Media społecznościowe mają tendencję do reprodukowania uprzedzeń i nienawiści. To stwierdzenie nie powinno być szczególnie szokujące u schyłku 2019 roku, kiedy główny nurt debaty publicznej, nawet wśród technofilów ekspertów z magazynu „Wired”, wyraźnie kieruje się w stronę krytyki nietykalnych monopoli z Doliny Krzemowej.

Nie trzeba nawet wybierać się na skraje internetu, żeby trafić na pełne nienawiści zamknięte grupy bądź generowane maszynowo filmiki typu „[POLITYK PRAWICY] MOCNO MASAKRUJE LEWAKA”. Te słynne media społecznościowe, które w teorii mają służyć, jak sama nazwa wskazuje, społecznościom, na dobrą sprawę wpychają nas w coraz bardziej radykalne treści i pułapkę echo chambers. Bardziej jesteśmy skłonne przebywać w towarzystwie osób, które potwierdzają nasze uprzedzenia i poglądy, co w sieci przybiera kuriozalną formę – social media żerują na naszej potrzebie bycia razem, podając nam w kółko ciągle ten sam towar, który już wcześniej dobrze poznaliśmy. A jeśli z kimś się nie zgadzamy, to możemy po prostu usunąć ją z listy znajomych.

YouTube od swego zarania był raczej średnio zaangażowany politycznie. Czy rzekoma apolityczność korporacji to tak naprawdę część neoliberalnej polityki, to temat na zupełnie inną dyskusję — tutaj pochylimy się nad pewną zmianą, która zaszła w tej największej usłudze do streamingu treści wideo na świecie mniej więcej w połowie obecnej dekady. Do tej pory historia kontentu na tubce wyglądała w wulgarnym uproszczeniu tak: młodzi bracia wygłupiają się do piosenki Crazy Frog, ktoś wpada na pomysł, że można te wygłupy monetyzować, zaczynają się pierwsze kariery youtuberów. Gdzieś pomiędzy premierą Gangnam StyleDespacito wydarza się Gamergate.

Ta afera jest zbyt złożona, aby zająć się nią tutaj w całości; w dużym skrócie był to backlash, w którym ucierpiały twórczynie i dziennikarki poruszające temat seksizmu i mizoginii w branży gier wideo. Jedną z ofiar prześladowań w Gamergate była feministka i krytyczka kultury Anita Sarkeesian, publikująca na kanale feministfrequency. W 2013 udało jej się ufundować na Kickstarterze serię filmów pt. „Tropes vs. Women in Video Games”, wielokrotnie przekraczając skromne 6 tys. dolarów zakładane jako próg startu. Seria ta stała się niesławna wśród skłaniających się ku prawicy graczy przebywających zbyt dużo na 4chanie oraz stała się zaczynem wieloletniego nękania i cyberprzemocy wobec Anity. Dlaczego piszę o Anicie w tekście dotyczącym innej twórczyni i dlaczego tytułowy kanał ContraPoints pojawia się dopiero w trzecim akapicie tego tekstu? Dojdziemy do tego za chwilę, obiecuję.

ContraPoints, czyli Natalie Wynn, jest często opisywana jako członkini BreadTube (bądź LeftTube), nieformalnej grupy twórczyń_ców wideoesejów, które_rzy za cel mają konfrontować się z kłamstwami, propagandą i manipulacjami rozprzestrzenianymi na YouTubie. Natalie wyróżnia się na tle pozostałych tym, że jest najpopularniejsza (jak to brzydko mówią ludzie od reklamy — ma największe zasięgi), jej twórczość porusza często trudne, niejednoznaczne tematy, ale jest klarownie wyłożona – a przede wszystkim atrakcyjna w formie. Miesza ona burleskę z filozoficznym esejem, wygłupy i memy z debatą polityczną, a to wszystko posypane jest kilkoma kopniakami wymierzonymi w jawnych faszystów, pojawiających się w kategorii POLECANE samotnym mężczyznom przekonanym, że świat sprzysiągł się przeciwko nim. Natalie, mimo wysokiego stopnia abstrakcji poruszanych tematów, formułuje myśli precyzyjnie, jednocześnie pozwalając sobie na niewybredne żarty. Słowem – nie jest żadną wannabe influencerką, która chce spłacić rachunki sponsorowanymi vlogami.

Contra w wywiadach szczyci się tym, że deradykalizuje młodych mężczyzn flirtujących ze skrajną prawicą, zwaną w sieci dla niepoznaki altrightem. Zresztą wiele doniesień medialnych wskazuje na to, że mówi prawdę. O incelach czy trollach z 4chana mówi z przekąsem „my boys”, co wydaje się mieć sporo sensu, jeśli zauważymy, że jej najpopularniejszy do tej pory film, Incels, ma niemal 3 mln wyświetleń, a drugi w kolejności traktuje o Jordanie Petersonie, coachu altprawicy, jak określił go Jakub Majmurek. Podczas swojej kariery Natalie była wielokrotnie krytykowana za to, że w ogóle rozmawia z ludźmi stojącymi po złej stronie barykady. Swoje podejście tłumaczy tym, czego ją uczono na doktoracie z filozofii: możesz skrytykować, dajmy na to, Hegla za jego sposób myślenia, ale najpierw musisz udowodnić, że go rozumiesz. Tym różni się ona nie tylko od prawicowych demagogów, którzy plotą bzdury, ale także od większości oświeconego i oczytanego internetu, który nie zadaje sobie nawet trudu, żeby wejść na chwilę w buty wyszydzanych przez siebie ludzi.

I tutaj dochodzimy ponownie do Anity Sarkeesian. Pojawia się ona często we wczesnych filmach Contry – trochę prześmiewczo wyniesiona na ołtarze, a trochę także jako figura matki. ContraPoints stwierdza, że owszem, Anita ma stuprocentową rację, krytykując seksistowskie wzorce powielane bezmyślnie w grach – ale co z tego, skoro sposób argumentacji rozjuszył graczy, zamiast skłonić ich do refleksji. Contrze nie chodzi tu bynajmniej o tłumaczenie trolli z 4chana — zachowanie sprawców przemocy jest naganne, co do tego nie ma wątpliwości. Metoda przekazu Anity to typowy akademicki wykład z prezentacją PowerPoint w tle, pozbawiony humoru, zupełnie antyrozrywkowy. Widz już na wstępie negatywnie nastawiony do feminizmu, zmęczony po całym dniu pracy, nie zdoła dotrwać nawet do połowy argumentacji. Do tego język Anity jest nieznośnie moralizujący. Natalie za to język memów i Internetu zna od dziecka, dojrzewała razem z nim, a na internetowych bitwach zjadła zęby. Analiza społeczności inceli jest tak dogłębna i błyskotliwa, bo Natalie autentycznie współczuje incelom i stara się ich zrozumieć; spędza czas na 4chanie, szukając wyjaśnień, zamiast dawać proste odpowiedzi – drąży temat u samego źródła problemu.

Natalie często sięga po argumenty spoza lewicowo-akademickiej bańki społecznościowej, myśli heterodoksyjnie, krytykuje współczesną lewicę za sekciarstwo, nieprzystępny język i dogmatyczność. Największym grzechem lewicy jest jej zupełna nieefektywność – często oddaje ona pole walkowerem, jest nieprzyjazna i onieśmielająca, tymczasem skrajna prawica chętnie wita w swoich szeregach każdą osobę, która zadaje pytania i szuka odpowiedzi. Sama Natalie opowiada, że zerwała z karierą akademicką, bo myśl o tym, że miałaby zostać w siermiężnych strukturach uczelni do końca życia, niebywale ją nużyła. Prawdopodobnie ten ruch jej się opłacił, przynajmniej ekonomicznie – w momencie pisania tego tekstu Natalie ma ponad 9,5 tys. subskrybentów na portalu Patronite, gdzie comiesięczne wpłaty wynoszą od 2 do 10 dolarów. Daje jej to wolność tworzenia treści wysokiej jakości, bez konieczności układania się z reklamodawcami chcącymi sprzedać kolejny zbędny ludzkości produkt.

Swój status i stosunkowo wysoką pozycję społeczną komentuje często w twórczości – jej zdaniem wszyscy powinniśmy żądać odrobiny luksusu od życia. Nie każda osoba trans jest passingująca, tzn. uchodzi za osobę tej płci, której chce – to już jest spory przywilej i Natalie często o nim wspomina. Zdaje sobie też sprawę ze swojego przywileju ekonomicznego, wśród społeczności trans nie każdą osobę stać na operacje feminizacji twarzy, teatralne rekwizyty, peruki i studio we własnym domu. Jej najnowszy film Opulence traktuje właśnie o estetyce bogactwa. Oglądając filmy Natalie w kolejności chronologicznej, możemy śledzić nie tylko rosnącą jakość produkcji, jak w ilości detali w kadrze – to także wyjątkowa dokumentacja tranzycji płciowej. – Taka forma kroniki przemiany własnej fizyczności nie jest często spotykana w społecznościach trans – mówi Ant Ambroziak, publicysta Oko.press. Bardzo często osoby trans wstydzą się swojej cielesności przed operacją korekty płci.

Żeby nie było tak różowo, Natalie wzbudza sporo kontrowersji nie tylko w debacie politycznej, ale także w społeczności trans. Jest często pierwszą osobą trans, z którą spotyka się wielu cisinternautów. Wiele osób pod filmami komentuje, że przed poznaniem Contry nie wiedzieli, co to właściwie znaczy cis – w tym sensie działalność publiczna Natalie działa pozytywnie, pomagając rozpoznać potrzeby osób trans szerszej publiczności. Niestety za sprawą jej popularności każda opinia, którą wygłosi, jest traktowana jako manifest i jednoznaczne opowiedzenie się po którejś z wielu stron sporu na współczesnej lewicy. Pierwszym kontrowersyjnym filmem był The Aesthetic – w skrócie Natalie mówi tu, że polityka to estetyka i nie ma tak dużego znaczenia, co mówisz – równie ważne jest, w jaki sposób to mówisz i jak jesteś odbierana przez widzów. To zresztą wielokrotnie powracający temat w jej filmach, gdzie krytykuje lewicę za jej ekskluzywność, hermetyczność i to, że często odbierana jest gorzej niż skrajna prawica przebrana w dobrze skrojone garnitury.

W tym filmie Natalie potknęła się o wieloletni spór pamiętający jeszcze złoty okres świetności platformy Tumblr – spór między grupami osób określanymi jako truscum i tucute. W dużym uproszczeniu truscum to osoba, która wierzy, że trans można zostać, tylko jeśli doświadcza się dysforii płciowej — to znaczy konkretnej skatalogowanej, oznaczonej przez Międzynarodową Klasyfikację Chorób jednostki, do której rozpoznawania istnieje (a przynajmniej w idealnym świecie powinien istnieć) przeszkolony personel medyczny. Tucute to osoby, które twierdzą, że dysforia to nie wszystko, choćby dlatego, że definicja ta nie obejmuje osób niebinarnych – tucute określane są czasem przez truscumów jako transtrendersi. Wracając do samego materiału filmowego — w The Aesthetic Natalie tworzy standardowy w swojej twórczości układ, gdzie wciela się w kilka osób o odmiennych opiniach, tutaj sokratejski dialog prowadzą ze sobą oklejona naszywkami antify rozkrzyczana Tabby i ubrana w sukienkę, spokojna i stanowcza Justine.

Tabby reprezentuje pogląd, że identyfikacja płciowa jest tym, co decyduje ostatecznie o płci, Justine sądzi, że płeć to coś, co gramy i odtwarzamy, więc dana osoba jest takiej płci, jaki jest jej odbiór społeczny – czyli klasyczna teoria performatywności płci według Judith Butler. – Drugi pogląd z definicji wyklucza np. transkobiety przed tranzycją, które nie zrobiły jeszcze coming outu, ale też osoby niebinarne, które muszą odgrywać bycie mężczyzną albo bycie kobietą, bo to są jedyne dostępne role płciowe, które są obecne w społeczeństwie – zauważa Nina prowadząca kanał TransGrysy. Po czym dodaje: – Sporo osób odczuło, że ta (Justine) strona dyskusji ma dużo lepsze argumenty, a Tabby jest przedstawiana jako naiwna, dobroduszna i wręcz głupsza. – Od publikacji tego wideo sporo osób ma dość Contry, mimo że wielokrotnie pokazała ona solidarność i zrozumienie z osobami NB (non-binary), choćby w filmach takich jak Transtrenders czy Gender Critical. Niestety, to jeszcze nie koniec kłopotów.

screen z twittera contrapoints

We wrześniu tego roku Contra wypowiedziała się na Twitterze na temat zwyczaju przedstawiania swoich zaimków w niektórych kręgach – napisała, że czuje się lepiej w mniej woke przestrzeniach, jak bar w Karolinie Północnej, gdzie wszyscy biorą ją za kobietę na podstawie jej passingu, a ciągłe pytanie o zaimki, szczególnie jeśli jest jedyną transosobą w towarzystwie, zdaje się jej dziwne i powoduje dyskomfort. – Debata w mediach społecznościowych została ustrukturyzowana jako „osoby binarne trans versus osoby niebinarne”, ale nie do końca oddaje to stan rzeczy – twierdzi Nina z TransGrysów. – Z tego zwyczaju korzystają wszystkie osoby, które nie mają jednoznacznej ekspresji płciowej, czyli na przykład osoby binarne, które są przed tranzycją czy które mimo swojej binarności wolą wyglądać nienormatywnie, np. transkobiety, które wpadają w stylistykę butch — dodaje Nina.

Po twitterowym shitstormie Natalie zniknęła z serwisu, by wrócić na niego po kilku tygodniach. Wiele osób zdecydowanie przesadziło z reakcją – w końcu to tylko prywatna opinia, a niektórzy krytycy namawiali bliskich Natalie do zerwania z nią kontaktu i w inny sposób próbowali ją „anulować”. Natalie nie narzuca nikomu stosowania bądź niestosowania zaimków, wyraziła tylko swoje uczucia. Za to sposób argumentacji nie był może najlepszy – Natalie napisała, jakoby była reprezentantką starszego pokolenia transów, traktując protekcjonalnie swoich rozmówców. Inną sprawą jest, że Natalie chyba nie ma ochoty zrozumieć, że również jej słowa mogą ranić – nigdy nie pokazała, że rozumie, co zrobiła źle, a w Opulence drwi z osób, które mają czelność ją skrytykować.

Mimo że nieliczne środowiska spośród radykalnej internetowej lewicy zdążyły „anulować” ContraPoints, to tworzy ona dalej — i całe szczęście, bo przerzucanie się inwektywami, doxxing, zmuszanie ludzi do zniknięcia to nie są metody, którymi powinna się posługiwać lewica, tym bardziej wobec swoich własnych działaczek. To są metody altrightu z 4chana, nie idźmy tą drogą. Można mieć sporo do zarzucenia Natalie, nie każdej musi odpowiadać jej humor, można nie zgadzać się z tym, że rozumie ona płeć głównie przez pryzmat performatywności, nie zauważając materialnych, kolonialnych i rasowych czynników, które tę płeć konstytuują. Można mieć jej za złe, że nie dąży do zniesienia płci kulturowej jako takiej, tylko cieszy się z samego faktu passingu jako binarna kobieta. Ale postarajmy się zrozumieć pozycję, z której wychodzi, i róbmy to w cywilizowany sposób. Jej eklektyzm jest atrakcyjny dla niezaznajomionych z akademickim dyskursem i gender studies — za to poziom szczegółowości może być niedostateczny dla specjalistek w tym temacie. To i tak wciąż najlepszy start dla poszukujących ludzi z otwartymi głowami, na jaki możemy sobie pozwolić w tych trudnych czasach, więc może nie wylewajmy Contry z kąpielą. Jedyne, czemu służy cancellowanie osób takich jak ContraPoints, to triumfujące publikacje altrightu, pomiędzy transfobicznymi żartami i kłamstwami obwieszczające z radością, jak to rewolucja zjada własne dzieci.

Opublikowano dnia: 6 grudnia 2019 o 10:09

WIĘCEJ