The Mind, bo tak nazywa się omawiana dzisiaj pozycja, to karcianka stworzona przez Wolfganga Warscha – designera, który wciela w życie banalne pomysły z niesamowitą dozą kreatywności. Austriak zaprojektował m.in. świetnych Szarlatanów z Pasikurowic oraz bardzo dobrą Karczmę pod Pękatym Kuflem. Jego wizytówką są jednak mniej konwencjonalne tytuły takie jak Spektrum, Iluzjca, Duże sumy czy The Mind właśnie. Podstawą tej gierki jest sto kart – wszystkie opatrzone tym samym rewersem oraz awersem z liczbą od 1 do 100. Każdy z dwóch do czterech graczy dostaje na rękę losowe karty z talii w ilości wyznaczonej przez numer konkretnej rundy (1 w pierwszej, 2 w drugiej itp.). Następnie, wedle instrukcji, wszyscy gracze mają się zsynchronizować (np. poprzez jakiś wspólny rytuał, gest, formułę) i bez porozumiewania się werbalnie lub jakikolwiek inny czytelny sposób wyłożyć karty w kolejności od najmniejszej do największej – czyli, w wypadku pierwszej rundy dla czterech osób, np. 11, 36, 52 i 87. Gra wymaga więc złapania wspólnego rytmu i stopniowo, wraz z większym prawdopodobieństwem pojawienia się kart z numerami sąsiadującymi ze sobą, robi się coraz bardziej skomplikowana. Dla każdego, kto nie grał w The Mind, całość może wydawać się mglista lub wręcz niezrozumiała. Ale ta gra po prostu działa. A każda skomplikowana sekwencja kart ułożona w poprawny sposób daje dużą dozę satysfakcji i poczucie, że w następnej kolejności zegniemy łyżkę siłą woli i poprawnie obstawimy wyniki spotkań piłkarskich na następne trzy lata. 

The Mind jest pozbawione jakichkolwiek antagonizmów – wszyscy grają do jednej bramki i muszą ze sobą współpracować. Losowość w doborze kart sprawia jednak, że granie przeciwko samej, prostej ale skutecznej, grze zawsze przynosi wyzwania. Jedynym ograniczeniem są życia symbolizowane przez karty opatrzone wizerunkiem królika będącego maskotką gry oraz karty szansy, które pozwalają, po wspólnym uzgodnieniu w czasie rozgrywki, rozwiać wątpliwości i pozbyć się swoich najniższych kart z ręki. Dodatkowym aspektem całości jest projektowanie ezoterycznej, skodyfikowanej sfery wokół całego rytuału. Osobiście polecam muzykę regenerującą DNA w częstotliwości 432 Hz (aczkolwiek cokolwiek bez regularnego bitu się nada) oraz kadzidło o zapachu białej szałwii. Jak w wiele gier Warscha, także w tą można grać z dziećmi – warto jednak rozważyć czy wymagający cierpliwości rytm rozgrywki będzie dla nich interesujący.

Dobra, to same pozytywy. Są jakieś wady? Oprawa graficzna może być nieco dyskusyjna oraz zdawać się zwyczajnie dziwna. Karty szansy opatrzone są z jakiegoś powodu shirukenami, a snuta na kartach oznaczających stopień zaawansowania rozgrywki historia o króliku, który doznaje oświecenia jest co najmniej osobliwa. Sama mechanika wynagradza jednak te minusy. Niezaprzeczalną wadą The Mind jest jednak fakt, że każdą poszczególną rundę (może być ich nawet 12 w ciągu jednej, trwającej do 20 minut, partii) poprzedza tasowanie wszystkich stu kart. Warto więc zaopatrzyć się w koszulki, bo komponenty mogą zacząć się szybko ścierać. Nie sprawi to jednak, że czynność ta stania się prostsza lub przyjemniejsza.

Poza tym jednak, The Mind to prościutka rzecz, która wyzwala w mgnieniu oka swój kosmiczny potencjał i stanowi jedną z najprzyjemniejszych party games obecnie dostępnych na rynku – objaśnienie zasad to maksymalnie minuta, kolejne rozgrywki danego dnia czy wieczoru mogą się jednak zamienić w długie godzina odkrywania swoich nadprzyrodzonych zdolności.

WIĘCEJ