Egzorcyzm nad amerykańską duszą.

Chciałbym myśleć, że zmęczenie tematem superbohaterskim to rzecz powszechna, ale dobre wyniki ostatniego Spider-Mana (poniekąd naprawdę solidnego) i drugiego Doktora Strange’a pokazują, że publiczność wciąż ciągnie do takiej rozrywki. Osobiście spektakle Marvela i DC oglądam niejako z inercji, jakiegoś kulturowego dryfu, w który wrzuciło mnie moje nerdostwo za dzieciaka i teraz płacę za nie cenę. Oczywiście da się ten temat ograć w inny, o wiele bardziej inspirujący sposób. Z tego właśnie powodu Garth Ennis opuścił DC i stworzył komiks, który na postaci obdarzone supermocami spoglądał o wiele bardziej realistycznie. Kim byłby Superman? Zapewne egomaniackim ludobójcą, psychopatą pozbawionym empatii dla słabszych od siebie. Organizacja opiekująca się superbohaterami to raczej turbokapitalistyczny koszmar, kolaborujący z CIA w najbardziej haniebnych operacjach poza granicami USA. To właśnie The Boys, obok Watchmen Alana Moore’a najlepsza dekonstrukcja mitów o nadludziach w pelerynach. Przebojowy serial Amazona, który jest adaptacją komiksu Ennisa, właśnie zaczął swój trzeci sezon. Bardziej prowokacyjnej produkcji nie znajdziecie.

The Boys wprost mówi o tym, że superbohaterski narcyzm i teorie o nadludziach to żyzny grunt pod białą supremację czy po prostu nazizm. Jednocześnie bez żadnych skrupułów obnaża hipokryzję korporacji, które po progresywne wartości sięgają tylko wtedy, kiedy można na tym zarobić. Oglądanie trzeciego sezonu serialu w Miesiącu Dumy, kiedy zewsząd atakują nas tęczowe flagi, jest świetnym doświadczeniem. Reprezentacja – queerowa, rasowa, kulturowa – to tylko parametry w tabelce, a wokeness sprowadza się do pustych haseł. Zresztą najważniejszym wątkiem sezonu drugiego jest superbohaterka Liberty, która staje się twarzą progresywnej inicjatywy Vought International, korporacji zarządzającej tym całym biznesem. Vought okazuje się spadkobiercą nazistowskich eksperymentów nad superżołnierzami, a Liberty to Stormfront, dosłownie naziolka, opętana ideą czystości rasy i ariańskich ubermenschów. Nie sposób zaśmiać się szyderczo, kiedy Vought prezentuje swoje progresywne oblicze – to właśnie tęczowy kapitalizm, wysuwający łeb z jamy w czerwcu każdego roku. A że stoi za nim nazistka, no cóż, patrząc na historie wielu współczesnych rynkowych gigantów, nie tylko Hugo Boss i Volkswagen mają się czego wstydzić. The Boys w trzecim sezonie nasila także grillowanie amerykańskiej duszy, absolutnie wywalonej na prawą stronę. Homelander odpala egocentryczną przemowę, w której jak w lustrze odbija się Donald Trump – od razu wychodzi z PR-owego dołka, punktując u białych mężczyzn z tzw. Bible Belt. W serialu pojawia się parodia National Rifle Association, lobbystycznego monstrum, które w odpowiedzi na kolejne masakry w amerykańskich szkołach proponuje jeszcze więcej broni. Trzeźwe spojrzenie, szczególnie kiedy jest ich średnio więcej niż jedna dziennie, a obie partie nic z tym nie robią. W odpowiedzi na samobójstwo Stormfront odbywają się marsze, które wyglądają identycznie jak pochód nazistów w Charlottesville. The Boys rozpoznaje, że za Ameryką stoi biała supremacja na każdym poziomie, a kultura masowa nie ma do zaoferowania nic, poza pustymi gestami i wygodnymi opowieściami, które nie naruszają status quo. Patrząc na ofertę Marvela/Disneya i DC/Warner Brothers, trudno nie przyznać racji tej diagnozie.

The Boys to odważna produkcja, również wizualnie, bo chyba w żadnym innym serialu nie zobaczymy implozji człowieka, którego prostatę pieści pomniejszony superbohater. Owszem, część społecznego komentarza jest tutaj dość płytka – szczególnie powiązanie faszyzmu wyłącznie z białymi facetami z południa Stanów, żeby nie powiedzieć redneckami. Ale wiwisekcja amerykańskich mitów, splątanie ich z systemowymi problemami i wyborna szydera z korporacyjnych sztuczek są potrzebne dzisiaj jak nigdy przedtem. Nad światem wisi upiorne widmo drugiej kadencji Donalda Trumpa (wolałbym tak nie myśleć, ale jestem niemal pewny, że tak potoczą się kolejne wybory), a wojna w Ukrainie niepokojąco nawraca ludzi na ślepą wiarę w militaryzm. The Boys pokazuje, że armia, wywiad, służby specjalne i korporacje to nasi wrogowie, którzy trzymają nas w nikczemnym szantażu, na zmianę usypiając i galwanizując według własnych potrzeb. I tak, to dość ironiczne, że to produkcja Amazona, wcielenia dystopijnej megakorporacji, na czele której stoi niebezpieczny i niezbyt rozgarnięty, za to absurdalnie chciwy egomaniak. Ale cóż, innej rzeczywistości na razie nie będzie. Mam tylko nadzieję, że trzeci sezon The Boys pójdzie bardziej w stronę wniosków, bo na razie podkręcono czynnik szoku, a osłabiono głębię tematów, nadrabiając to mocnymi obrazkami (Homelander jako Trump, emulacja Charlottesville itp.). Nie wolno nam wierzyć wojskowym, nie wolno ufać służbom specjalnym, do jednostek prezentujących się jako wystające ponad resztę należy zachować zdrowy dystans i mocny sceptycyzm. The Boys zasługuje na uwagę, jako odtrutka na superbohaterskie przesycenie, ale też jako mocna telewizja komentująca rzeczywistość.

WIĘCEJ