W filmach wszystko jest stosunkowo proste, nawet jeśli udaje skomplikowane. Lwia część kina science-fiction (lub nurtu postapokaliptycznego), zarówno mainstreamowego, jak i niszowego, przedstawia bliższą lub dalszą przyszłość, w której dominują jasno nakreślone i wiszące nad całym danym uniwersum problemy.

Totalitarne światowe rządy, katastrofy klimatyczne zamieniające cały glob w smutne rumowisko, dehumanizacja związana z raptownym rozwojem technologii i sztucznej inteligencji, posunięte do granic nierówności społeczne. Wszystko to widzieliśmy po kilka, może kilkanaście razy w Matrixach, Blade Runnerach, Raportach mniejszości, Mad Maxach, Ludzkich dzieciach czy Wodnych światach. To oczywiste przykłady immersyjnych wizji Ziemi przyszłości, w których nadzieja na ratunek przed ostatecznym upadkiem nie umiera, a ludzkość wyczekuje nadejścia jednostkowego protagonisty, który przyniesie zbawienie.

Wymienione tytuły to w większości świetne filmy. Wszystkie używają jednak scenariuszy, w których ponura przyszłość okazała się nieunikniona, doprowadzając do prawdziwych tragedii na niewidzianą wcześniej skalę, oraz czerpią garściami z cyberpunkowej estetyki, która opiera się na zestawieniu beznadziejnej jakości życia jednostek z rozwiniętym przemysłem i technologią. Te sugestywne wizje, oprócz walorów rozrywkowych i płynącej z kontaktu z dobrym kinem przyjemności z wkraczania w obce dla nas rzeczywistości, służą za ostrzeżenie. Pokazują kierunki, w które cywilizacja absolutnie nie może podążyć. W roku 2019 regularnie obcujemy z prognozami klimatycznej destabilizacji, która może nas doprowadzić do przedwczesnego wymarcia. Wśród apokaliptycznych przewidywań służących za przestrogi brakuje często odpowiedzi na podstawowe pytanie: dokąd właściwie mamy zmierzać, jeśli nie ku przepaści?

W szukaniu odpowiedzi na to pytanie próbują pomóc propagatorzy solarpunku. Ideologii stojącej w całkowitej kontrze do cyberpunku, która uparcie dąży do promowania słonecznej wizji nadchodzących dekad czy stuleci, by wyprzeć przygnębiający, pogrążony w mroku obraz, którym karmią nas filmy, seriale, książki, gry wideo oraz kampanie społeczne i aktywiści. Fakt, że tysiąc razy powie nam się, jak zrobić coś źle, nie oznacza bowiem, że będziemy umieli zrobić to dobrze. Figura słońca pojawiająca się w samej nazwie ma co najmniej dwojakie znaczenie: symbolizuje pogodną atmosferę nakreślaną w wizualizacjach i narracjach kreowanych przez aktywistów oraz odnawialną energię – czerpaną między innymi właśnie z promieni słonecznych.

world weaver press
world weaver press

Solarpunk to nadal świeży ruch. Jego początki datuje się na rok 2008. Jednak dopiero ostatnie kilka lat przyniosło jego wzmożoną aktywność – nadal głównie opartą o dzielenie się konceptami w internecie. Jednym z ważniejszych jej propagatorów jest Jay Springett, pisarz i teoretyk, którego wykład w tym roku na krakowskim Unsoundzie był jednym z pierwszych spotkań w Polsce w ogóle dotyczącym tego ruchu. Springett – redaktor zawierającej mnóstwo wskazówek oraz scenariuszy witryny Solarpunks.net – podkreślał, jak ważny jest dla niego drugi człon nazwy nurtu, który reprezentuje. To właśnie punkowe, związane ze sceną hardcore’ową oraz metodami DIY (eng. do it yourself, czyli zrób to sam) ideały są dla niego podstawą do działania. Proste w wykonaniu i zaadaptowaniu rozwiązania jak baterie słoneczne i inne, opierające się np. na energii wiatrowej czy wodnej, konstrukcje zaimplementowane w gospodarstwach domowych, małych społecznościach czy miejscach publicznych to wehikuły pozwalające zredukować ilość zużycia paliw kopalnych i są w tym wyobrażonym systemie podstawowymi narzędziami w walce o lepsze jutro. Solarpunkowi teoretycy nie parają się jednak wyłącznie majsterkowaniem i projektowaniem proekologicznych rozwiązań zaopatrujących określone społeczności w energię elektryczną. Równie ważne jest dla nich tworzenie fikcyjnych światów, które będą mogły promować tę pozytywną wizję równie skutecznie co wspomniane na samym początku tekstu dzieła filmowe. Autorzy ci poznali się bowiem na kulturotwórczych i inspiracyjnych falach, które są w stanie wzniecić hollywoodzkie blockbustery czy gry wideo. Najpopularniejszym jak na razie solarpunkowym medium jest literatura – ukazało się już kilka antologii opowiadań osadzonych w świecie, w którym dominuje zrównoważony rozwój i rozważna polityka surowcowa. Według solarpunkowców wspólny cel powinien być jasny i zaprezentowany w atrakcyjny, angażujący sposób. W skrócie: potrzebujemy więcej pozytywnej i motywującej fikcji. Cytując przetłumaczony na polski przez Pawła Ngeia manifest aktywisty Adama Flynna: „Jesteśmy solarpunkami, ponieważ jedyne inne opcje to wyparcie lub rozpacz”.

W naszym kraju solarpunk dopiero raczkuje. Ilość polskojęzycznych informacji dotyczących tego ruchu ogranicza się dosłownie do kilku indeksów, a sama ideologia posiada na razie tylko kilku aktywnych piewców. Jedynym jak dotąd sporym przedsięwzięciem propagującym tę osiągalną słoneczną utopię jest gra planszowa Solar City zaprojektowana przez Marcina Ropkę i Violę Kijowską, która, po sporych turbulencjach, ma zostać wydana w nadchodzących miesiącach, po tym jak z powodzeniem wsparły ją setki zainteresowanych na portalach crowdfundingowych. Biorąc pod uwagę hype towarzyszący przyszłorocznej premierze Cyberpunk 2077, który na wiele miesięcy stanie się gorącym tematem, można mieć nadzieję, że solarpunk także będzie miał okazję przebić się w jakikolwiek sposób do opinii publicznej.

Podstawowe pytanie, które ciśnie się na usta po chociaż pobieżnej konfrontacji z solarpunkowymi ideałami, brzmi: czy mają one jakąkolwiek szansę, by stać się rzeczywistością w świecie, który jest zdominowany przez chciwość gargantuicznych korporacji oraz przywódców państw w większości działających w ich interesie? Należy pamiętać, że solarpunk nie ma jednego spójnego planu. Świat jest po prostu zbyt skomplikowany, by móc napisać jeden skuteczny scenariusz odsuwający nas od smutnej dystopii zwiastowanej przez popkulturę. Zamiast tego kluczem są platformy pozwalające dzielić się pomysłami, a samo odwrócenie myślenia poprzez szukanie rozwiązań, mimo że brzmi banalnie, ma cechy przewrotu kopernikańskiego. Nic nie dzieje się z dnia na dzień, a zmiany przychodzą stopniowo i stosunkowo powoli. Jeśli jednak przypomnimy sobie, że kilkanaście lat temu proekologiczne postulaty były zajawką w naszym kręgu kulturowym zestawianą z new age’em i buddyzmem, można dostrzec nadzieję na rozwój także tej ideologii. Czasy zmieniają się dynamicznie i kolektywnie musimy mieć też wpływ na kulturowe przedstawienia naszej własnej, zagubionej w tej chwili cywilizacji. Zamartwianie się i bierne czekanie na zagładę na pewno niczego nie zmieni.

 

Opublikowano dnia: 26 listopada 2019 o 14:31

WIĘCEJ