Czy walka o prawa kobiet rozmywa się w natłoku haseł o jebaniu władzy? Tak uważają m.in. przedstawicielki Stop Bzdurom oraz inne aktywistki i aktywiści.
Protesty, które zaczęły się po ogłoszeniu wyroku (pseudo) Trybunału Konstytucyjnego w sprawie embriopatologicznych przesłanek aborcji, w kilka dni drastycznie się umasowiły. I oczywiście, warto się cieszyć z ogromnej energii obywatelskiej, jaką wyzwoliły. Za sporą część tej początkowej iskry odpowiadają środowiska zaprawione w protestacyjnych bojach – organizacje feministyczne, społeczność LGBTQ+, kolektywy anarchistyczne. To one uczyły, jak się zachowywać w razie kontaktu z policją, to one podsuwały demonstracyjny know-how, niezależnie, czy chodziło o tworzenie transparentów, czy ważne numery telefonów prawniczych. Oczywiście, dynamika masowych protestów rządzi się swoimi prawami i obok coraz ciekawszych haseł z transparentów, ujawniły się również niepokojące tendencje. Główną z nich jest rozwodnienie przekazu – coś, co zaczęło się od konkretnego celu (już nawet nie sprzeciw wobec wyroku [pseudo] Trybunału, ale po prostu liberalizacji przepisów aborcyjnych) przybrało bardziej amorficzny kształt, który co bardziej śmiali zaczęli nazywać rewolucją.
Rewolucja to mocne słowo – nie chcę rozstrzygać, czy adekwatne do obecnej sytuacji, bo ta jest bardzo dynamiczna. Postulaty społeczne, zebrane przez Strajk Kobiet, są bardzo szerokie, łącznie z żądaniem dymisji rządu. Takie szerokie podejście, choć ma dobre intencje, może rozwadniać główny, proaborcyjny charakter protestów i sprawiać, że z konkretnego celu sprawa zaczyna zmieniać się w ogólnopolityczną naparzankę. Oczywiście, ze wszech miar zasłużoną – dość zabawne byłoby powoływać się na szanowanie wyniku demokratycznych wyborów w opozycji do tego postulatu, kiedy ludzie rządzący krajem łamią prawo na każdym kroku: od najbardziej przyziemnego obsadzania stanowisk po sprawy tak ważne dla życia i zdrowia Polek i Polaków, jak strategia wobec pandemii. Trudno mieć pretensje do emocjonalnego charakteru wystąpień, bo te są świetnym napędem dla społecznej zmiany. Protesty gromadzą młode pokolenie, komunikacyjnie będące zupełnie na innej planecie niż rządząca klasa polityczna (co widać w bezradnych reakcjach i ilości nietrafionych bzdur, które padają z ust prawicowych polityków i polityczek), ale nie tylko. Pojawił się KOD, a nawet techno protestujący, którzy zmieniają demonstracje w imprezy (co grzechem nie jest, w końcu nikt nie powiedział, że sprzeciw musi być ponury; aczkolwiek szybka rundka po facebookowych grupach techno pokazuje, że wiele osób nie do końca rozumie, w jakiej sprawie protestuje).
Środowiska, o których pisałem na początku, zaczęły zauważać pewne niepokojące sygnały. Aktywista Miko Czerwiński wskazuje na homofobiczne komentarze pod wrzutką Strajku Kobiet o evencie łączącym sprawy kobiet i środowiska LGBTQ+. Natalia Broniarczyk z niepokojem pisze o najebanych typach skandujących jebać pis i juwenaliach pod Sejmem. Sporym poparciem cieszy się również post kolektywu Stop Bzdurom, w którym Łania pisze: Od paru dni prawie w ogóle nie słyszę „kiedy państwo mnie nie chroni moje siostry będę bronić”. Hasła o siostrzeństwie totalnie przepadają na rzecz KACZOR RUCHA KOTA i „haha przeklinam na ulicy ale fajnie”. I nie zrozumcie mnie źle – nie będę tutaj zarządzać estetyką protestu. Po prostu wytraciła się cała feministyczna moc jaka tam była, albo raczej została zabrana. Skandowanie „myślę, czuję, decyduję” zwyczajnie nie przebija się przez tłum, bo ewidentnie nie idziemy wszystkie po to samo. Dalej jest ostrzej, ale równie trafnie: Będziecie mi mówić, że mam jednoczyć się z policją i prosić ją o dołączenie do marszu? Prosto w oczy powiecie mi, że mam nie krzyczeć „jebać psy”, bo nie o to tutaj chodzi, oni też chcieliby dołączyć, tylko takie mają rozkazy? Popatrz mi w oczy raz jeszcze i opowiedz proszę, jaki rozkaz może kazać komuś pałować osoby co wieczór, gazować moich bliskich, wjeżdżać w spokojnie stojących ludzi tarczami, przewracać babcie na ulicy? Kurwa, proszę, spowiadaj mi się ze swojej miłości do policji.
To rzeczywiście niepokojące, że nagle uaktywnili się obrońcy i obrończynie policji – tej samej policji, która przecież nie tak dawno temu urządzała brutalną łapankę na Krakowskim Przedmieściu, tej samej policji, która chroni nacjonalistów, faszystów i kler, tej samej policji, która nie ma żadnego problemu, żeby ludzi bić, nękać i odmawiać kontaktu z adwokatem (odsyłam do raportu Europejskiego Komitetu do Spraw Zapobiegania Torturom).
Na protestach pojawiają się również hasła homofobiczne (bo haha, kaczor pedał i Bosak homoś), czy zachowania skrajnie nieprzystające do sytuacji (choćby przystanki po alkohol). Ba, niektórzy wychwalają kiboli występujących przeciw rządowi, co zakrawa na ponury dowcip – w tym samym czasie inni piłkarscy chuligani najzwyczajniej w świecie atakują demonstracje, jak we Wrocławiu. Poza dream teamem posłanek Lewicy coraz częściej przy protestach kręcą się liberalni politycy i polityczki – ci sami, którzy swoją indolencją i arogancją wynieśli PiS do władzy. Szymon Hołownia, znany przeciwnik aborcji i mało progresywna alternatywa dla rządzącej prawicy, już zaciera ręce, napompowany sondażowymi wynikami.
I nie chodzi o to, by spisywać zasady godnego protestowania, czy rozliczać tłum z estetyki gestów – to by było absurdalne, tym bardziej, że w roku izolacji społecznej doświadczenie wspólnej demonstracji ma z pewnością potężny i pozytywny ładunek emocjonalny. Chodzi o cel obywatelskiego sprzeciwu, który może się zgubić.
Jaki będzie ostateczny efekt protestów, czas pokaże. To rzeczywiście moment nadziei i obywatelskie święto – to, że piszę o rysach na tych diamentowych chwilach wcale nie oznacza, że krytykuję je totalnie. Po prostu warto wsłuchać się w głos środowisk aktywistycznych, które protesty uprawiają od lat, często z narażaniem zdrowia i życia. Na pewno nie można ich odsunąć, zmarginalizować, czy zakrzyczeć – to właśnie dzięki tym środowiskom pojawiła się początkowa energia, która urosła do tak imponujących rozmiarów. Hasła siostrzeństwa, skupienie się na kwestii aborcyjnej i równościowej – choć nie tak efektowne, jak jebać pis – powinny na powrót wyjść na czoło protestów. Idąc za intuicją aktywistów i aktywistek, a więc ludzi kompetentnych jeśli chodzi o demonstracje, łatwo tę energię wytracić, zmarnować. A szkoda by było zaprzepaścić tak piękny czas, najlepsze, co nas spotkało w tym piekielnym roku 2020.