Co za czasy! Człowiek wchodzi do sklepu spożywczego albo nawet do całodobowej budy z alkoholem i może zjeść coś na ciepło – ma wybór pomiędzy hot dogami, zapiekankami, panini lub nawet kubkiem podgrzanych pierogów. Na dobrą sprawę w każdym lokalu na mieście, który ma drzwi wejściowe i okna, można zjeść szybki obiad.
Nie inaczej jest z piekarniami – od kilku lat przechodzą rewolucję, kierunkującą ich ofertę w stronę restauracji. Dziś nie są już miejscami, gdzie ledwie można kupić bułeczki na rano, a bardziej pełnoprawnymi lokalami gastronomicznymi, w których z powodzeniem można zjeść śniadanie, obiad lub kolację. Glutenowe sieciówki w ostatnich latach diametralnie zwiększyły wachlarz swoich usług, a także udział w rynku. W dużych miastach prawie zupełnie wyparły niezależne piekarnie. Pojawia się pytanie, czy wzrost ilości dostępnych produktów idzie wprost czy odwrotnie proporcjonalnie do ich jakości?
Sprawdzamy!
GRZYBKI
WYBÓR
Sklepy firmowe Grzybków po tak zwanym remodelingu bardziej przypominają całkiem rozbudowane bistro niż piekarnię. W ofercie znajduje się szeroki wybór kanapek na żytnim chlebie, ciepłe zupy, sałatki, a także już niezbędna w piekarniach sieciowych pizza na kawałki. Oprócz tego dostępny jest klasyczny asortyment, czyli pieczywo, słone przekąski oraz ciastka – zarówno te tradycyjne, jak i momentami skręcające w ambitny styl Lukullusa (ale niestety tylko wizualnie).
8/10
SMAK
Na warsztat jako pierwszą bierzemy pizzę hawajską. Apeluję o chwilowe zawieszenie broni w sporze, czy pizza hawajska to nadal pizza i czy jej podawanie powinno być legalne, ponieważ jest to jedyny rodzaj pizzy obecny we wszystkich „badanych” piekarniach, zatem świetnie posłuży za obiekt porównawczy. Kawałek hawajskiej w Grzybkach kosztuje 7,5 zł. Za tę kwotę otrzymujemy naprawdę spory odcinek ciasta, niestety trochę suchego. Spoczywające na nim dodatki rozłożone są dość gęsto – o ananasie trudno coś istotnego powiedzieć, a szynka jest średniej jakości.
Będąc w Grzybkach, trudno nie spróbować pasztecika z grzybami. Zrobiłam to za was, więc już nie musicie tego robić. Cenówka opisuje ciasto pasztecika jako półfrancuskie, jednak dla mnie było ono ledwie ćwierćfrancuskie – brak wyczuwalnego smaku masła i struktura właściwa ciastu drożdżowemu. Farsz natomiast przypominał trochę grzybową parówkę – przemielony zbyt mocno i dopchany jakimś zagęszczaczem.
Za to kanapki w Grzybkach są godne polecenia – pieczywo smaczne i miękkie, dodatki wrzucone od serca, a do tego występują w aż trzech wegańskich wariantach: z pastą słonecznikową, wegańskim pasztetem i wegańskim smalcem. Mogą stanowić ciekawą opcję dla mięsosceptyków, którzy chcą zjeść coś w biegu. Jedynym problemem jest ich monotonia – w trzech na trzy występuje piklowana czerwona cebula, w dwóch na trzy gotowane buraki.
6/10
SKŁAD
Niestety, Grzybki na swojej stronie internetowej podają pełny skład jedynie chleba i bułek – nieco udziwniony w stosunku do tradycyjnych metod piekarskich, ale na szczęście nie ma w nim konserwantów. Pozostałe produkty mają skrócony skład – oznacza to, że brzmi on na przykład: „Kanapka na bazie pszenno-żytniego chleba z wegańską pastą słonecznikową, piklowaną cebulą, burakiem i liśćmi szpinaku”. Brakuje rozwinięcia składu chociażby pasty, która jak można podejrzewać, ma w sobie coś więcej niż słonecznik, ale nie wiemy co.
7/10
Średnia: 7/10
SPC
WYBÓR
Podobnie jak Grzybki, sieć piekarni SPC stopniowo dotyka remodeling. Lokale, które przeszły ten zabieg, posiadają znacznie szerszą ofertę gastronomiczną niż te przed skuwaniem ścian. W SPC zgodnie z głównym nurtem pojawiła się jakiś czas temu pizza, do oferty doszły nowe kanapki, a w większych oddziałach można zjeść także zupę dnia. Oprócz tego obowiązuje dość nudny wybór pieczywa, ciast i ciastek.
6/10
SMAK
Zaczynamy znowu od pizzy hawajskiej. Jest tańsza (5,60 zł), ale też znacznie mniejsza niż ta u konkurencji. Ciasto jest trochę za twarde, ale poza tym nie mam większych zastrzeżeń. Pizza to pizza, zawsze cieszy, nawet gdy jest przeciętna – podobnie jak seks.
Kiedy kolejny raz przyszłam do SPC o godzinie 10:20, zupą dnia były flaki, więc rozbawiona konwencją zjadłam je na śniadanie. W uniwersum flakowych świrów mogłyby dostać wysoką notę. Były naprawdę smaczne i uczciwe!
W SPC zdarzało mi się jadać paszteciki, kanapki i inne słone przekąski – za każdym razem były niesmaczne. Przede wszystkim bazą było ciasto głęboko mrożone, które nie jest niczym fajnym. Ewidentnie oszczędza się tutaj na świeżych dodatkach, a od serca sypie konserwanty i polepszacze. Rekordem (przynajmniej wśród rzeczy, których próbowałam) była tak zwana Ciabatta Trzy Sery, która nie miała nic wspólnego ani z ciabattą, ani nawet z… serem. Ta obrzydliwa, kolorowa breja nie była po prostu niedobra – smakowała tak sztucznie, że aż zdawała się niebezpieczna dla zdrowia.
3/10
SKŁAD
SPC nie podaje składów produktów na swojej stronie, jednak można je znaleźć wydrukowane i wpięte w segregator leżący na ladzie w lokalu. Polecam lekturę jego zawartości tylko ludziom o mocnych nerwach, bo dzieją się tam rzeczy straszne. Opis zwykłej bułki kajzerki zajmuje pięć linijek. Im bardziej skomplikowany wyrób, tym gorzej, aż wreszcie docieramy do wspomnianej ciabatty. Oto jej skład:
Mąka pszenna, mąka żytnia, sól, suchy zakwas pszenny (produkty przemiału pszenicy, woda, kultury starterowe, glukoza, gluten pszenny, stabilizator E 412, mąka kukurydziana, emulgator lecytyny z soi, mąka sojowa, mąka pszenna słodowa, środek do przetwarzania mąki E 300, drożdże piekarskie nieaktywne, odtłuszczone mleko w proszku, olej rzepakowy, smalec wieprzowy, drożdże, mleko pasteryzowane, sól, barwnik: annato, olej rzepakowy, woda, ocet spirytusowy, stabilizator E 420 [HEHE], maltodekstryna, fruktoza, suszony hydrolizat białkowy o smaku sera (hydrolizowane białka sojowe, sól, aromat sera, maltodekstryna, wzmacniacz smaku E 621), skrobia modyfikowana, sól, przyprawy, substancje zagęszczające: E405, E 415 – zawiera żółtko jaja, cukier, substancje konserwujące E 211, E 202, wzmaczniacz smaku: E 621, aromat, przeciwutleniacz E 385, sproszkowana celuloza.
Aż chciałoby się krzyknąć za Magdą Gessler: „DLACZEGO WY TRUJECIE LUDZI?”. Bułka z zawartością tłuszczu wieprzowego i ser krowi robiony z soi?! Poniżej krytyki.
0/10
Średnia: 3/10
LUBASZKA
WYBÓR
Lubaszka była pierwszą piekarnią sieciową, do której wprowadzono świeżo wypiekaną pizzę w trzech wariantach. Poza nią oferuje szeroki wybór kanapek na żytnim chlebie, bajgle, paszteciki z ciasta francuskiego i inne przekąski. W przeciwieństwie do poprzedników nie serwuje zup, za to przez cały dzień dostępne są zestawy śniadaniowe, a wśród nich między innymi: jajecznica, śniadanie energetyczne z frankfurterkami i boczkiem lub tosty francuskie z chałki.
9/10
SMAK
Zaczynamy oczywiście od pizzy – lubaszkowa wersja hawajskiej kosztuje 7,50 zł i jest naprawdę OGROMNA. Nie tylko jej powierzchnia jest imponująca, ale także ilość dodatków – dosłownie ugina się pod grubym serem, kawałkami szynki i ananasa oraz naprawdę pysznym, lekko słodkim sosem pomidorowym. W kategorii „komfortowej” pizzy, czyli nieminimalistycznej neapolitańskiej, nie ma sobie równych w Warszawie – bije na głowę większość pizzerii.
Mocną stroną Lubaszki są także paszteciki. Ich ciasto jest bardzo uczciwie – ma chrupiące, cieniutkie warstwy i wyraźny smak masła. Nadzienia nikt nie żałuje, jest świetnie doprawione i wilgotne. Szczególnie warty uwagi jest pasztecik węgierski z kurczakiem oraz klasyczny pieczarkowy z dużymi kawałkami grzybów.
Rozczulające są też bajgle, które zgodnie z tradycją robi się z ciasta parzonego (najpierw gotowanego, a potem pieczonego). Mają ciemną, lśniącą i nieco twardą skórkę oraz miękkie wnętrze. Trudno dziś znaleźć takie w Warszawie.
8/10
SKŁAD
Lubaszka podaje składy wszystkich swoich produktów na stronie internetowej. W żadnym z nich nie ma ani grama konserwantów – są perfekcyjne. Aż trudno w to uwierzyć, że mimo masowej produkcji zaopatrującej kilkadziesiąt punktów w całej stolicy udało im się utrzymać receptury jak z niszowej, rodzinnej piekarni. Ale jak widać – można!
10/10
Średnia: 9/10
Opublikowano dnia: 5 lutego 2020