalnego porządku, a efekt niezbyt rozsądnie przeprowadzonych badań przyrodniczych, które później zweryfikował sam autor. Chociaż napisał kolejną książkę i wręcz błagał o rozsądek, to mit samca alfa został przejęty przez kulturę popularną, przeniknął do powszechnego języka i stał się podstawą toksycznego biznesu sztuki podrywania. Zrodził również szereg innych samczych konstrukcji – samców beta, a ostatnio także kolejne kuriozum ze szlamu internetowych męskich subkultur w postaci samców sigma. Skąd wzięła się legenda o samcu alfa i jakie są jej konsekwencje?

David Mech to przyrodnik, który wyspecjalizował się w badaniu zachowań wilków. Początkowo badał je głównie w niewoli, a efekty tych obserwacji zawarł w wydanej w 1970 roku książce The Wolf: The Ecology and Behavior of an Endangered Species. Zauważył w niej, że pośród wilków często dominuje jeden samiec, którego nazwał alfa. Wizja hierarchicznie ułożonej wilczej sfory stała się bardzo popularna, a jej powierzchowne założenia zaczęto przykładać do innych zwierząt, a także ludzi. Kiedy nadeszły lata osiemdziesiąte, a popkultura wręcz uginała się od wzorców toksycznej męskości w postaci twardzieli jednoręcznie zbawiających świat, koncepcja samca alfa zyskała mainstreamowy poklask. Księgarskie półki zaroiły się od publikacji, które miały zrobić z ludzi samców alfa w biznesie, łóżku, grupie towarzyskiej, na studiach, czy w pracy. Każdy mógł nauczyć się dominacji, która była prezentowana jako pozytywne zachowanie i skuteczny środek do celu. Patriarchalna kultura w połączeniu z japiszońską obsesją na punkcie efektywności, wyników i kultu indywidualności stworzyły grunt, który tego typu szkodliwe, destrukcyjne dla społecznej równości bzdury przyjmował jak wysuszona gleba deszcz. David Mech nie mógł oczywiście wiedzieć, że jego skierowana do wyspecjalizowanego grona publikacja o wilkach będzie miała taki wpływ, ale mleko się rozlało.

Lata dziewięćdziesiąte karmiły się propagandą sukcesu. Jeśli ktoś sukcesu nie osiągnął, to pewnie sam był sobie winien, nie walczył skutecznie, nie był samcem alfa. Od końcówki lat siedemdziesiątych, dzięki ekspansji neoliberalizmu spod znaku Thatcher i Reagana (oby piekło traktowało ich równie okrutnie, jak oni resztę ludzkości) odbywała się brzemienna w skutki operacja na wartościach i języku. Wszystko co wspólne i społeczne było widziane jako nieskuteczne, naiwne, a nawet szkodliwe. Nastąpiła skrajna indywidualizacja całych społeczeństw, najpierw anglosaskich, potem także tych zza Żelaznej Kurtyny, na których wymuszono rynkową terapię szokową. Ideologia samców alfa miała tu spore pole do popisu, szczególnie kiedy prezentowano ją jako nowoczesną, zachodnią metodę organizowania swojego życia. Pokłosia tej terapii nie trzeba szukać długo – do dzisiaj odczuwa je każdy, kto starł się z upartym, ocierającym się o mobbing (albo nawet wprost mobbingiem będącym) stylem zarządzania zespołem w pracy, ma w rodzinie kogoś, kogo porwała narracja spod znaku jesteś zwycięzcą, czy padł ofiarą towarzyskich playerów. Zrzucanie winy za destrukcję więzi społecznych i postawienie na rywalizację zamiast współpracy na publikację Davida Mecha jest oczywiście przesadą. Ale nie da się ukryć, że figura samca alfa sprzyjała toksycznym ideom neoliberalnego kapitalizmu, które rozlały się po świecie, zostawiając po sobie połamane życiorysy i zredukowane do minimum usługi publiczne.

Jednym z obszarów, gdzie koncepcja samca alfa zrobiła największą karierę, były stosunki damsko-męskie. Wraz z latami dziewięćdziesiątymi, nastała era poradników wszelkiej maści. Od tych bardziej niewinnych w rodzaju Windows dla opornych, po upiorne, zakazane księgi wiedzy tajemnej dotyczące podrywu. Tak narodził się biznes pickup artistry, sztuki podrywu, który na dobre rozpędził się na początku XXI wieku, dzięki takim publikacjom, jak np. The Game Neila Straussa z 2005 roku. Budowanie relacji przedstawiano w nich jako polowanie, a porady autorów miały więcej wspólnego z psychologiczną manipulacją, aniżeli sensownymi sugestiami dotyczącymi nowych znajomości. Jedną z podstaw mitu samca alfa jest jego seksualna dominacja, objawiająca się w liczbie partnerek seksualnych i w tę stronę szły najróżniejsze poradniki. Męski samiec alfa to p o t ę ż n y ruchacz, który innych – samców beta – zostawia w tyle ewolucyjnych rozgrywek. Nie trzeba dodawać, że sztuka podrywu to dość żałosny element uniwersum toksycznej męskości, biznes skąpany w mizoginistycznym i seksistowskim błocie. Nie ma nic złego w publikacjach, które pomagają z nieśmiałością, samoakceptacją i poczuciem własnej wartości. Ale ci, którzy zbudowali biznes podrywania najczęściej nie mieli ani kompetencji, ani nawet dobrej woli, by swoje książki, seminaria, kursy i spotkania konstruować wokół takich wartości. Z powodzeniem rzucali głodne kawałki desperatom. Sam Neil Strauss twierdzi, że nie żałuje napisania The Game, ale nie może jej obecnie czytać, bo mocno się zestarzała i jest w jego ocenie efektem emocjonalnej niedojrzałości. No shit Neil, szkoda, że sztuka podrywu zyskała nowe życie na YouTube i innych mediach społecznościowych, gdzie kolejne pokolenie hochsztaplerów żeruje na męskiej samotności i desperacji. Sprytni zawodnicy wiedzą, w jakie struny uderzyć, żeby zachęcić do nabywania swoich książek i e-kursów. Gromadzą miliony wyświetleń, a nawet stają się bohaterami (i antybohaterami) w najbardziej mizoginistycznych i incelskich zakątkach internetu spod znaku red i black pilla. 

Kiedy świat nakręcał się coraz mocniej na przydatną w kontekście panującej ideologii koncepcję samca alfa, David Mech przeprowadzał rewizję swoich tez. Zresztą nie tylko on. Dzięki różnym badaniom prowadzonym w ostatnich dekadach okazało się, że wilki, które żyją wolno, zachowują się zupełnie inaczej, niż opisał to Mech w publikacji z 1970. Zachowania, które przypisał dominującej jednostce, okazały się odruchami wilczych rodziców, nie tylko samców. Zamiast wydumanej koncepcji dominacji i skomplikowanej siatki zachowań, które próbują ją zdobyć i utrzymać, wilki po prostu opiekują się swoimi szczeniętami. To, co było agresywną walką o pozycję, w warunkach naturalnych okazywało się rodzicielską edukacją, czy wprowadzaniem dyscypliny. Jedną z publikacji weryfikującej pomyłkową tezę Mecha wydał sam autor pierwotnej koncepcji. W 2003 światło dzienne ujrzała książka Wolves: Behavior, Ecology, and Conservation, poprzedzona artykułem naukowym Mecha, opublikowanym w 1999. W świecie nauki pojęcie samca alfa odeszło do lamusa, bo nie przeszło rzetelnej weryfikacji. Niestety, wszędzie indziej pokutuje dalej. Wciąż straszy, szkodzi, wpędza w kompleksy i rzuca w ramiona oszustów, którzy kwadratową szczęką szepczą zaklęcia, pozornie rozpraszające samotność. Nawet jeśli biznes sztuki podrywu znajduje się pod bezustannym ostrzałem ze strony progresywnych środowisk, pojawiają się wciąż nowe skutki jego działalności. 

Pojęcie samców beta jest rzucane w twarz przeciwników przez chłopców z alt-prawicy. Niedawno wyrosła kolejna kuriozalna konstrukcja męskiej tożsamości w postaci samca sigma, ewidentnie pojęciowe echo szaleństwa wokół alfa. Ten nawet nie musi się starać o dominację, jego cicha i p o t ę ż n a osobowość wynikająca z intelektualnej przewagi nad resztą słabiaków epatuje na tyle mocno, że wszyscy od razu go szanują. O ile samiec alfa beta mieli przynajmniej na półmityczne połączenie z porządkiem naturalnym, tak samiec sigma to już wyłącznie wymysł męskich subkultur internetowych. Wystarczy rzut oka na katalog samców sigma, prezentowanych jako przykłady: mamy tu Elona Muska, Keanu Reevesa, czy… Jokera z Batmana i Light Yagamiego z Death Note. Warto zauważyć, że Musk to żaden introwertyk ani geniusz (a właśnie to rzekomo konstytuuje samca sigma), a cwaniak z hajsem starych, który nie stroni od niskiego showmaństwa. Keanu Reeves to otwarty i serdeczny ziomek (a przynajmniej tak się prezentuje). Joker i Light Yagami to postaci fikcyjne, do tego psychopaci kompletnie pozbawieni zdolności rozumienia społeczeństwa. Manosfera to doprawdy mroczne, mroczne miejsce, pełne kuriozalnych i szkodliwych pomysłów dotyczących rzeczywistości – a najczęściej zupełnie od niej odklejonych.

Zawsze, kiedy gdzieś pojawi wam się przed oczami samiec alfa, albo usłyszycie wynurzenia na ten temat, reagujcie. Ta koncepcja ma tylko luźne i negatywnie zweryfikowane oparcie w rzeczywistości. Oczywiście, jako funkcja podtrzymywania pewnego społecznego porządku – w którym dominacja jest pozytywną wartością, a relacje międzyludzkie prezentowane są jako gra – sprawdza się wyśmienicie. Tak, jak samce sigma są usprawiedliwieniem dla zachowań rozbijających wspólnotę i równość. Tego typu figury są z gruntu podejrzane i trzeba szybko weryfikować ich zasadność. Świat pełen samców alfa sigma będzie jeszcze mroczniejszym miejscem, niż jest teraz.  

WIĘCEJ