Balans work-life posunięty do ekstremum.

Wobec serialowych hajpów warto być ostrożnym, bo w obfitości solidnych produkcji łatwo o przesadę. Chyba dlatego tak zwlekałem z odpaleniem Severance (Rozdzielenie), szczególnie biorąc pod uwagę część tekstów wokół serialu, prezentujących go jako, uwaga, The Office dla geeków. Mocna krindżówa, pokazująca ograniczoną siatkę odniesień w rodzimych dyskusjach o popkulturze. Tymczasem Severance to głęboko niepokojąca, filozoficzna propozycja, której znacznie bliżej do Devs, jeśli już szukamy jakichkolwiek porównań. Te są na dobrą sprawę zbędne, bo dawno nie było tak unikalnego serialu, zarówno jeśli chodzi o sposób prezentacji – surowy, oparty na symetrii i absolutnie sanitarnych, zdehumanizowanych lokacjach –  jak i fabułę, złożoną z zagadek i zaskakujących zawijasów. No, może poza Devs, które jednak podąża zupełnie innymi ścieżkami, wytyczonymi przez totalitarne ambicje Doliny Krzemowej i megalomanię współczesnych technokratów w rodzaju Elona Muska czy Marka Zuckerberga. Tematycznie Rozdzielenie to również kilka warstw, z których najbardziej oczywista to pracownicza alienacja i korporacyjny świat, zbudowany równolegle do naszego, z osobnym, sztucznym kodem zachowań i formatującym osobowość parajęzykiem. Obok Sukcesji to jeden z najlepszych serialowych komentarzy do współczesności – o ile tam obserwujemy degrengoladę elity, tak w Rozdzieleniu skupiamy się na jednostkach gniecionych przez bezduszny system na średnim szczeblu. To oczywiście najprostsze odczytanie serialu, bo w jego trzewiach jest tyle inspirujących treści, że z powodzeniem mogą być podstawą rozprawy naukowej, a przynajmniej pracy zaliczeniowej na kilku kierunkach.

Mark (Adam Scott), Helly (Britt Lower), Irv (John Turturro) i Dylan (Zach Cherry) pracują przy obróbce danych, ale jednocześnie są rozdzieleni, czyli ich wspomnienia z pracy obowiązują tylko tam, w zupełnej alienacji i nieświadomości wobec funkcjonowania poza nią. Ten zabieg, reklamowany przez korporację Lumon jako rozwiązanie przyszłości, ma poważne konsekwencje moralne i psychologiczne. Wiele aspektów zatrudnienia na rozdzielonym piętrze jest zamkniętych za drzwiami tajemnicy, a atmosfera przypomina dystopijny teatr absurdu, pogłębiany przez demonicznego, pasywno-agresywnego pana Milchicka (rewelacyjny Tramell Tillman). W zespole powoli rośnie atmosfera buntu, podgrzewana przez kolejne strzępki informacji, odkrywane wysiłkami Helly i Marka. Nie chcę spoilować zbyt dużo, tym bardziej, że odkrycie prawdziwych tożsamości bohaterów i bohaterek jest wstrząsająco satysfakcjonujące. Rozdzielenie chwyta się wielu tematów, ale dzięki zdyscyplinowanej prezentacji, kapitalnej grze aktorskiej i świetnym dialogom, nie ugina się pod własnym ciężarem. W serialu analizie podlega kilka różnych poziomów alienacji we współczesnych miejscach pracy: bardzo często rzeczywiście stajemy się kimś innym, kiedy wysiadamy w z windy w biurowcu, budujemy relacje (czasem i romantyczne) zupełnie paralelne wobec prawdziwego życia na zewnątrz, odgrywamy rytuały i umacniamy postawy obce wobec doświadczenia znanego spoza pracy. Dychotomia podziału na innie (osobowość w pracy) i outie (persona w życiu prywatnym) w jakimś sensie obowiązuje niemal wszędzie, co tylko pogłębia i rozpowszechnia cywilizacyjne choroby naszych czasów, od depresji po zaburzenia lękowe. W tym kontekście szczególnie ciekawe są postaci Irva i Harmony Cobel (Patricia Arquete). Oboje głęboko wierzą w wartości Lumon, bezkrytycznie podzielają wizję zagadkowego właściciela firmy, wyłożonej w propagandowych materiałach, z podręcznikiem zachowania w pracy na czele. Ta książka to coś w rodzaju Biblii Lumon, napisanej kwiecistym językiem kaznodziei. Irv traci klapki z oczu na gruncie prywatnego zawodu praktykami firmy, Cobel jest fanatyczką nawet po zwolnieniu. Rozdzielenie bierze temat współczesnej ideologii pracy i metodycznie rozbiera go na czynniki pierwsze, bez pompatycznego, czy akademickiego tonu. Pierwszemu sezonowi brakuje trochę wniosków z tej analizy – idzie po, poniekąd słusznej, klasycznej linii show, don’t tell – a końcówka porzuca filozoficzne ambicje na rzecz bardziej tradycyjnego thrillera. Ale sezon drugi jest już potwierdzony, co zapowiada rozwiązanie przynajmniej części wątków i tematów zawieszonych z końcem dziewiątego odcinka.

Koszmarny kompleks korporacji Lumon to niejedyne miejsce akcji i środowisko, które zostaje poddane krytyce w Severance. Poza pracą Mark spotyka się z paczką znajomych swojej siostry (Devon grana przez Jen Tullock) i trudno nie widzieć w niej jadowitej satyry na współczesną klasę średnią, z jej pseudointelektualnymi aspiracjami i powierzchownym podejściem do duchowości i samopomocy. Ricken – szwagier Marka – jest otoczonym gronem klakierów guru samopomocy. Mark w tym środowisku czuje się wyobcowany, trudno mu zbudować emocjonalną więź ze sztucznymi personami, rywalizującymi o uwagę i aprobatę gospodarza wymuszonymi, pretensjonalnymi frazesami o intelektualnej wadze gęsiego pióra. Ostatecznie książka Rickena pomaga pracowniczej osobowości Marka zmienić życie, co jest niezłym komentarzem do popularności pseudopsychologicznej waty słownej wśród korporacyjnych zastępów. Davon i jej mąż sięgają po inspirowane New Age praktyki przy narodzinach ich dziecka, przy okazji odkrywając kolejny trop dotyczący niecnych praktyk Lumon i rozdzielania. Ta naturalna symbioza między thrillerową warstwą fabularną, a tematami, które stara się przekazać, jest naprawdę imponującą, jeśli nie najmocniejszą stroną serialu. 

Rozdzielenie wymaga uważnych seansów, by wyłapać nie tylko naładowane znaczeniami dialogi, ale także symboliczne ujęcia, które są kolejnym sposobem na przekazywanie treści w serialu. To produkcja, która pod ascetyczną przykrywką kotłuje obfitość refleksji i tematów na temat współczesnej kondycji człowieka – z naciskiem na miejsce pracy, ale nie tylko. Lumon, podobnie jak wiele korporacji, które znamy z rzeczywistości, jest organizacją o tajemnych celach i skrytych sposobach na ich realizację. Puszczona samopas, bezkrytyczna technokratyczna narracja serwowana przez gigantów z Doliny Krzemowej coraz mocniej wyklucza ludzką perspektywę i prowadzi do niespodziewanych konsekwencji dla psychiki jednostek i dobrostanu społecznego. To również jeden z tematów, które dobitnie wybrzmiewają w Rozdzieleniu. Nie dowiadujemy się, nad czym pracuje Lumon i mówiąc szczerze, nie będę miał pretensji, jeśli ta niewiedza zostanie z nami do końca. Lekko obawiam się wywijasa w rodzaju to wszystko to był czyściec, albo powtórki z metafizycznego kodu z Devs, ale biorąc pod uwagę wysoki poziom pierwszego sezonu, taka postawa może być lekko niesprawiedliwa. Tak czy owak, niezależnie od tego, czy w serialach szukacie estetycznych uniesień, intelektualno-filozoficznej stymulacji, czy sprawnych i wciągających fabuł, Rozdzielenie ma to wszystko i dużo więcej. Upiorna ironia, że za produkcją stoi Apple, ale kto wie – może korporacje weszły już na etap zupełnej samoświadomości?

WIĘCEJ