Bawidamek? Oj, coś znacznie gorszego.
Fajnopolactwo, czyli dobrze usytuowani liberałowie z wielkich miast, lubi o sobie myśleć jak o jakiejś progresywnej grupie, stojącej na straży europejskich wartości. Oczywiście, w opozycji do tego przeklętego pisowskiego ludu, który jest ciemny, wsteczny, demokracji nie szanuje, a dał się omamić 500+ i arcybiskupim bełkotem. Postaci takie, jak Donald Tusk, czy Rafał Trzaskowski lubią się prezentować jako autorytety w tych społecznych rejestrach, zresztą tak są tam traktowani. Festiwal poklepywania się po plecach i wzajemnego upewniania, że nie są tacy źli jak tamci, to naczelny pomysł liberalnej opozycji na siebie od wielu lat. Niestety, wystarczy dosłownie chwila pobieżnego przeglądu ich wypowiedzi i działań na rzecz społecznego postępu, żeby ta cała iluzja prysła niczym bańka mydlana. Kiedy prezydent Warszawy odwiedził podcast Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego, spodziewałem się swawolnego libkowania, może trochę kodziarskiej beki, sponsorowanej przez memy z Jackiem Sasinem, względnie pełne ciężaru westchnięcia do drogich samochodów i zegarków. Ale Trzaskowski wyczuł, że to przestrzeń, w której można się wyluzować, bardziej piłkarska szatnia, albo loża VIP w jakimś przypałowym klubie, niż typowy wywiad polityczny. Zadeklarował się jako dupiarz, mimo, że podsunięto mu określenie bawidamek – wciąż haniebne, ale jednak lżejszego kalibru. Dzień później, kiedy internet zaczął płonąć, Trzaskowski zatwittował: Niestety nieformalna konwencja rozmowy z Kędzierski&Wojewódzki sprawiła, że opisując historie sprzed 30 lat słownictwem przeniosłem się do czasów liceum. Dla takich słów nie ma i nie powinno być miejsca w przestrzeni publicznej. Wszystkich, którzy poczuli się urażeni przepraszam.
Ach, klasyczna formułka z wszystkimi, którzy poczuli się urażeni! Prawdziwa perła w koronie przeprosin-nieprzeprosin. Natomiast obie sytuacje, skandalicznej wypowiedzi i nijakich przeprosin, pokazują, że liberalne elity to głównie samczy klubik, który progresywne wartości sprowadza do performatywnych gestów na rzecz demokracji, a w swobodnym otoczeniu zachowuje się równie knursko, co pozostali koledzy z prawicy (bo co do tego, że PO i okolice są prawicą, nikt wątpliwości mieć nie powinien). Niestety, patriarchalizm Platformy Obywatelskiej to żadna tajemnica, a brakowi jakichkolwiek działań na rzecz poprawy sytuacji kobiet w Polsce przez osiem lat rządów partii, towarzyszy zwyczajowy seksizm jej liderów. Uwaga o czasach liceum jest również znamienna, jakby tego typu język był zupełnie uprawniony pośród młodszych. Czy nieformalna konwencja rozmowy to przyzwolenie na określanie kobiet dupami? Aż strach pomyśleć, jakim językiem posługują się liberałowie, kiedy nikt tego nie nagrywa, a konwencja jest jeszcze bardziej nieformalna. Z seksizmu można wyrosnąć, ale najczęściej się w niego wrasta i tam zostaje, o ile środowisko nie zweryfikuje naszych złych nawyków. Prezydent Warszawy pochodzi z politycznego otoczenia, które łatwiej było spotkać na boisku piłkarskim, niż na marszach równości. Dla sprawiedliwości trzeba mu oddać, że kiedy Polska wyszła na ulicę przeciwko antyaborcyjnemu barbarzyństwu, opowiedział się po właściwej stronie. Ale kiedy dwóch przypałowców połechtało jego próżność, ochoczo wskoczył w buty samca-zdobywcy. Nie wątpię, że poza krytyką z progresywnej strony i razami od członków partii rządzącej, Trzaskowski zarobił trochę sympatii u brosów-playerów, a i niejeden boomers mlasnął obleśnie pod nosem. Normalizacja figury samca-zdobywcy to ani żadna nowość, ani zjawisko charakterystyczna dla naszego kraju. Seksistowskie wypowiedzi polityków zdarzają się wszędzie, zazwyczaj bez większych konsekwencji. Nie inaczej będzie tym razem. Komentariat się zagotuje, zwyczajowi obrońcy będą bronić (przecież przeprosił, a poza tym to nic takiego!), rządzący dostaną kolejny nabój do ostrzeliwania prezydenta Warszawy. Minie kilka dni, temat zblednie i tak naprawdę nic się nie zmieni.
Takie sytuacje pokazują, jak bardzo potrzebujemy zmiany języka i podejścia do seksu. Nie ma niczego złego w wielu partnerach i partnerkach seksualnych, ale figura samca-zdobywcy powinna odejść w zapomnienie. Mam podejrzenie, że gdyby za mikrofonem była kobieta, która opowiedziałaby o bogatej przeszłości seksualnej, nie spotkałaby się z taką przychylnością prowadzących. Zresztą sam Wojewódzki ma całkiem pokaźne archiwum publicznej mizoginii na koncie i raczej nie stawia znaku równości między mężczyznami a kobietami o podobnym doświadczeniu erotycznym. Nie jest w tym odosobniony, bo w komentarzach o słowach prezydenta Warszawy, poza krytyką znajdziemy równie duży zasób ziomków przybijających wirtualną pionę. Dupy to seksistowski klasyk określeń na kobiety, w zasadzie jeden z mniej odrażających na tle takich wykwitów testosteronu, jak świnie, czy pokemony. Ale niezależnie, czy jesteśmy w liceum (nawet w tym, do którego chodził Mata!), czy na stanowisku prezydenta miasta, taki język jest nie do zaakceptowania. Zamiast twittować, Trzaskowski powinien ogłosić, że właśnie zaczyna miejski program równości w stołecznych szkołach średnich. I to byłyby adekwatne przeprosiny i dowód, że dupiarz to niefortunny incydent, a nie opadnięcie maski.