Z ikonami polskiego internetu rozmawiamy o tym, z czego nie wypada się śmiać, konsekwencjach odnoszenia sukcesu w online, przyznawaniu się do błędów, Paździochowej i planie Kingi Dudy, by zmienić Polskę na lepsze. Jak zwykle szczerze i bez filtra.

Hanna Szkarłat: Czytanie Kuriozum to wild ride. Ta książka to kawał historii, to nie tylko rozwój Vogule Poland w ciągu 10 lat, ale też mediów społecznościowych w Polsce, życia celebryckiego i towarzyskiego. Jak przez tę dekadę zmieniło się wasze poczucie humoru i waszych odbiorców?

Patryk: Chyba nigdy świadomie o tym nie myśleliśmy. Działamy online już tak długo i obserwujemy rozmaite zmiany, że po prostu podświadomie wyciągamy wnioski. Na pewno humor sprzed 10 lat różni się od tego teraz. Zmieniła się nie tylko wrażliwość społeczna, ale i po prostu nasza, inne rzeczy nas bawią.

Madam: Społeczeństwo nabrało trochę empatii, ale nie powiedziałbym, że ogół, raczej część. Do tej części należą też nasi obserwatorzy, którzy są dojrzalsi, to głównie kobiety między 20 a 30 rokiem życia. Kiedyś, zwłaszcza w początkowych latach, nasze memy były bardziej kontrowersyjne.

Patryk: Ostrzejsze.

Madam: Tak, ale to dlatego, że takie po prostu było nasze poczucie humoru. Niektórych memów już byśmy teraz nie zrobili, bo nas nie bawią. Były zbyt dziecinne. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że ludzie bywają przwrażliwieni i lata doświadczenia pokazały nam, że czasem warto odpuścić.

Patryk: Dziś wiemy, że nie każdy żart powinien być wypowiedziany na głos. Możemy żartować między sobą, bo znamy wzajemne poczucie humoru i kontekst, ale publicznie ten sam żart może kogoś zdenerwować czy zasmucić. Teraz jesteśmy na to wrażliwsi.

Madam: Chodzi o empatię. Na tym świecie żyje naprawdę mnóstwo ludzi z rozmaitymi doświadczeniami i traumami, trzeba mieć to z tyłu głowy. Zresztą widać, że wszędzie w popkulturze pojawiają się różnego rodzaju ostrzeżenia przed teledyskami, w serialach itd. 10 lat temu nikogo to nie obchodziło. Panowało nastawienie w stylu: masz problem? To nie czytaj i spierdalaj. Powoli otwieramy się na innych i staramy sobie nawzajem ułatwiać życie.

Czy polskie poczucie humoru jest specyficzne?

Patryk: Każdy kraj ma własną specyfikę humoru, a do tego dochodzi też specyfika pokoleniowa. Polski humor wyróżnia szeroko pojęte śmianie się z nieszczęścia. Czasami te żarty potrafią być naprawdę śmieszne, jak w przypadku Jacka Sasina, który przejebał 70 mln złotych na wybory, które się nie odbyły, a czasem jest niesmacznie, gdy śmiejemy się z ludzkich dramatów.

Poziom absurdu w Polsce jest tak wysoki, że można się śmiać lub płakać, czasem nawet jednocześnie. Mieliście lub macie tematy, z których z wiecie, że nie będziecie żartować?

Patryk: Nie mieliśmy nigdy żadnej tabelki w głowie czy w komputerze tego, co komentujemy lub nie. Od początku robimy wszystko na wyczucie. Oczywiście są tematy, które nam nie leżą i mówimy o tym głośno. Jednym z nich jest, chociażby MMA i wszystkie celebryckie mordobicia. Oczywiście, jeżeli gwiazda z naszego uniwersum się tam pojawia, to nie udajemy nagle, że to się nie wydarzyło, ale nie będziemy się tym też emocjonować. Nawet jeśli jest z tego duży hajs na przykład na YouTubie.

Madam: Tak samo, jak chodzi o dramaty osobiste, związkowe – Opozda, Królikowski, Maffashion, Fabijański. Przez kilka tygodni wszyscy na tym jechali, też moglibyśmy, ale nie chcę mieć na sumieniu tego, że śmiałem się z rozpadu czyjegoś związku. Kilka lat temu mógłbym mieć to w piździe, teraz uważam, że temat po prostu nie jest wart poruszania. Z perspektywy czasu na pewno nie poruszalibyśmy tematów ze świata celebrycko-patologicznego, pokroju Izabeli Kisio. To po części przez nas zaczęła pojawiać się wśród młodszej publiczności, teraz na pewno byśmy się tego nie tykali.
Zawsze mówiliśmy, że mamy specyficzne poczucie humoru, które nie trafi do wszystkich i nadal jesteśmy tego samego zdania. Nie zależy nam na największej ilości obserwujących, chcemy po prostu, żeby ci obserwatorzy byli nasi. Zakątków w internecie jest mnóstwo, równie dobrze ja mogę gdzieś zawędrować i stwierdzić: kurwa co to za kaszana, kogo to w ogóle bawi?, a to ma milion polubień. Działa to też w drugą stronę, ludziom może się nie podobać to, co my robimy, mogą myśleć, że Vogule Poland jest głupie i lepiej wtedy po prostu odobserwować, niż nakręcać się w komentarzach.

Zarówno w rozmowie z wami, jak i w książce ujęła mnie szczerość. Opowiadacie o wszystkim po prostu tak, jak to widzicie i nie ma tu jakiś PR-owych gierek. W książce Madam stwierdzasz, że Paździochowa jest dis bicz, bo mówi, co myśli i ma wyjebane, a z Patrykiem moglibyście taką Paździochową stworzyć, pomijając tę zgorzkniałość i złość. Przez całą swoją karierę byliście chyba true to yourself, szczerzy, mówiliście prosto z mostu. Czy może mieliście jednak moment zagubienia ze względu na duży sukces lub niepewności w momentach kryzysu?

Patryk: Ja miałem takie dylematy podczas naszej największej dramy z Wardęgą. Zastanawiałem się, co dalej robić. Chciałem skończyć z Vogule, znaleźć inną pracę i odciąć się całkowicie, zresztą mówię o tym szerzej w książce. Miałem poczucie osamotnienia i niezrozumienia. Tak, jak mówisz, przez te 10 lat byliśmy sobą, jest naprawdę mało sytuacji, w których się sobą nie czułem, a to dlatego, że było to wtedy niemożliwe. Byłem zakrzyczany, źle zrozumiany. Ze strony innych nie było chęci zrozumienia mnie, czy też może ja nie potrafiłem wyrazić się tak, by ktoś mnie zrozumiał.

Madam: Dostrzegałem nasz sukces, widziałem statystki i przychody, które z miesiąca na miesiąc były coraz lepsze, ale nigdy nam nie odbiło. Po prostu nakręcało do pracy, był flow, tendencja rosnąca i myśleliśmy, że tak będzie już zawsze. Nie pamiętam, żebyśmy się jakkolwiek zmieniali. Naszą jedyną i największą zmianą była przeprowadzka do Barcelony, ale to nie był plan pt. nachapać się hajsu i wyjechać z kraju. W pewnym momencie mieliśmy już po prostu dość mieszkania w Polsce, a specyfika naszej pracy ułatwiła nam wyjazd. W tym wszystkim zawsze byliśmy sobą. Może dzięki pracy łatwiej otwieraliśmy na ludzi. Patryk był pomysłodawcą kanału na YouTubie, jak zaczynaliśmy, byłem kompletnie wystraszony, zupełnie nie wiedziałem, jak to ugryźć. Z czasem, gdy odbiorców było coraz więcej i pojawiały się pozytywne komentarze, to i ja się otwierałem. Wciąż byłem tą samą osobą, ale po prostu mniej skrytą.

Był moment otwarcia, ale chyba też zamknięcia się na odbiorców po tym, jak dostaliście od nich tak mocno po dupie przy dramie z Wardęgą.

Madam: Oczywiście. To był moment, że zamknęliśmy się automatycznie, dla własnego dobra i wciąż staramy się na nowo powoli wrócić, ale myślę, że już nigdy nie będziemy tak otwarci, jak chociażby w momencie naszej przeprowadzki.

Patryk: Te czasy minęły bezpowrotnie. To, co się wydarzyło, nas zmieniło, teraz inaczej patrzymy na kulturę internetową.

Madam: Wydaje mi się, że w pewnym sensie przejrzeliśmy na oczy. Może pod tym względem zachłysnęliśmy się sławą. Odbiło nam, bo czuliśmy się zżyci z dziesiątkami czy setkami tysięcy osób. Zawsze mierzyliśmy się z homofobicznymi tekstami, ale mieliśmy też swoją bańkę, w której czuliśmy się bezpiecznie, aż w pewnym momencie straciliśmy to poczucie bezpieczeństwa. Teraz wiem, że nie powinniśmy wymagać zbyt wiele od ludzi, których przecież nie znaliśmy, ale wtedy liczyliśmy na jakieś wsparcie, zrozumienie.

W książce mówisz o swoim wkurwie na ludzi, obserwatorów, fanów. Poczułeś się oszukany. Czy ta utrata bezpieczeństwa pokazała wam, że na ludzi z internetu nie można liczyć?

Madam: To jest grząski temat, bo nie można generalizować. Zawsze, przez całą naszą drogę, wszystkie wzloty i upadki były wokół nas osoby wspierające. Te, które znamy, ale też i obce, więc nie mogę powiedzieć, że nie można liczyć na ludzi w internecie. Jednocześnie to, że skrajnie negatywne głosy wyrządzają więcej krzywdy niż te najbardziej pozytywne, jest smutnym faktem. Co z tego, że ktoś się do ciebie uśmiechnie, jak inna osoba da ci w pysk?

Patryk: Często za tę samą rzecz.

Madam: Dokładnie. Dlatego to jest wszystko bardzo skomplikowane, na pewno nabraliśmy więcej dystansu.

Patryk: Ja się na pewno stałem mniej ufny w stosunku do tego, co czytam na swój temat.

Ale w stosunku do pozytywnych słów?

Patryk: Niestety tak i muszę nad tym popracować. Pozytywne słowa do mnie nie trafiają, mijają mnie. Nawet gdy wiem, że są szczere i płyną z głębi serca, to jest we mnie bariera, której jeszcze nie potrafię przełamać.

Kuriozum dokładnie opowiadacie o tym, co czuliście w miesiącach, gdy cała sytuacja z Wardęgą eskalowała. O lęku, poczuciu osamotnienia, kompletnym braku bezpieczeństwa, osaczeniu, a nawet myślach samobójczych. Czy to, że mieszkaliście już wtedy poza Polską, jakkolwiek pomogło wam się zdystansować?

Madam: Jeśli pomogło, to w jakimś mikroskopijnym stopniu. Tak naprawdę to był najgorszy tajming na świecie. Pierwszy raz w życiu przeprowadziliśmy się do innego kraju. Ja się do tego czasu nawet nie przeprowadzałem nigdy z miasta do miasta, a przeprowadzka za granicę to dla każdego dużo. Do tego nie stopowaliśmy z pracą, jeszcze dwa dni przed samym wyjazdem wciąż nagrywaliśmy. Mieszkanie w pudłach, a my cisnęliśmy z prasówką, bo wiedzieliśmy, że po przyjeździe będzie mniej czasu, ale w sumie już w pierwszym tygodniu w Barcelonie nagrywaliśmy wideo. Nawet nie chodziło o hajs, po prostu chcieliśmy być fair w stosunku do obserwatorów.

Patryk: Czuliśmy się zobowiązani. Co poniedziałek miała być prasówka i my ją dostarczaliśmy.

Madam: Był plan, że nasze życie zmienia się na lepsze, w pewien sposób zaczynamy na nowo, a tu nagle wszystko pierdolnęło. Wszyscy po nas zaczęli jechać, nie mieliśmy nic do powiedzenia. To gorsze od dręczenia w szkole, bo z internetu nie uciekniesz do domu. Z takiej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, nic co powiesz, nie usatysfakcjonuje ludzi, którzy są żądni krwi. To jest niestety pewna konsekwencja sukcesu w internecie.

Jak po tak traumatycznym doświadczeniu odzyskać wiarę w ludzi i chęci do tworzenia contentu?

Patryk: Wtedy zrobiliśmy sobie przerwę. Nie komunikowaliśmy, kiedy wrócimy…

Madam: …bo nie wiedzieliśmy.

Patryk: Nie wiedzieliśmy, kiedy będziemy gotowi, ale w końcu ten czas nadszedł dosyć naturalnie.

Madam: To ty byłeś prowodyrem. Ja nie byłem jeszcze wtedy taki chętny na powrót, ale przemawiały do mnie twoje przemyślenia. Czy wróciliśmy zbyt wcześnie? Nie wiem. Nie oglądam naszych materiałów, ale nie wspominam dobrze nagrywania w tych pierwszych miesiącach, to było męczące. Byliśmy pogubieni. Nagle z tendencji rosnącej, było coraz gorzej i gorzej, nie wiedzieliśmy, czemu jest tak chujowo, ale mieliśmy być sobą i wciąż tworzyć zabawny content. Wszystko to nas zniechęcało, jednocześnie staraliśmy się dalej robić swoje. Koniec końców, napisanie książki naprawdę nam pomogło. Wreszcie mogliśmy wszystko z siebie wyrzucić i wróciliśmy do korzeni. Od samego początku skupialiśmy się na ironii, sarkazmie, głupocie i śmiechu. W pewnym momencie, wraz ze wzrostem popularności, stwierdziliśmy, że chyba powinniśmy być poważniejsi. Mieliśmy platformę i chcieliśmy się jakoś zaangażować, wydawało nam się, że to nasz obowiązek. Ale już nam się nie chce.

Patryk: Mamy to w dupie. Wydawało nam się, że powinniśmy informować o poważnych sprawach, ale to, co powinniśmy, to być w porządku i tyle.

Piszecie w książce, że prawda nie ma znaczenia, a przynajmniej nie na YouTubie. Z książką jest inaczej? Nie boicie się znów odsłaniać?

Madam: Nad książką myśleliśmy latami, to coś zupełnie innego. Zrobiliśmy ją dla nas, dla naszych odbiorców z okazji 10-lecia. Być może będzie to nasza jedyna wspólna książka, musiało się tam pojawić wszystko, co dobre i złe. Bez sensu byłoby pomijać jakieś wątki.

Patryk: Odnaleźliśmy też nowy sposób na istnienie publiczne. Tak, jak mówił Madam, wróciliśmy do korzeni. Śmieszkujemy i ironizujemy, zamiast robić interwencje i poważne materiały. Nie szukamy skandali, by zabrać głos. Druga sprawa jest taka, że ludzie lubią robić z Youtuberów bożków. Osoby nieomylne, które nie mogą zrobić nic złego, nie popełniają błędów. Wiele odbiorców i odbiorczyń ufa takim ludziom bezgranicznie, a przecież osoby, które tworzą, też są ludźmi. Popełniają błędy, podejmują złe decyzje. Zawsze mnie to uwierało i broniłem się przed wchodzeniem w rolę bożka, który będzie mówił innym, jak mają żyć, o której się budzić i co jeść na śniadanie. To, jak teraz działamy, pozwala nam nie wchodzić w role właśnie takich bożków. Ludzie nie klikają już w nasze filmy, by wiedzieć, co myśleć, i jak się zachowywać, tylko żeby miło spędzić czas.

Madam: Lepiej być błaznem, niż bożkiem i przynajmniej mieć z tego frajdę.

W ogóle ciekawym wątkiem w Kuriozum jest przyznawanie się do błędów. Wspominacie kilka sytuacji, gdy ktoś powinien przyznać się do pomyłki i przeprosić was, a tego nie robi lub robi to słabo. Czy ludzie w polskim showbiznesie potrafią przyznać się do błędu? I czy jest na to jakiś dobry sposób?

Patryk: Uważam, że są takie momenty, w których nieważne, jak ktoś przeprosi, zawsze będzie to odebrane źle i ktoś się przyczepi. Po prostu czasami poziom emocji w konkretnych inbach jest na tyle wysoki, że nawet najszczersze wyznanie grzechów to za mało.

Madam: Co w ogóle oznaczają dobre przeprosiny lub dobre wyjaśnienie? Ja z natury jestem nieufny, a szczególnie jeśli chodzi o osoby publiczne. Nie ufam ludziom, którzy mają całe sztaby PR-owców czy asystentów i z każdym gównem muszą konsultować się z 10 osobami, bo mają mnóstwo kampanii reklamowych i nie wiedzą, co mogą mówić, a czego nie. Z drugiej strony, gdy dzieje się coś kontrowersyjnego, to ludzie chyba oczekują, że ktoś inny będzie moderował ten przekaz. Nam też doradzano, żebyśmy zatrudnili kogoś od PR-u, a ja nigdy nie czułem takiej potrzeby w najgorszym ani w najlepszym momencie. Nie wiem, jak miałoby nam to pomóc. Nie rozumiem, po co mielibyśmy wprowadzać kompletnie obcą osobę, która zarabia hajs na mówieniu przez nas, a pewnie ma w piździe zarówno naszych odbiorców, jak i nasz content. Mam wrażenie, że ludzie po prostu lubią ściemę. Karmić się tym całym gównem na Instagramie, reklamami, przerobionymi zdjęciami. Gdzieś podświadomie wiedzą, że coś nie gra i to jest nieszczere, ale biorą w tym udział. Celebryci i influencerzy, którzy pod reklamą pytają: jaka jest Twoja ulubiona pora roku? ☺, mają w dupie te wszystkie odpowiedzi. Przecież oni nie czytają tych tysięcy komentarzy, ich to nie kompletnie obchodzi, po prostu chcą nabić statystyki i zrobić zasięg.
Kolejna sprawa jest taka, że jedni przepraszają, a inni nie. Jak na przykład Tamara Gonzales Perea, która sprzedaje czaszki z AliExpress i uzdrawiała chore dziecko w telewizji śpiewaniem. Nic nie wyjaśniła, powiedziała, że ma rację, a wszyscy kłamią i ma to wszystko w piździe. Dalej obserwuje ją kilkaset tysięcy osób, robi kampanie, marki płacą jej za współpracę i tak to się kręci.

A co w takim razie z różnicą między hejtem a krytyką? Odnoszę wrażenie, że często słowa krytyki, która mogłaby działać konstruktywnie, są zbywane mówieniem o walce z hejtem.

Madam: To jest w ogóle stała zagrywka celebrytów. Kiedyś udostępniliśmy zdjęcie Gosi Andrzejewicz, które sama wrzuciła na stories i podpisaliśmy, że chyba potrzebuje Rutinoscorbinu.

Patryk: To był żart, bo jej twarz na tym zdjęciu była tak przerobiona, że aż niewyraźna.

Madam: To ona zaczęła nas nazywać hejterami i porównywać do rasistów. Klasyk. Nawet ostatnio w jednej z naszych prasówek przywoływaliśmy sytuację, w której Julia Wieniawa nazwała jakąś pseudo dziennikarkę hejterką, bo tamta powiedziała, że była prawie naga na evencie i tak nie wypada. Słowo hejt już nic nie znaczy, bo teraz wszystko można określić hejtem.

Jak już mówimy o hejcie, to przypomniała mi się akcja z Kingą Dudą – jeden z moich ulubionych momentów w książce – która napisała do was wiadomość na Instagramie. Zaprosiła do udziału w projekcie, nad którym niby pracowała i który miał pomóc jej zrozumieć inność osób nieheteronormatywnych oraz poprawić ich sytuację w Polsce – lol XD. To wszystko było szokujące i obraźliwe, ale dobrze ją wypunktowaliście. Od tej wiadomości minęły dwa lata, o projekcie Kingi Dudy słuch zaginął (szok), a osobom niehetero w tym kraju wciąż żyje się ciężko. Mimo tego w Polsce jednak macie więcej możliwości związanych z rozwojem Vogule Poland, łapaniem znajomości, networkingu. Czy myśleliście kiedyś o powrocie z tego względu?

Madam: Powrót do Polski na stałe? Na pewno nie. Tu [w Barcelonie – przyp. red] szans na networking nie ma żadnych, bo nikt nas nie zna. Co najwyżej nasza pani z piekarni wie, że jesteśmy jakimiś Youtuberami z Polski.

Patryk: Dowiedziała się, bo chłopak jej brata jest Polakiem [śmiech].

Madam: W każdym razie do Polski wracamy tylko na imprezy. W tym roku zagraliśmy już cztery, a przed nami jeszcze jedna na Halloween i za każdym razem, gdy przyjeżdżamy, czuję się tragicznie. Za każdym razem chce spędzić tam jak najmniej czasu. Mimo że widzę się z moją rodziną, mogę zjeść coś, czego nie ma tutaj i bawię się na imprezie z tłumem fantastycznych osób, to ja po prostu nie czuję się w Polsce dobrze. Za każdym razem chcę wrócić do mojego domu, który jest tutaj. Tutaj czuję się bezpiecznie i absolutnie nie wyobrażam sobie pobytu w Polsce dłużej niż kilka dni.

A jak powrót na scenę? Jak odbiór fanów i w ogóle, jak czujecie się, grając ponownie imprezy?

Madam: To było mega dziwne, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać i jak ogłosiliśmy imprezy, to nie wiedzieliśmy nawet, czy ktoś będzie chciał przyjść. To nie tylko kwestia wyprowadzki. Po drodze przecież jeszcze była pandemia, dramy, po prostu nie wiadomo było, na czym stoimy, ale mam wrażenie, że wróciliśmy do tego, co zostawiliśmy.

Patryk: Ja się bardzo bałem. Pamiętam, że byłem totalnie zesrany przed pierwszą imprezą w Warszawie. Nie wiedziałem, co się wydarzy i czy w ogóle dam radę, a ostatecznie było super. Po którejś z imprez Madam powiedział mi, że jest pozytywnie zaskoczony tym, ile wychodzę do ludzi i, że nimi tańczę. Ja w ogóle nie zwróciłem na to uwagi. Nie porównywałem do tego, co było te dwa czy trzy lata temu, kiedy graliśmy imprezy regularnie. I rzeczywiście teraz jestem  bardziej otwarty, bardziej z ludźmi.

Madam: Twój wewnętrzny mikro ekstrawertyk stwierdził, że to jest jego czas. Ty nawet nie kontaktowałeś, co się dzieje [śmiech]. Dla nas imprezy zawsze były czymś wyjątkowym. Zaczynaliśmy, grając dla kilkunastu osób i potrzebowaliśmy tego powrotu. Myślę, że oprócz książki właśnie te kilka imprez doprowadziło nas do równowagi, bo mieliśmy bezpośredni kontakt z zajebistymi, pozytywnymi ludźmi. Sama ta pozytywna energia była jakąś odmianą w życiu, w którym jak u każdego bywa różnie.

Patryk: To dało nam do zrozumienia, że ktoś na nas jeszcze czeka.

I co, planujecie jeszcze grać, czy to był tylko taki sezonowy strzał?

Madam: Nie wiemy. Zbliżająca się impreza w Krakowie będzie naszą ostatnią w tym roku. Nie mamy jeszcze planów na przyszły rok, staramy się też nie myśleć tak długodystansowo. Jeśli będziemy mieli ochotę i będzie okazja, to pewnie zagramy, a jak nie, to nie.

Podsumowaliście 10 lat swojej obecności w internecie, oprócz tych najbardziej hardcorowych sytuacji, macie jakieś ulubione inby czy dramy?

Madam: Tak naprawdę większość tych dram nas bawi. Może było inaczej kiedy to przeżywaliśmy czy w momencie, gdy powstawała ta książka i cofaliśmy się do każdej z nich, ale w gruncie rzeczy większość z nich jest śmieszna. Edyta Górniak mówiąca o nas w Polsat News, że ukrywamy się przed nią w Hiszpanii, słuchasz tego i myślisz sobie: no nie wierzę, pojebane. Czy Krzysztof Ibisz, według którego nazywaliśmy dzieci parówkami. Rzeczy od czapy. To wszystko mnie już teraz bawi.

Patryk: I ta Gosia Andrzejewicz bez nosa!

Madam: To było krok od rasizmu [śmiech]. Serio tych wszystkich rzeczy nie da się brać poważnie.

A jakiej rady udzielilibyście sobie samym z początku waszej przygody z Vogule Poland?

Patryk: Powiedziałbym sobie, żeby bardziej wyluzować i żebym się tak bardzo nie przejmował tym wszystkim, co dzieje się dookoła.

Madam: No ja też o tym pomyślałem, ale prawda jest taka, że można by sobie mówić coś takiego, a niektóre rzeczy i tak trzeba przeżyć, żeby je zrozumieć, więc niestety, nie ma ratunku.

A co dalej?

Madam: Moim planem jest to, aby każdy dzień przeżyć fajnie.

Ambitnie.

Patryk: Carpe diem jak Szymon Wydra.

Madam: Dokładnie. Oprócz tego stawiam swoje życie prywatne na pierwszym miejscu, a nie życie zawodowe, jak to robiłem przez lata i bardzo mi się podoba, więc absolutnie nie wiem, co przyniesie przyszłość.

Patryk: Nigdy nie mieliśmy żadnego biznesplanu i teraz też nie mamy. Zupełnie nie wiemy, co będziemy robić za dwa czy trzy lata.

Madam: Niech czas płynie, a my z nim. W tych czasach, gdy co chwilę wybucha jakaś wojna, pandemia i inne gówno, to jakby serio, YOLO.

 

Szukacie więcej juicy ploteczek z branży i szczegółów budowania memowego imperium? Kuriozum do kupienia tutaj.

WIĘCEJ