Wiedza i świadomość kluczem do sukcesu.
Zjawisko wzmacniania erotycznych wrażeń nie jest niczym nowym, a nasze czasy nie tylko sprzyjają eksperymentom, ale też dostarczają całej gamy środków, by je przeprowadzać. Przez absolutny brak polityki narkotykowej ze strony państwa, kontakt z substancjami jest najczęściej mało świadomy, a rzeczywiste skutki – zarówno psychiczne, jak i fizyczne – są mało rozpoznane. Ludzie biorą narkotyki, nawet jeśli władza lubi udawać, że tak nie jest, lub, że jest to bardzo marginalne zjawisko. Zgodnie z Raportem o stanie narkomanii w Polsce, w grupie wiekowej 15-64 lat, narkotyki w 2018 roku brało 5,4% populacji, w grupie 15-34 lat to już 10,4%. Niestety, brakuje podobnych danych dotyczących pandemicznej Polski, ale biorąc pod uwagę ogólnoeuropejskie trendy – wyrażone np. w raporcie unijnej Agencji ds. narkotyków – ten odsetek mógł wzrosnąć.
Nie ma co bić na alarm, szczególnie w kontekście o wiele większego i bardziej szkodliwego dla zdrowia spożycia alkoholu. W badaniach nad spożywaniem substancji psychoaktywnych przełamujemy kolejne tabu i wiedza na temat najróżniejszych zjawisk rośnie. Jednym z nich jest chemsex.
W najprostszym, potocznym ujęciu, chemsex to zażywanie substancji psychoaktywnych w celu zintensyfikowania doznań seksualnych – mówi Weronika Achrem ze Społecznej Inicjatywy Narkopolityki i Inicjatywy Sekspozytywnej. Myślę, że kluczowym w tej definicji będzie cel zażycia substancji, że robi się to właśnie po to, aby urozmaicić seks – czyli np. jeśli wypijemy piwo przed seksem, bo mamy ochotę na piwo, smakuje nam itp. to jeszcze nie jest chemsex, ale jeśli pijemy alkohol właśnie dlatego, że zwiększa nam doznania, to będzie chemsex. Bywa też, że chemsex jest używane jako określenie zjawiska problematycznego, czyli uzależnienia lub nadużywania – tak jest najczęściej przedstawiany w mediach. To nie jest nowe zjawisko, choć rzeczywiście w ostatnich latach rośnie świadomość wokół niego, a co za tym idzie i edukacja. Rzeczywiście, coraz częściej pojawiają się raporty – takie, jak np. wspólnej inicjatywy badaczy z uniwersytetu kopenhaskiego i Norwich o chemsex cultures – które badają skutki takich zachowań. Wiele z nich wskazuje, że mamy do czynienia ze zjawiskiem kulturowym, czy nawet osobną subkulturą. Sporo osób łączy je ze społecznością gejowską i biseksualną, a strona chemsex.pl jest kierowana właśnie do nich. Dużo się mówi o nim także w kontekście środowiska klubowego. Ale Weronika rozbraja tak stereotypowe podejście do sprawy: nie, chemsex nie jest ograniczony do środowiska MSM (men having sex with men), czyli homo- i biseksualnych mężczyzn. Uprawiają go bardzo różne osoby wszystkich płci i orientacji. Rzeczywiście, jest dość powszechnym zjawiskiem w kulturze klubowej, a także tak właśnie jest stereotypowo postrzegany i tak jest w mediach omawiany – ale ten stereotyp nie jest zgodny ze stanem faktycznym. Nie jest też prawdą, że chemsex jest obecnie bardziej modny, niż kiedyś: nie sądzę, że to coraz bardziej popularne zjawisko, raczej coraz częściej obecnie mówi się o tematach kiedyś będących tabu. Teraz wciąż jest to temat super kontrowersyjny, ale mamy coraz lepszy dostęp do informacji na każdy temat i też młodsze pokolenia przełamują coraz więcej tych starych tabu i stąd więcej się o takich tematach słyszy – mówi aktywistka. Warto dodać, że stereotyp łączący chemsex z bi- i homoseksualnymi mężczyznami był utrwalany również przez wąski zakres badań. Kiedy w 2013 roku za temat wziął się zespół badawczy Sigma Research (organizacja skupiona na badaniu zdrowia seksualnego), skoncentrował się wyłącznie na zachowaniach gejów z południa Londynu. Analogiczne badanie przeprowadzone przez pismo BMC Public Health postanowiło przeanalizować powiązania zdrowia psychicznego z chemsexem w Norwegii, ale wyłącznie wśród MSM (men having sex with men). Takie przykłady można mnożyć, nawet w tak progresywnych krajach, jak Holandia, gdzie powstał bardzo podobnie sprofilowany raport. Ta strategia badawcza kreuje wrażenie, że chemsex dotyczy osób o określonej tożsamości i w efekcie stygmatyzuje bi- i homoseksualnych mężczyzn. To się powoli zmienia, ale stygma pozostaje i pogłębia uprzedzenia. W mediach i popkulturze jest pod tym względem jeszcze gorzej. Czasopismo Critical Discourse Studies opublikowało niedawno raport, w którym przyglądano się temu, jak prezentuje się chemsex w brytyjskich mediach.
Wnioski były dość zatrważające – narracja wokół chemsexu jest upiornym echem czasów epidemii HIV i AIDS, szczególnie w poczytnych tabloidach. Konsekwencje szkodliwych stereotypów ugruntowanych w tamtej epoce społeczność bi- i homoseksualnych mężczyzn odczuwa do dzisiaj, dlatego tak ważne jest zracjonalizowanie dyskusji wokół chemsexu.
W świetle seks- i narkopozytywnej polityki społecznej sam chemsex nie jest jakimś demonicznym zjawiskiem. Moja osobista ocena jest taka, że wszystko jest dla ludzi, ale warto, aby osoby, które decydują się na jakieś ryzykowne aktywności (a chemsex niewątpliwie nią jest) miały prawo do rzetelnej, łatwo dostępnej wiedzy. Ten dostęp do wiedzy i brak stygmy bardzo mocno zmniejszyłby (moim zdaniem) ilość osób uzależnionych czy używających problemowo, a te, które zaczęłyby i tak używać problemowo, mogłyby łatwiej sięgnąć po pomoc i szybciej uporać się z problemem – mówi Weronika. Oczywiście tutaj czynnik ryzyka uzależnienia lub nadużywania jest o tyle wyższy, że podwójny, bo mamy i doznania seksualne, i płynące z substancji. Ale samo to, że ktoś używa substancji podczas seksu nie kwalifikuje go automatycznie jako osobę uzależnioną czy nadużywającą (co też warto podkreślić, że to dwie różne rzeczy). Nadużywanie jest wtedy, gdy nie jesteśmy jeszcze uzależnieni, ale już coś ma negatywny wpływ na nasze życie i zdrowie, czyli używamy na tyle dużo substancji, że negatywnie wpływa na nasz organizm, albo zdarza się nam zawalić coś ważnego, typu praca. W tym wypadku mamy dwa czynniki, które silnie oddziałują na naszą psychikę i ciało, bo i w przypadku seksu i substancji, nasz organizm będzie pod wpływem dużej ilości dopaminy czy innych „szczęśliwych” hormonów, co łatwo sprawia, że chcemy po to wracać – może się więc zdarzyć, że w efekcie nasze zdrowie seksualne ucierpi, bo seks bez używek stanie się dużo mniej pociągający. W podejmowaniu ryzykownych zachowań sporym czynnikiem jest kontekst środowiska, w którym się obracamy i sytuacji sprzyjających spontanicznym decyzjom. Samo bycie pod wpływem substancji również wpływa na nasze decyzje, które nie zawsze są fortunne. Łatwo wtedy o podejmowanie pochopnych decyzji, decydowanie się na seks z nieznajomymi czy osobami, z którymi nie chcielibyśmy tak naprawdę zbliżenia, czy aktywności seksualnych, których tak naprawdę nie chcielibyśmy się podejmować. Jest też ryzyko, że w stanie nietrzeźwości zapomnimy o zabezpieczeniu, więc możemy być narażeni na infekcje lub niechcianą ciążę.
Narkotyki są w Polsce nielegalne, a zwyczaj sprawdzania tego, co się bierze, nie jest zbyt powszechny. Tu czają się kolejne pułapki. Jak mówi Weronika, same substancje używane do chemsexu są w większości nielegalne, więc pochodzące z czarnego rynku – a to się wiąże z tym, że możemy trafić na substancję z niebezpieczną domieszką, czy pigułkę o nieznanej ilości substancji, często za wysokiej. Dlatego tak ważne jest edukowanie się o substancjach, które przyjmujemy. Na niektórych imprezach rozstawiają się organizacje, które w tym pomagają, a strona Pill Reports, choć daleka od ideału, również może służyć za dobrą wskazówkę. Pytana o edukację dotyczącą chemsexu, Weronika nakreśla kilka najważniejszych obszarów: na pewno same substancje, często używane do chemsexu – warto informować jakie są, w jakich dawkach będą bezpieczniejsze dla organizmu, jak możemy je testować (testy kolorymetryczne – sprawdzają czy to właściwa substancja), czego z czym nie warto łączyć. Dalej możemy mówić o możliwości uzależnienia/nadużywania, na co warto zwrócić uwagę, jakie są sygnały, że warto sięgnąć po pomoc. I oczywiście zagrożenia związane z samym seksem, czyli infekcje przenoszone drogą płciową oraz ryzyko sytuacji przemocowych, czy zrobienia czegoś, czego byśmy nie chcieli (warto edukować o świadomej zgodzie na seks i dobrej komunikacji na trzeźwo, że warto o tym seksie porozmawiać przed wzięciem).
W temacie chemsexu jak w soczewce skupia się kilka obszarów, w których polskie państwo rozłożyło ręce: edukacji seksualnej, edukacji dotyczącej substancji psychoaktywnych, polityki narkotykowej. Odpowiedzialność za to, czego używamy i jak, gdzie wyznaczamy granice sobie i innym, oraz radzenie sobie ze skutkami naszych wyborów pozostają w naszej gestii.
Łatwo się pogubić, dlatego tak ważna jest świadomość – tu na pewno pomagają takie organizacje, jak Społeczna Inicjatywa Narkopolityki – i obserwacja. Zarówno siebie, jak i naszego najbliższego otoczenia. Melanż to siła, której łatwo dać się porwać, a cytując słowa Kaza Bałagane: najgorszy doradca – seks napięcie. Chemsex może być źródłem wielu fenomenalnych uniesień, ale jak w wypadku wielu innych używek, należy korzystać z niego z głową. Gorące temperatury, przygodne znajomości, fajne imprezy, emeczka w coli i pigułka pod język – wakacje mogą mienić się całą gamą kolorowych doświadczeń, ale w tym wszystkim czai się przypał. Największa sztuka to wyczuć, kiedy się zbliża!