Nasze polecanki na wieczór.
Queerowe wątki były obecne w horrorach niemal od zarania tego gatunku. W wielu filmach można było znaleźć zakodowane tęczowe motywy, bo język horroru doskonale nadaje się do dyskursu i metaforyki inności, czy – kiedy popatrzymy na bardziej reakcyjną czy konserwatywną stronę – zagrożenia. Często nazywany najbardziej gejowskim horrorem w historii, A Nightmare on Elm Street 2: Freddy’s Revenge, druga część serii Koszmar z ulicy wiązów, choć nigdy wprost nie pokazuje wątków homoerotycznych, pod skórą wręcz od nich kipi. Idąc kilka dekad wcześniej, do złotych czasów przedwojennego horroru, Narzeczona Frankensteina i Córka Draculi ociekają kampową energią i pełno w nich postaci kodowanych jako homoseksualne. Dalekim echem tych pionierskich czasów jest oczywiście kultowy Rocky Horror Picture Show, który nic nie musiał kodować, ani sugerować. Niesiony podmuchem rewolucji seksualnej stał dumnie w swojej queerowatości. Horrory w swoim bogactwie środków wyrazu były świetnym sposobem na przełamywanie obyczajowego tabu i igranie z tradycyjną moralnością. Tak, jak osoby nieheternormatywne w bigoteryjnych społeczeństwach, tak wampiry i potwory wszelkiej maści przemykały w ciemnościach, prowadziły ukryte, podwójne życie.
Queerowa społeczność lgnęła do horrorów, bo na ekranie widziała postaci, z którymi mogła się utożsamiać – jednostki odrzucone i niezrozumiane przez społeczeństwo, demonizowanych wyrzutków prześladowanych przez ludzką ignorancję. W wielu horrorach to właśnie człowiek jest ostatecznie tym złym, a nie czynniki nadprzyrodzone, które często po prostu chcą żyć w spokoju. Nie zmieniła tego nawet konserwatywna rewolucja slasherowa lat osiemdziesiątych XX wieku, która w seksualności widziała transgresję wartą ukarania. W tamtej dekadzie horrorowi wreszcie udało się przebić do kinowego mainstreamu, choć krytyka filmowa wciąż widziała w nim tylko niską rozrywkę i tanią prowokację. Owszem, lata osiemdziesiąte dały cały zestaw pospinanych moralnie slasherów, ale także perełki w rodzaju wspomnianego wcześniej Koszmaru z ulicy wiązów 2, opływającego w nieheteronormatywności i najróżniejszych fetyszach Hellrisera, czy Fright Night, gdzie wampiry pozują na gejowską parę. Kody i metafory to jedno, ale bezpośrednie związki homoseksualne to drugie – a te, dzięki zapośredniczeniu przez nadnaturalny charakter horrorów, mogły pojawiać się bez wywoływania moralnej paniki wśród konserwatywnej publiczności (a w zasadzie mogły się zgubić w oburzeniu na wszystkie inne aspekty tych filmów: brutalność, niechrześcijańską moralność itp.). Wampiryzm był często nośnikiem zakazanej, homo-, bi- i panseksualnej miłości i pożądania, a sam akt wysysania krwi jest bardzo naładowany erotycznie. Wywiad z wampirem, ekranizacja kapitalnej powieści Anne Rice, która swoją literaturę usiała nieheteronormatywnymi postaciami, opowiada jedną z najciekawszych i najbardziej tragicznych historii miłosnych w historii kina, kropka. Czym bliżej naszych czasów, tym horrorowa queerowość była bardziej bezpośrednia. Np. Hellbent z 2004 próbuje naprawić konserwatywne ułomności slasherowego podgatunku, pokazując seryjnego zabójcę nie jako siłę moralności karającą seksualną transgresję, ale homofobicznego obsesjonata. Ten film rozpoczął całą falę gejowskich i lesbijskich slasherów. Ale wciąż nie brakowało filmów, które operowały na bardziej abstrakcyjnym poziomie i trafiły do kanonu twórczości LGBTQ+. Z Jennifer’s Body (2009) i Babadookiem (2015) na czele. Queerowe czytanie tego drugiego jest szczególnie fascynującym zajęciem.
Skoro dzisiaj Halloween, to warto obejrzeć jakiś horror! Oczywiście, polecam każdą z klasycznych pozycji, która padła tu wcześniej. Ale warto sięgnąć jeszcze głębiej, w nieoczekiwane rejony współczesnego kina artystycznego. Tak się składa, że na serwisie streamingowym Outfilm – na którym znajdziecie filmy o tematyce LGBTQ+ praktycznie każdego gatunku i rodzaju – są dwie naprawdę mocne propozycje. Jedna to Nevrland, austriacki film z 2019 roku, który w prowokacyjny i odważny sposób pokazuje wchodzenie w dorosłość w czasach internetu. Choć stoi bliżej thrillera niż horroru, jest mocno autorskim głosem w ważnej sprawie, a do tego jednym z nielicznych filmów, w których kontekst internetowej komunikacji został przeprowadzony naprawdę udanie (w przeciwieństwie do kilku bardziej znanych horrorów/thrillerów z chatem w roli głównej). Drugi tytuł, który z czystym sumieniem polecam, to Dobre maniery. Brazylijska produkcja z 2017 roku ma w sobie wątek z klasycznego horroru – wilkołaka – ale jest poruszającą historią o akceptacji inności. To świetne kino z ogromnym sercem. A jeśli wolicie coś o wiele mniej poważnego, za to z eksplozją kiczu kojarzonego z kinem klasy B czy C, to klikajcie w Drink me. Brytyjski film to odpowiednia rozrywka na odmóżdżenie ze znajomymi.
Jak zmieni się horror w bardziej progresywnych czasach, kiedy reprezentacja osób i wątków LGBTQ+ – choć wciąż kulejąca – jest coraz lepsza? Ciekawie będzie patrzeć na to, jak kiedyś ukrywane, sugerowane i kodowane historie i postacie wyjdą na światło dzienne. Nie wszystkie wampiry płoną na słońcu, a wychodzenie z szafy nie musi odbywać się przy pomocy siermiężnej metafory wizualnej. Zmienia się społeczeństwo, zmienia się sam horror. Będziemy na to patrzeć z fascynacją, bo mało który gatunek kina ma tyle możliwości w swoim repertuarze.