Historyczne wydarzenie napawa optymizmem.
Wyobrażamy sobie sytuację, w której taka informacja będzie fetowana jako zwycięstwo ponad patriarchatem, czy nawet mizgonią, jaka wciąż panuje w wielu obszarach branży filmowej. Ba, sami cieszymy się niesamowicie z takiego obrotu sprawy! Ale to dopiero krok w dobrą stronę, a nie koniec problemu. Siedem miejsc dostępnych w trakcie tegorocznej rekrutacji na wydział reżyserii w łódzkiej Szkole Filmowej obsadziły kobiety, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii. Na jedno miejsce przypadało aż 23 chętne osoby. I to są wspaniałe wieści, bo gwarantem równościowych treści jest obecność kobiet również za kamerą, przy reżyserii, produkcji i scenariuszach. W polskim kinie jest już wiele fenomenalnych kobiet, które pełnią te role. Tegoroczny nabór tylko wzmocni tę tendencję. Przy okazji wywoła niezłe spazmy pośród bardziej seksistowskiej części publiczności, która zakrzyknie, że to był wybór z politycznego klucza. Nie, panowie – nie oszukujmy się, to zazwyczaj są panowie – każdy, kto próbował swoich sił w rekrutacji na jedną z obleganych szkół filmowych w Polsce, wie, że to trudny i wymagający proces, o ostrych kryteriach. Osoby, które dostały się na reżyserię na łódzkiej Szkole Filmowej zostały docenione przez swój talent i ciężką pracę, a nie dzięki magii parytetu. Czy z automatu przełoży się to na arcydzieła kinematografii? Oczywiście, że nie. Ale wielość perspektyw to wartość pozytywna, która przecież nie wymazuje reżyserii męskiej.