Słowa, brzydkie czy ładne, dobieramy przez ­– Czasem świadomi swojej intuicyjności tylko i braku obiektywnych kryteriów – A czasem wydaje nam się, że wszyscy to powinni powtórzyć (…) Trzeba zdawać sobie sprawę z subiektywności – Jeżeli pan pisze ten tekst tylko o sobie, to ma pan prawo – Natomiast może niedobrze by było, gdyby tak używać tutaj reguły projekcji psychologicznej”.

Tak raperowi Macie w kawałku Konkubinat doradza profesor Jerzy Bralczyk. Jego charakterystyczny głos – i brodę! – rozpoznają chyba wszyscy zainteresowani niuansami polszczyzny. Ten utytułowany językoznawca i gramatyk, profesor nauk humanistycznych, specjalista w zakresie języka mediów, polityki i reklamy, jest jednym z największych autorytetów w dziedzinie języka polskiego i autorem wielu książek na ten temat. Prywatnie Jerzy Bralczyk to niestrudzony kolekcjoner wydań Pana Tadeusza odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

„[Nagranie wspólnego utworu z raperem Matą] to był dla mnie przypadek. Zwrócił się do mnie młody człowiek z interesującym pytaniem na temat estetycznych wartości słów. Powiedziałem, co myślę. Zapytał, czy może to w swojej twórczości umieścić. Znalazłem się tam [w utworze Konkubinat] i ani się tym nie podniecam szczególnie, ani też nie mam za złe nikomu. Nie miałem pojęcia, kto to jest, kiedy ze mną rozmawiał. Potem dopiero się nagle okazało, że to jest popularny raper. Nawiasem mówiąc, z tego co wiem, bo też nie jestem słuchaczem – albo rzadkim słuchaczem – tego rodzaju twórczości, nadal wydaje mi się on interesujący.”

Rozmowa z profesorem Bralczykiem to (pełen humoru) spacer po polu minowym. Z przyjemnością komentuje każdy mniej fortunny czy bardziej specyficzny zwrot.

Ja: W swoim życiu spotkałam wielu…

Profesor: „Spotkałem to w swoim życiu” – tak jakbym mógł spotkać poza życiem!

Ja: …chodziło mi o kontekst polityczny i o to, co się dzieje na przestrzeni ostatnich trzech, czterech lat.

Profesor: Bardzo lubię wyrażenie „na przestrzeni czasu”. To pokazuje łączenie tych dwóch kategorii, prawda? „Na przestrzeni lat” [śmiech]. Jednak dominuje postrzeganie przestrzenne, a nie czasowe, prawda?

Przyglądanie się formom językowym to jest spora satysfakcja. Ja się jej oddaję” – deklaruje niepokonany badacz polszczyzny. W lutym Poptown robi to razem z nim.

ZNAKI kontra SŁOWA

Platon żałował, że wprowadzono pismo, bo przez to pamięć nie jest trenowana. Pismo miało tę przewagę nad mową, że można się było na odległość komunikować. Pozostawało, a mowa ulatywała. Wprowadzenie pisma, potem druku było rodzajem rewolucji. Później przyszły różne wynalazki, jak telefon, internet i znowu pismo dominujące, czyli SMS-y, komórka i tak dalej. W pewnym momencie to się spotyka. Wiemy już, że możemy mówić do komputera i to będzie napisane. Że możemy pisać i to będzie wysłuchane. Czy to będzie rewolucja, trudno powiedzieć.

Możemy bezpiecznie założyć, że emocje odgrywają w naszej komunikacji dużą rolę. W mowie mogą one być wyrażane tonacją, artykulacją, natężeniem głosu. W piśmie są wyrażane pośrednio – rzadziej przez wybór form gramatycznych, częściej słów nacechowanych. Od zawsze decyduje fizjologia, a precyzyjniej: tęsknota za możliwością oddania fizjologicznych aspektów naszej komunikacji w piśmie. Interpunkcja, rozstrzelony druk czy podkreślanie słów nie wystarcza. Nie wystarczają rysunki, którymi w korespondencji ozdabialiśmy nasze listy.

Emoji nie są językiem bezkonkurencyjnym w subtelności. Tego się jednak nie da zastąpić. Rok czy dwa temu sądziłem, że język emoji to będzie wybuch, że nagle młodzież zacznie się obrazkowo komunikować. Jak na razie tego nie obserwuję. Może to się jeszcze zmieni. Memy to co innego – są rodzajem przemijającego żartu, to takie anegdoty. Mnie nie przeszkadzają, bo nie zwiększają zachowań, których nie lubię, jak zachowania patetyczne, nienawistne. Owszem, pojawiają się tam elementy agresji, wyśmiewania, przedrzeźniania. Ale mimo wszystko wolę mem niż bluzg językowy.

[Czy język emoji mógłby stać się językiem uniwersalnym?] Uniwersalia to ciekawe zjawisko, bo to jest pytanie o to, czym jest człowiek, na dobrą sprawę. To jest pytanie podstawowe: czym się różnimy od innych? Są poszukiwania tego, co jest wspólne wszystkim ludziom. Jak znajdziemy uniwersalny język ludzi, to może potem poszukamy języka, który łączy ludzi i zwierzęta. A potem rośliny. Jakiś taki kod. Przyjemnie pomyśleć o tym, o czym myślą rośliny.

WCZORAJ I DZIŚ

Język, jakim mówi się w Polsce, zmienił się. W PRL-u panował monopol. Język organów partyjno-państwowych, lewicowo-socjalistyczna frazeologia, dominował nawet w tych przejawach życia publicznego, które nie wiązały się ściśle z polityką. Po 1989 pojawiło się wiele zachowań językowych. Dziś każdy podmiot polityczny próbuje się swoim językiem zaznaczyć. Formuła prawicowo-konserwatywna nawiązuje wyraźnie do patosu romantycznego, ale też do języka Kościoła. Dosyć twarda, z pewnymi elementami narodowymi, wyraźnie rysuje opozycję my–oni. Inny przykład to atrakcyjny język publiczny, wzorowany trochę na formułach zachodnich, gdzie ujawniają się pewne zachowania charakterystyczne dla reklamy. Albo wysoko rozwinięty, nacechowany, tak zwany eurożargon, który też ma swoich wyznawców i reprezentantów. Wreszcie później trochę, ale też znalazł miejsce, język populistyczny, taki, który odwołuje się do emocji prostych i wyraźnie dzieli ludzi. Zmieniał się też oczywiście język nasz powszedni, codzienny.

Nie lubię orwellowskiego terminu nowomowa, nowa mowa, new speech. Jest na tyle atrakcyjny, że bywa używany w bardzo szerokim odniesieniu. W moim przekonaniu ma też konotacje negatywne. Niespecjalnie lubię pojęcia, które mają pretensje do naukowości, a zawierają ocenę. Można tu mówić o manipulacji językowej, o przejawach tej manipulacji sam mówię i piszę. Ale też zawsze mam taki rodzaj podejrzenia, czy słowo „manipulacja” jest tutaj najwłaściwsze.

Uważa się powszechnie, że podstawową funkcją języka jest funkcja komunikacyjna, czyli taka, w której łączy się funkcja informacyjna z funkcją nakłaniającą. Mówimy po coś, żeby ktoś coś pomyślał. Inne funkcje, jak rytualna czy autoprezentacyjna, w takiej wizji idealnej powinny być redukowane. W nowomowie – czy w tym, co chcemy nazywać nowomową – dostrzegamy dominację tych właśnie sekundarnych funkcji językowych. To może się nie podobać. Z drugiej strony wiemy, że właśnie teraz, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, powiedzmy, coraz częściej akceptuje się tę stronę autoprezentacyjną języka. Mówimy po to, żeby się jakoś pokazać.

Wszystkie zjawiska społeczne jakoś się w języku odbijają. To tylko kwestia, do jakiego stopnia sięga się po skrót myślowy, odważne metafory, upraszczającą składnię. Banał: internet zmienił nasz sposób porozumiewania się. Zmienia się tempo, zmniejsza przywiązanie do dawnych reguł, rośnie otwarcie na inne języki, które owocuje zapożyczeniami licznymi z angielskiego. Brak cenzury dopuścił do dyskursu publicznego nie tylko formy mniej staranne, ale nawet wiele potocyzmów czy wulgaryzmów– to wszystko są rzeczy, z których sobie zdajemy sprawę. Dziś możliwe jest uczestnictwo wszystkich w dyskursie publicznym. Każdy może zabrać głos teraz i być słyszany. Ten przewrót, przypuszczam, można by chyba stawiać wyżej niż gutenbergowski.

AUTORYTETY

Język jest elastyczny i Bogu dziękować. Gdyby był skostniały, toby nad nami łatwiej mógł panować, a tak my trochę nad nim panujemy, prawda? Możemy nadawać nowe znaczenia słowom, bardzo to lubimy. Ale do jakiego stopnia to jest funkcjonalne, trudno powiedzieć. To jest kwestia też wrażliwości językowej. Jedni lubią odnosić się do dawnych formuł, odnajdują to, co było kiedyś i zostało zaniechane, jako bardzo atrakcyjne. Inni wolą nowe określenia.

Słowa się wycierają. Jest w nich bardzo dużo konotacji emocjonalnych, jak na przykład patos. Są często narażone na przegrzanie. Jest moment, w którym słowo zaczyna drażnić. Mnie słowo „wolność” już od bardzo dawna drażni. Jak słyszę w patetycznych wypowiedziach o wolności, to już się wzdrygam. Wiele jest takich słów, które nadmiernie używane zyskują odwrotną „pieczątkę”, by tak rzec, jak słowo „elita”, które było pozytywne, stało się negatywnym. Podobnie z autorytetem. To też jest słowo, które jest trochę wytarte w tej chwili. W tej chwili w Polsce, kiedy krzewi się populizm, autorytety formalnie słabną. Jeżeli teraz w sporze prawnym po jednej stronie stoją ci, których ja uważam za autorytety, poważni profesorowie prawa, a po drugiej stronie są urzędnicy ministerialni, to wydawałoby się, że autorytet tych pierwszych jest jednak trochę większy niż tych drugich.

Teraz mamy influencerów zamiast autorytetów. Nie wiadomo, co lepsze. Można mieć autorytet albo być autorytetem, więc autorytet nie zawsze chciał wpływać, choć wszyscy uważali prawdopodobnie, że to dobrze, kiedy wpływa. Influencer chce to robić.

SŁOWOWOJNA

Obecnie – jak to się tak ładnie mówi – wylewamy dziecko z kąpielą. Jesteśmy przeciwko wyrazom, a powinniśmy być przeciwko słowom. Wyrazy są w słowniku, a słowa są między nami. Nie powinniśmy używać tych słów wobec kogoś, kogo to może drażnić. Nie powinniśmy ich używać jako nazw ludzi, którzy przez to zyskują coś negatywnego. Nie powinniśmy pokazywać stosunku pogardliwego czy lekceważącego. Ale rozróżniajmy wyrazy od słów.

Na przykład wyraz „pedał” istnieje w języku polskim i nic na to nie poradzimy. Jest to wyraz, który w słowniku ma jedno określenie kolarskie, drugie przenośne, często używane pogardliwie. Często, ale nie zawsze. Na przykład w środowiskach gejowskich jest ono używane z pewnym poczuciem humoru, co – wydaje mi się – trochę neutralizuje samo to słowo. Teoretycznie mogę go używać bez elementów nacechowania. Ale wiem, że sporo osób może ono razić. Natomiast nie jest to wyraz, który powinien być wyeliminowany z języka. Jest normalny w określonych kontekstach. Tak jak często wulgaryzmy, które mają też swoje dobre zastosowania, ale mają być stosowane – stosownie.

Czy zwracać uwagę [gdy ktoś przy nas używa obraźliwej retoryki, słów]? To jest drugie pytanie, może ważniejsze. [Ja mówię] Zwracać, czyli reagować. Jak? W zależności od tego, z kim jesteśmy. Wysoko uniesione brwi, otwarte szeroko oczy czasami bywają bardzo znaczącym zachowaniem. W przypadku osoby, której nie chcę urazić, a jej zachowanie mnie trochę dotyka, pewnie do tego bym się ograniczył. Czasami, jeżeli jestem bardzo zżyty z kimś, mogę powiedzieć w sposób ogólny, że używanie takiego określenia może sugerować, że… i czy naprawdę o to chodziło? Jest to wejście na poziom metajęzykowy. Można próbować opisać tę samą rzeczywistość, używając już słów obiektywnych. Czyli jeżeli ktoś powie „tamten pedał pan X…” – „A, więc uważasz, że pan X, który skądinąd jest gejem…”, coś tam takiego. To jest sugestywny rodzaj zachowania.

Jest takie powiedzenie łacińskie suaviter in modo, fortiter in re – łagodniej w sposobie, mocniej w treści. Łagodność sposobu zaraża naszych interlokutorów. Czyli jeżeli będziemy nawet trochę ironicznie eleganccy w wypowiedzi, to przypuszczam, że możemy osiągnąć efekt lepszy. Bo jeżeli agresją odpowiemy na agresję, to gwałt się gwałtem odciśnie – i koniec. Przyczyniajmy się do tego, żeby tak nie było. Przecież to od nas zależy.

WIĘCEJ