Serial HBO to najlepsze, co ma do zaoferowania telewizja.

Nowy sezon Sukcesji jest jedną z najbardziej wyczekiwanych pozycji serialowej jesieni. Trudno się dziwić, bo produkcja HBO jest świetnie zrobiona, kapitalnie zagrana i uderza w czułe tony publiczności. Teraz, chyba nawet bardziej, niż kiedy serial debiutował, panuje w pełni zasłużona niechęć do bogatych tego świata. Na pandemii przegraliśmy wszyscy – poza nimi. Kiedy planeta dosłownie płonie i osuwa się coraz bardziej w odmęty katastrofy klimatycznej, bogate siusiumajtki urządzają sobie wyścig w przestrzeń kosmiczną (podobny wątek pojawia się także w Sukcesji). Rozwarstwienie ekonomiczne postępuje i przestało być traktowane tylko jako akademicki problem, ale kwestia dostrzegalna w codziennym życiu. I tak, w Polsce wciąż dominuje naiwny parasol ochronny nad majętnymi i hasła w rodzaju eat the rich potrafią wywołać albo oburzenie, albo uśmiech politowania. Ale nawet u nas coraz więcej ludzi wychodzi z neoliberalnego ogłupienia i wręcz komicznych marzeń o bogactwie w modelu od pucybuta do milionera. Nie, nie będziesz bogatx dzięki ciężkiej pracy – bogaty będzie syn Matczaka, dzieci Balcerowicza, czy potomstwo zbrodniarzy z rad nadzorczych kopalnianych spółek skarbu państwa. Czym szybciej społeczeństwo uświadomi sobie, że bogactwo to patologia, a nie osiągalny cel, tym sprawniej zbudujemy bardziej sprawiedliwy i ludzki system. 

Sukcesja wcale nie jest tak daleka od rzeczywistości, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy przypomnieć sobie historie o rodzince Trumpa, szczególnie Ivance i Jaredzie Kushnerze – ta upiorna para jest jak żywcem wyjęta z familii Roy’ów. Czy prawdziwy Król Licz, Rupert Murdoch, gigant medialny, który podgrzewa antyhumanitarną nienawiść i gruntuje reakcyjne wartości – Logan ma w sobie wiele z jego charakterystyk. Serial karmi się też kulturą tabloidowego podglądactwa i podsuwa wątki znane z plotkarskich portali: zdrady, walkę z nałogami, mniejsze i większe porażki. Polityczne wątki z poprzednich sezonów pachniały mocno House Of Cards, a tego typu rozrywka spotyka się z dobrym przyjęciem nie tylko w Stanach Zjednoczonych – mimo, że akcja rozgrywa się w kontekście tamtejszego krajobrazu polityczno-medialnego (royowska telewizja ATN to w zasadzie Fox News). Stylistyka serialu to kolejny strzał w dziesiątkę: raptowne zoomowanie na twarze postaci przypomina komediowe mockumentary w stylu The Office. Sukcesja potrafi być przezabawna, mimo – a może właśnie dzięki temu – że na ekranie oglądamy powykręcane, toksyczne monstra. Antybohaterowie i antybohaterki to nic nowego w świecie nowoczesnych seriali. Dexter, Breaking Bad, czy House Of Cards dały nam model, który w przewrotny sposób potrafił budować sympatię do niemoralnych postaci. Ta gra z moralnością i zrozumieniem charakteru i motywacji była atrakcyjna, ale prowadziła do nieoczekiwanych efektów pobocznych – masa ludzi zaczęła się utożsamiać z antyherosami i antyheroskami, czy nawet obierać je za wzór do naśladowania. W polskiej polityce, szczególnie wśród liberałów (oczywiście xd), zawrotną karierę zrobił Frank Underwood, przypomnijmy – zdemoralizowany morderca. Fikcja wrzyna się w rzeczywistość na niespodziewane sposoby. Sukcesja to ewolucja tego modelu, bo na ekranie oglądamy absolutnie złe jednostki, odpowiednio zmotywowane i pogłębione, ale bez szansy na fanclub. To skuteczne usunięcie problematycznej sympatii widowni i zabieg, który dokłada się do (ekhem) sukcesu serialu. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś chce być jak Kendall czy Logan Roy. Może znajdą się jacyś fani czy fanki Romana, ale ciężko porównywać go np. do takiego Waltera White’a, który mógł (choć nie powinien) imponować intelektem i siłą woli. Rodzinka z Sukcesji jest jak grupa intrygujących drapieżników w zoo o złotych klatkach. Popatrzeć można, ale żeby od razu wchodzić do środka? Niekoniecznie!

Oglądam Sukcesję z przyjemnością i satysfakcją, ale jedna myśl nie daje mi spokoju. Czy taka prezentacja z bezpiecznym dystansem, skutecznym humorem i odpowiednio paskudnymi postaciami nie łagodzi odrobinę tematów serialu, nie obniża ich skuteczności? Nie zrozumcie mnie źle, oglądanie politycznej broszury byłoby męką – wystarczy przytoczyć coś w rodzaju Bold Type, gdzie dialogi to czysty kridż z woke Twittera – ale jednak mam lekkie obawy, czy przesłanie serialu trafia skutecznie do publiczności. Być może? A może tego typu krytyka elit – zapośredniczona przez środki stylistyczne i estetykę – nie do końca spełnia swoją rolę. Te rozważania to i tak margines, bo Sukcesja to przede wszystkim dobry serial, nie książka Marka Fishera. Oceniając jego walory z czysto technicznego punktu widzenia, jest naprawdę mało rzeczy, do których można się przyczepić, za to dużo, które warto chwalić. A jeśli przy okazji niebywałej przyjemności czerpanej z seansu, ktoś pomyśli o bezkarnej, uprzywilejowanej i absolutnie szkodliwej pozycji elit finansowych – tym lepiej!  

WIĘCEJ