Ostatnio coraz więcej mówi się o szkodliwości stereotypów i ich wpływie na społeczne uprzedzenia, które wzmacniają wrogość i pogłębiają różnice społeczne. Odnoszą one się m.in. do płci, rasy, narodowości, orientacji, klasy społecznej, wieku. Okazuje się jednak, że uprzedzeniami i stereotypami zainfekowane są też dziedziny życia, o których wolimy myśleć, że opierają się na naukowych badaniach, obiektywizmie podpartym twardymi faktami i w których nieomylność staramy się ufać.

Mowa o medycynie, której kształt, taki jak znamy dzisiaj, również determinowały różnego rodzaju przekonania budowane na niechęci.

Czy zastanawiałaś się nad tym kiedykolwiek, czy byłabyś u lekarza traktowana inaczej, gdybyś była np. mężczyzną? Według Johna Olivera jeżeli jesteś kobietą i / lub kolorową osobą, twoja relacja z opieką społeczną może być zupełnie inna, niż gdybyś była / był białym mężczyzną. Oliver tłumacząc tę zależność w swoim programie Przegląd tygodnia: wieczór z Johnem Oliverem emitowanym przez HBO podsumowuje ją żartobliwym i autokrytycznym zdaniem „a kto lepiej wam to wyłoży, niż ja, czyli najbielszy z białych mężczyzn?”.

Historycznie kobiece ciała od zawsze walczyły z ocenianiem, błędnymi rozpoznaniami i pełnymi mizoginii przekonaniami na swój temat. Na przykład według św. Ambrożego kobieta idealna, czyli istota pozbawiona seksualności, wydziela zupełnie inną woń od „niewolnic swoich namiętności”. Z kolei XVI-wieczny chirurg Ambroży Peru uważał, że kobieca łechtaczka jest zbyt bezwstydna, by w ogóle o niej pisać. Leonardo Da Vinci pomijał waginę w swoich anatomicznych rysunkach uznając ją za odrażającą, a do 1948 roku była ona w ogóle wymazywana z podręczników medycyny. Mimo tego, że pozycja i sytuacja kobiet się zmieniły, to do dzisiaj nie mają one łatwo, co potwierdzają badania przytaczane przez Olivera.

Doceniając fakt, że znaczna część lekarzy pracuje ciężko i często w złych warunkach, nie wolno pomijać tego, że stereotypy zbudowane na niechęci do różnych grup społecznych wpływają na medycynę. I w ogromnym stopniu może to wpływać na to, jaką pomoc otrzymujemy.

Jeden z popularnych amerykańskich programów telewizyjnych Full Frontal, prowadzony przez Samanthe Bee został poświęcony endometriozie. Jest to choroba, o której całe szczęście ostatnio mówi się coraz więcej, a która przez lata była właściwie nierozpoznana i lekceważona. Endometrioza to stan, w którym komórki, które powinny znajdować się w macicy, występują również poza nią, w innych organach, np. w jelicie, otrzewnej, przeponie, jajnikach, czy płucach. Schorzenie to powoduje bardzo intensywny ból, chroniczne zmęczenie, a w zaawansowanym stadium prowadzi do bezpłodności. Zwiększa także możliwość zawału serca o 52 %. Kobiety skarżące się na przeszywający ból menstruacyjny, powodujący niekiedy wymioty, drgawki, a nawet omdlenia, słyszały od lekarzy, że ból jest wpisany w cyk owulacyjny, czy też „kobiecą naturę”. Jakiś czas temu Hanna Lis publicznie przyznała, że cierpi na endometriozę:

– Chorowałam na nią od 16 roku życia. Tylko wcześniej w ogóle nie wiedziałam, co mi jest. Moje symptomy były zupełnie postponowane przez lekarzy. W gabinetach słyszałam: „jest pani kobietą, miesiączka musi boleć”, „miesiączka boli, poród boli – tak to już jest, nie ma co dramatyzować”, „jak pani urodzi dziecko, to będzie lepiej”, „ten typ tak ma”, „taka uroda”. Moja „uroda” była taka, że czasami musiałam wzywać karetkę pogotowia do okresu – napisała dziennikarka.

Mimo tego, że na endometriozę cierpi aż 10% kobiet w wieku rozrodczym (w tym także autorka tego tekstu) lekarze wciąż nie wiedzą, czym tak naprawdę jest, jakie są przyczyny jej występowania, ani jak ją leczyć. Jeżeli więc cis kobieta cierpi na chorobę, taką jak np. endometrioza, jedną z częściej proponowanych opcji niechirurgicznego leczenia jest… antykoncepcja. Samantha Bee mówiąc o endometriozie stwierdza, że „jest to tylko jedna z wielu powszechnych kobiecych chorób leczonych za pomocą antykoncepcji i wzruszenia ramion”. Dla porównania: w Stanach Zjednoczonych na badania endometriozy, na którą cierpi 10% kobiet w wieku rozrodczym, przeznaczone jest 10 milionów dolarów rocznie. Z kolei na cukrzycę choruje 10% ludzi, a dofinansowanie na badania cukrzycy wynoszą 1 miliard dolarów rocznie .

Wiele kobiecych symptomów, szczególnie ból jest przypisywany emocjonalnemu niezrównoważeniu, czy wręcz zaburzeniom psychicznym. Z tego powodu skargi kobiet są dużo częściej lekceważone, w efekcie czego np. na ostrym dyżurze kobietom rzadziej podaje się środki przeciwbólowe.

Kobiety według stereotypu są przecież histeryczne, mają skłonności do przesady, podnoszeniu fałszywego alarmu, płaczu. Poza tym historycznie medycyna badała przede wszystkim męskie ciała. Zostało ona nawet uznane za ciało uniwersalne, czyli takie, które reprezentuje wszystkie inne. Według tego podziału kobiece ciało jest takie samo, jak męskie, tylko zawierające do tego problematyczne, nie do końca zrozumiałe i upierdliwe hormony. Z jakiegoś powodu uznano więc, że najlepszym pomysłem na badanie i poznanie fizjologii kobiet, jest… badanie mężczyzn, bo to jest jak badanie fundamentów, bez zbędnych, przeszkadzających niuansów i kłopotliwych czynników, jakimi są kobiece hormony. John Oliver trafnie wypunktowuje, że według logiki stawiającej białego mężczyznę w centrum wszystkich istnień zamieszkujacych ziemię „kobiety to mężczyźni z hormonami, dzieci, to mali mężczyźni, psy to kudłaci mężczyźni, drzewa to duzi, twardzi, nieruchomi mężczyźni, ptaki to mężczyźni, którzy potrafią latać, ryby to mężczyźni potrafiący bulgotać, wulkany to mężczyźni, którzy z jakiś przyczyn ejakulują lawą” Pomimo humorystycznego wydźwięku tej wypowiedzi, trzeba przyznać, że jest to problem systemowy, który pokazuje, że lekarze po prostu wiedzą mniej o kobiecym ciele. Przez wieki były one dla medycyny ślepą plamką i były właściwie wykluczane z wielu medycznych badań. Po części dlatego, że sądzono, iż ich menstruacyjny cykl zaburza wyniki badań. Dziennikarz i satyryk podaje przykład raportu z badań z lat 90. skupiających się na diecie oraz metabolizmie estrogenu i ich powiązaniach z rakiem piersi i macicy. Wszystkie badane wówczas osoby były mężczyznami. A więc starano się ustalić sposób zapobiegania zachorowania na raka macicy, badając ludzi, który nie mają macicy. Totalny absurd.

John Oliver w Przeglądzie tygodnia przytacza również statystki według których istnieje bardzo duża różnica między średnią życia białych i czarnych Amerykanów, głównie mężczyzn. Nazywa się to „luką śmiertelności”, która wykazała rocznie 83 tysiące niepotrzebnych zgonów tylko w grupie samych Afroamerykanów. Tutaj również kluczowy wydaje się wpływ uprzedzeń odnoszących się rasy. Przywoływane w programie badania pokazują, że np. na uczelniach medycznych wciąż żywy jest mit, według którego czarnoskórzy mają grubszą skórę.

Według analiz, pacjenci ci mają o 34 % mniej szans na przepisanie opiatów. Kiedy skarżą się na ból, rzadziej podaje się im mocne leki przeciwbólowe, ze względu na podejrzenia, że mogą być uzależnieni od narkotyków, lub mogą chcieć nimi handlować. Z kolei kolorowe, zwłaszcza czarne kobiety mieszkające w Stanach Zjednoczonych mają trzy do czterech razy większą szansę na śmierć przy porodzie. Dzieje się tak, ponieważ ciemnoskóre kobiety zgłaszające ból czy inne komplikacje nie są brane na poważnie. Częściej odsyła się je do domu, sugerując, że są po prostu atencjuszkami.

– Nie twierdzę, że wszyscy lekarze są seksistami, czy rasistami, bo oczywiście nie są. Ale ludzie mają uprzedzenia, a lekarze są ludźmi. Wychował ich system, który celowo lub nie, zlekceważył doświadczenia dużej części populacji i ich uprzedzenia świadome lub nie decydują o życiu i śmierci – puentuje Oliver. I dzieje się tak, mimo tego, że kodeks etyki lekarskiej mówi, że „lekarz powinien zawsze wypełniać swoje obowiązki z poszanowaniem człowieka bez względu na wiek, płeć, rasę, wyposażenie genetyczne, narodowość, wyznanie, przynależność społeczną, sytuację materialną, poglądy polityczne lub inne uwarunkowania.”

Te smutne konkluzje prowadzą do kolejnych rozważań, np. do pytania o to, jak uprzedzenia wpływają na relację pacjentów LGBT z opieką medyczną. Według Julii Minasiewicz: „lekarze_rki podobnie jak większość polskiego społeczeństwa przyjmują założenie, że kobiety mają cipki, a mężczyźni penisy. Jeśli ktoś jest trans, to tranzycję musi przejść ‘w całości’, żeby zadowolić otoczenie. A osoby niebinarne? – Jestem na takim poziomie znieczulicy, że transfobia i homofobia, której doświadczam, przestaje robić na mnie wrażenie. Niestety na nieprzyjemności naraża mnie już samo pytanie ‘czy przyjmuje pani (według płci, którą mam zapisaną w dowodzie) jakieś leki?’, bo odpowiedź brzmi „tak, testosteron”. Wtedy – po określeniu się jako osoba niebinarna – dostaję pytania ‘czy czuję się mężczyzną?’ i staram się wytłumaczyć, że nie, niemal zawsze nieskutecznie. Spotykają mnie wtedy pogardliwe spojrzenia i wyrażone nie wprost zalecenia, abym ‘na sobie nie eksperymentował’. A moje inne dolegliwości zdrowotne bywają z początku na siłę łączone z przyjmowaniem testosteronu. W obliczu takich doświadczeń staram się wręcz – wtedy, kiedy to możliwe – ukrywać przed lekarzami swoją tożsamość płciową ze względu na to, że nie bywa traktowana poważnie – mówi Julia.

WIĘCEJ