Wyprawa w głąb nowej mody.

Od jakiegoś czasu można słyszeć o różnych znanych ludziach, którzy ograniczyli higienę osobistą do minimum, albo nawet posunęli to minimum do poziomu, który jest sprzeczny z wpajanymi nam od dziecka zasadami. Wokół tego trendu było wiele śmieszkowania i sporo pytań. Na początku zlałem to jako kolejne dziwactwo ludzi, którzy dysponują ogromnymi środkami, często także sporym czasem wolnym między projektami i perspektywą tak odległą od mojej, że nie warto się było przejmować. Uznałem to za kolejną wersję zajawki na kabałę, dziwaczne diety albo wakacje pośród wulkanicznej lawy – ot, ekscentryczna moda, jaka w najciemniejszych zakątkach Hollywood regularnie zbiera żniwa w coraz to nowych odsłonach. Ale potem zacząłem się zastanawiać: a co, jeśli oni coś wiedzą? Może ten trend ma więcej sensu, niż może się wydawać? Może to jest posunięcie ekologiczne?!

Ashton Kutcher i Mila Kunis, Brad Pitt, Jake Gyllenhaal, Cameron Diaz, Julia Roberts, Matthew McConaughey, Kristen Bell… To tylko wierzchołek spisku przeciwko prysznicom. Terry Crews powiedział kiedyś: jak się nie pocisz, nie potrzebujesz prysznica. Prawda? Prawda! Zacząłem w głowie przechodzić przez wszystkie sytuacje, kiedy na ciężkiej zjarce wlokłem się do łazienki wieczorem i – mimo, że nie byłem spocony! – przyjmowałem na siebie wodę, jakby obmywano mnie przed powieszeniem na krzyżu. Co innego kąpiel w olejkach, z relaksem i lolkiem w dłoni, co innego codzienny prysznic. To jak jedzenie dla przyjemności kontra jedzenie, żeby przetrwać, dwie zupełnie różne kategorie. Ale moje poszukiwania nie przyniosły wielkich odkryć: Mila Kunis preferuje minimalistyczne życie, więc częsty prysznic nie zgadza się z tą filozofią. Kristen Bell nie myje swoich dzieci, dopóki nie śmierdzą (dość ryzykowne kryterium, biorąc pod uwagę to, że nasze nosy dość szybko zaczynają ignorować zapachy) z powodów oszczędności wody i elektryczności. Julia Roberts również idzie tym tropem, stawiając na ekologiczny ascetyzm. Wszystko fajnie, to są rozsądne powody. Co prawda brakuje w tym wszystkim konsekwencji, bo częste wycieczki samolotami i wciąż odświeżana garderoba trochę się z ekologią kłócą. Ale hej – najwyraźniej łatwiej zacząć śmierdzieć, niż zacząć bardziej kompleksowe działania. Po części to rozumiem.

Żeby być fair, marnujemy strasznie dużo wody i energii elektrycznej. Niektórzy biorą prysznic nawet kilka razy dziennie, a w upały to wręcz rytuał, żeby ochlapać się pod zimnym strumieniem. Również to, co na siebie wlewamy w celach higienicznych, wcale nie musi być dobre. Nasze kosmetyki i środki higieny wręcz buzują od chemii, która może podrażniać i wysuszać naszą skórę. Część środowiska medycznego wskazuje na to, że np. mydło może podrażniać i pozbawiać skórę olei, które stanowią naturalną barierę ochronną. W książce Clean: The New Science of Skin, lekarz i dziennikarz James Hamblin wskazuje, że nasza opętana sanitarną obsesją kultura doprowadziła do zaburzenia delikatnego biomu, jakim jest nasze ciało. Nie mówiąc o tym, że granice między tym, co czyste, a tym, co brudne mają więcej wspólnego ze społecznymi konstrukcjami, aniżeli ze stanem wiedzy – o czym też jest ta książka. Co nie znaczy, że należy nawoływać do masowego porzucania higieny osobistej na rzecz naturalnego pancerzyka. Raczej warto działać z umiarem, dbając o komfort swój oraz innych. Sprawdzać, co na siebie lejemy, ograniczać niepotrzebne kąpiele, kierując się oszczędnością wody i energii elektrycznej. Czy zatem moda na rzadsze mycie to sposób, w jaki celebryci propagują bardziej ekologiczne życie? U części tak, chociaż u innych to po prostu typowa postawa człowieka w dobrej życiowej pozycji: mogę, bo kto mi zabroni? Ale tak czy siak, warto przypominać o oszczędności – zmian systemowych idących z góry władzy i gospodarki to nie zastąpi, może nam tylko pomóc złagodzić przyszłe niedobory wody. Przy czym nie zapominajmy o czynniku pandemicznym i na myciu rąk nie oszczędzajmy. Może i zachowamy naturalne oleje skórne, ale dorwie nas COVID. A na to nie pomogą nawet rady celebrytów, choćby śpiewali „Imagine” na cały chór zatroskanych głosów.  

WIĘCEJ