This is a Miranda Priestly stan account.

Mimo pozornej otwartości świat Seksu w wielkim mieście jest bardzo ograniczony – śledzi losy zamożnych, białych bywalczyń najmodniejszych barów na Manhattanie (we don’t do Brooklyn), którym obce są problemy finansowe, a receptą na każdy dylemat jest nowa para butów. W serialu nie ma różnorodności doświadczeń, a jego bohaterkom zwyczajnie brak świadomości zarówno klasowej, jak i społecznej. Dużo myśli, przekonań i tekstów z początku millenium jest już w najlepszym wypadku po prostu nieaktualnych, a wiele z nich nawet rażących. Niemniej jednak, Seks w wielkim mieście jest pozycją kultową i ma swoje miejsce w historii telewizyjnej emancypacji kobiet.

Pokolenia kobiet (ze mną włącznie) oglądały SATC, myśląc, że powinny aspirować do bycia Carrie Bradshaw. Prowadzić fantastyczne życie (a simply fabulous lifestyle) złożone z flirtowania, zakupów u Manolo Blahnika i pogaduszek z przyjaciółkami przy Cosmopolitanie, a to wszystko plus mieszkanie na Upper East Side w cenie jednego felietonu tygodniowo. To nierealne, nawet gdy weźmiemy pod uwagę dobrą koniunkturę wczesnych lat 2000, ale i tak zazdrościłam Carrie życia, ciętych ripost i wyczucia stylu. Jednak z każdym kolejnym powrotem do serialu chaotyczna, lekko neurotyczna, ale wciąż urocza protagonistka objawiała się jako coraz bardziej irytująca, skupiona na sobie i pozbawiona autorefleksji diva. W końcu nadeszła pora, by spojrzeć prawdzie w oczy – Carrie Bradshaw to najgorsza postać Seksu w wielkim mieście.

Poznajemy ją jako wyróżniającą się na tle rówieśniczek singielkę, śledzimy jej wzloty i upadki, liczne związki i rozmaite przygody w towarzystwie tych samych przyjaciółek. Jako protagonistka serialu Carrie naturalnie jest w centrum wydarzeń, ale formuła show nie tłumaczy tego, dlaczego tak źle traktuje swoich bliskich. Jest samolubna i oceniająca, nie słucha, a nawet nie za bardzo można na niej polegać (wszyscy pamiętamy, jak wysłała Aidena, by pomógł kontuzjowanej Mirandzie). Jednocześnie oczekuje, że wszyscy będą na każde jej zawołanie, wykażą się empatią i współczuciem, podczas gdy ona nie odwdzięcza się tym samym. Stawia się w centrum każdej rozmowy i długo nie wytrzyma, jeśli uwaga nie jest skupiona na niej, a oprócz emocjonalnego wsparcia oczekuje też finansowego. Po zerwanych zaręczynach z Aidanem (do związków przejdziemy za chwilę), Carrie otrzymuje wezwanie do zapłaty za mieszkanie, które jej były narzeczony kupił z założeniem, że będą tam mieszkać razem. Carrie nie ma pieniędzy na zaliczkę, jak sama mówi większość kapitału ulokowała w butach, więc zaczyna zastanawiać się, skąd pozyskać nagle kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Szantażuje emocjonalnie Charlotte, by dała jej swój kosztowny pierścionek zaręczynowy – pamiątkę po nieudanych zaślubinach. Ta stara się wytłumaczyć Carrie, że jako 35-letnia kobieta powinna wreszcie uporządkować własne finanse, które są jej odpowiedzialnością, a nie jej bliskich. Carrie jednak nie chce tego słuchać, jest dogłębnie urażona i wybiega z mieszkania. Finalnie Charlotte ma wyrzuty sumienia, przeprasza przyjaciółkę i daje jej pieniądze w postaci pierścionka i choć Carrie mówi, że spłaci dług, serial już nigdy nie wraca do tego tematu. Carrie fatalnie zarządza swoimi finansami – regularnie przekracza limit na karcie kredytowej, je tylko na mieście i jeździ taksówkami zamiast metrem. I może byłaby to jej sprawa, na co wydaje pieniądze, gdyby przy okazji nie obciążała przyjaciółek, a do tego nie zachowywała się niewdzięcznie. Sytuacja z Charlotte to wierzchołek góry lodowej, w jednym z odcinków prosi koleżankę, by zwróciła prezent dla niej, bo wolałaby dostać gotówkę, a Samatha przez całą ich znajomość robi jej PR za darmo.

W związkach romantycznych Carrie zachowuje się jeszcze gorzej – mimo tego, że zdradza i gaslightuje Aidena, to akceptuje jego oświadczyny, by finalnie je zerwać. Oczywiście żadna relacja nie jest czarno-biała, a wina nigdy nie leży tylko po jednej stronie, ale Carrie traktuje Aidena naprawdę okropnie. Jeden z odcinków skupia się na wycieczce pary za miasto do jego domku, by spędzić wspólnie romantyczny weekend, ale na zaproszenie Carrie pojawia się Big i dominuje wieczór. Dysfunkcyjny związek Carrie i Biga to w serialu historia miłosna prosto z bajki, romans stulecia, a tak naprawdę Big latami manipuluje Carrie. Ilekroć jest szczęśliwa bez niego, Big pojawia się, by z powrotem wciągnąć ją do własnego życia. Z kolei gdy Carrie ma romans z żonatym Bigiem, martwi się tylko swoimi uczuciami, nie za bardzo przejmuje się tym, jak wpłynie to na małżeństwo Johna i Natashy.

W kontynuacji SATC – I tak po prostu… Carrie jest tak samo zaabsorbowana sobą, jak zawsze. Oczekuje, że wszyscy będą dla niej dostępni i chętni pomóc, podczas gdy sama kompletnie nie zauważa, co dzieje się życiu jej najlepszych przyjaciółek. Nie dowierza Mirandzie, że naprawdę zakochała się w niebinarnej osobie, wyśmiewa jej problem alkoholowy i wciąż notorycznie skupia uwagę na sobie. Mimo długiego małżeństwa z Bigiem, ma do męża tak mało zaufania, że stalkuje Natashę, gdy była żona pojawia się w jego testamencie. Jej działania są irracjonalne, a z dzisiejszej perspektywy powiedziałabym nawet, że w starych sezonach Seksu w wielkim mieście ma pick-me girl vibe. Chce na siłę przypodobać się wszystkim mężczyznom w jej życiu i pokazać, że jest inna niż reszta dziewczyn. Przede wszystkim jednak Carrie jest kompletnie pozbawiona jakichkolwiek zdolności autorefleksyjnych, zawsze się nad sobą użala i nigdy nie dostrzega w sobie winy. Kompletnie nie wyciąga wniosków ze swoich nieudanych relacji, a jej absurdalne zachowanie postrzegane jest jako część zwariowanej osobowości, a nie po prostu wada charakteru. Po pierwszym sezonie I tak po prostu nic nie wskazuje na to, by w drugim Carrie doświadczyła dogłębnej przemiany lub wykazała się chociaż namiastką koniecznej autorefleksji, przez to też coraz ciężej wraca mi się do  niegdyś ukochanego Seksu w wielkim mieście.

WIĘCEJ