VTSS: I have a rockstar in me

Nie da się ukryć, że VTSS w szybkim czasie stała się synonimem ekscytującego didżejowania. Artystka mozolnie pięła się do góry po kolejnych szczeblach kariery – od występów na krakowskim Unsoundzie (na którego triumfalnie wraca w tym roku) aż do wydawnictwa w kultowej wytwórni Ninja Tune – cały czas pracując ciężko na swój sukces. Nie tylko dopracowywaniem warsztatu, ale także przez niełatwą decyzję przeprowadzki z Polski do Berlina, a potem do Londynu. Cały czas głodna sukcesu, cały czas przechodząca metamorfozy w imię artystycznej ekspresji – VTSS jest gwiazdą muzyki klubowej nie bez powodu i nietuzinkową postacią sceny, na której często króluje banał. Zaproszenie na naszego digital covera było zatem naturalnym krokiem.

Nigdy nie postrzegałam mojej ambicji jako czegoś wyjątkowego, czy ponad normalnego, ale może coś w tym jest – mówi VTSS. W moim życiu nigdy nie było momentu, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że chcę coś więcej – to chyba kwestia wychowania, ale od zawsze wiedziałam, że chcę bardzo dużo i nie czułam ograniczeń (mentalnych) – aka cliché, jakim jest wiara w siebie. Byłam zawsze zawzięta żeby udowodnić każdej wątpiącej osobie do czego jestem zdolna. Czy zadziałało? Chyba tak, spoko ze coś pożytecznego z tego wyszło, ale nie idzie tak iść przez życie – zauważa przytomnie. Do dzisiaj, albo raczej: szczególnie dzisiaj, jest to coś z czym borykam się codziennie, bo zbudowalo to niezdrową bazę. Po paru miesiącach terapii zdałam sobie sprawę, że moja motywacja, szczególnie na początku, nie pochodziła ze zdrowego miejsca i do dziś się z tym borykam i nad tym pracuję. Konsekwentne trwanie na scenie muzycznej, szczególnie tak wymagającej i konkurencyjnej, jak klubowa, wymaga żelaznego charakteru. Pytam o momenty zwątpienia po drodze, bo o te naprawdę łatwo. Na początku zupełnie go nie czułam, ku niezadowoleniu rodziców rzuciłam studia prawnicze, żeby zajmować się muzyką i postawiłam wszystko na jedna kartę (nie polecam). Potem, szczególnie z covidem, wszystko zaczęło się komplikować, nastąpił mały „identity crisis” i niektóre rzeczy przestały cieszyć. Stąd też wszystkie moje ruchy przez ostanie dwa lata – żeby nie wpaść w rutynę, rozwijać się i odnaleźć nowe elementy pracy które cieszą.


VTSS swoją pozycję zbudowała nie tylko setami rozgrzewającymi publiczność, ale także solidnymi wydawnictwami, granymi przez osoby didżejskie na całym świecie. Wszystko raczej wyszło naturalnie krok po kroku. Miałam opcje wydania muzyki wcześniej, ale zainteresowane wytwórnie nie były tym, czym chciałam. Bardzo ważne było dla mnie od początku to, żeby mieć strategię. Największa lekcja, którą mogłabym komuś dać, to sztuka mówienia nie i czekania na odpowiedni moment. Jej kawałki wydawały takie uznane marki w świecie techno, jak Intrepid Skin, czy Repitch, ale prawdziwym przełomem jest wydawnictwo w Ninja Tune, od dekad jednej z najbardziej szanowanych wytwórni w elektronicznym świecie. Pierwszy label, z którym sama się skontaktowałam, to właśnie Ninja Tune. Jak w 2020 zaczęłam produkować ‚nie techno’, czyli te różne idm, beats, czy cokolwiek to jest, zrobiłam listę wytwórni, które były moim marzeniem. Może nie marzeniem, a planem – nie wierzę w marzenia związane z pracą, to bardziej plany, pomysły, opcje. Wtedy też pomyślałam – realistycznie daję sobie dwa lata, żeby wydać w Ninja Tune. Był to wrzesień 2020 – dwa lata co do miesiąca! (śmiech) VTSS dzieli się swoją skuteczną strategią: patrzenie na marzenia w formie projektów – dawanie realistycznych deadline’ów, opracowanie kroków, żeby tam dotrzeć itd. – bardzo polecam.

Ostatnie wydawnictwo VTSS, a nawet wydawnictwa, bo epka w Technicolor również znacząco wykracza poza parkietowy szablon. Szerokie horyzonty artystki przebijały się przez jej sety, ale dopiero w tym roku eksploruje je w pełni w muzyce, którą produkuje. Robiłam (i grałam) różną muzykę od zawsze – nie miałam odwagi i nie czułam, że jest to czas, żeby się nią publicznie dzielić. Ale szczególnie w 2020 stwierdziłam, że nie jestem w stanie wrócić do życia, jakie było przed pandemia – do tego hardkorowego grafiku i pętli imprezy, podróży i skutków tego życia. Zrozumiałam, że jestem gotowa i mam czas teraz albo nigdy, żeby spełniać marzenia i robić to, co chcę robić.

Życie w trasie nie należy do najłatwiejszych, nawet jeśli nagrodą są tysiące rąk uniesionych w górę w trakcie najlepszych momentów kolejnych setów. Ale najbardziej witalnym źródłem inspiracji dla VTSS był nowy dom. Lata za DJ-ką nauczyły bardzo dużo, ale najwięcej ostatnie dwa lata mieszkania w Londynie. Nawet nie zawsze grania, ale bycia częścią sceny w UK. I nie chodzi mi o Berlin-wannabe klubowe instytucje, ale jak szeroko postrzega się muzykę klubową. Nigdy nie byłam znana z bycia purystką, ale dopiero w Londynie nauczyłam się, że zabawa zaczyna się tam, gdzie kończą się podziały na gatunki. Dla mnie przyszłość jest zdecydowanie post-genre. Te postgatunkowe realia dobrze oddaje Circulus Vitiosus (z łaciny: błędne koło), czyli wymarzony – czy może bardziej zaplanowany – debiut VTSS w Ninja Tune. Na pierwszy plan wybijają się… wokale. Fun fact about me: zanim produkowałam, śpiewałam jazz i rozrywkę, jakieś 10 lat temu w liceum. To było zawsze główne marzenie, które było zatrzymane przez jakieś guzki śpiewacze, czy inne ustrojstwo. Strasznie mnie to zamknęło w sobie i nie myślałam, że kiedykolwiek skorzystam z mojej głosu. Zaczęłam robić beaty dla zabawy w 2020 i chciałam je wysłać wokalistom i raperom, nie wiedziałam jak się za to zabrać, ale przyjaciele z Londynu związani z bardziej hyperpop/alt pop/ex deconstructed sceną truli mi dupę przez miesiące, że mam bardzo specyficzny, głęboki głos i powinnam zacząć go używać. I tak też się odważyłam, nagrałam wokale na mikrofon w laptopie lol i wysłaliśmy demo do Ninja Tune. Mój A&R z wytwórni powiedział potem, jak już podpisaliśmy kontrakty, że kojarzył tylko mój pseudonim artystyczny mniej więcej ze sceny, z jakiej pochodzę i pomyślał: „ugh another boric generic techno incoming”. Czym Bogu dzięki nie było! (śmiech)

Słuchając tego materiału, przez moją głowę przewijała się istna mieszanka pojęć: electroclash, techno, hyperpop, deconstructed club, trip hop. Lubię słuchać jak ludzie to widzą – odpowiada VTSS. Nie myślałam o tym zupełnie, bo serio: mój punkt widzenia zmienił się tak, że nawet sama przestałam odróżniać, co jest jakim gatunkiem. Jak ja, czy moi znajomi słyszymy kawałek, jedyne co kogo obchodzi, to czy jest to według nas banger. Nagranie muzyki z własnym głosem to milowy krok, odsłaniający artystkę z perspektywy, z jakiej jej do tej pory nie znaliśmy. Dużo decyzji w moim życiu było kierowanych strachem- przed opiniami, przed hejtem, przed percepcją. VTSS zawsze było tym, czym jest teraz, tylko ja nie byłam gotowa na to, żeby się bardziej obnażyć. VTSS jest mną, czasem przerysowaną wersją mnie, czasem wersją z przeszłości, czy wersją z równoległej rzeczywistości, gdzie podjęłam inne decyzje i nie wylądowałam tu, gdzie jestem teraz. Lubię eksplorować to, sama nie do końca wiedząc gdzie kończy i zaczyna się prawda – jest to dla mnie natomiast wspaniały sposób, żeby się tego dowiedzieć. Praca z wokalem wiąże się z innymi wyzwaniami, niż te, których VTSS podejmowała się do tej pory. Ciagle mam astmę i problemy z gardłem i strunami głosowymi, więc gładko nie było, ale hmm, gorsze przeszkody mnie nie zatrzymały – deklaruje ze śmiechem. Na koniec naszej rozmowy pytam o zmianę kierunku – czy to, co słyszymy na Circulus Vitiosus jest stałym przestawieniem paradygmatu twórczego? Wiesz co, to jest najbardziej ekscytujące, że nie wiem! Na pewno klub jest dla mnie domem, jednak może nie jest to takie wąskie postrzeganie muzyki klubowej, jak przez nasze techno-centryczne sceny. Mam długi kontrakt z Ninja Tune, więc muszę się brać do pracy. Chcę nagrać album i ruszyć z nim w trasę live. Przed pierwszym lajwem na Primaverze stresowałam się bardziej niż przed maturą, rozmawiałam z przyjacielem: „co jeśli nie mam tej rockstar w sobie?” Zdecydowałam potem, że absolutnie I have a rockstar in me, więc będziemy tego próbować – kwituje ze śmiechem. I rzuca entuzjastycznie: będę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby się nie nudzić.


Poptown.eu
Photography & Video: Marcin Kempski
Set design: Michał Zomer @daughter_of_lama @ilikephotogroup
production: Mikołaj Jaźwiecki
Styling: Ewelina Gralak
Makeup: Sonia Kieryluk
Hair: Michał Pasymowski
Nails: Patrycja Jewsienia
Asystentka stylistki: Natalia Osełka
Asystent Fotografa: Hubert Libuda
Cover Typography: Renata Motyka
Interview: Pawel Klimczak
Editor in Chief & Creative Director: Daniel Jankowski
Director of Creative Production: Julia Czub