O pomyśle wielkiej ilości jadalnych, ogólnodostępnych upraw w stolicy opowiada artysta Tomasz Saciłowski.
My, ludzie zajmujący się kulturą, mamy bogatą wyobraźnię. Kultura jest kulturą wyobraźni. Dlatego próbujemy zaszczepić wizję Powszechnych Ogrodów Działkowych w naszym mieście. Uruchamiamy wyobraźnię. A co, gdyby zamiast dereni posadzić agrest? A gdyby obok irg rosły też maliny? Obok berberysów i trzcinników – czarna porzeczka? A gdyby wprowadzić pewien rygor i do każdych pięciu sadzonek lip dodać drzewo, którego kwiaty nie tylko cieszyłyby oko, ale owoce nadawałyby się do spożycia? Gdyby tak wprowadzić do rytmu miejskich nasadzeń różne gatunki jabłoni, grusz, śliwek i orzechy? A gdyby w każdej dzielnicy wydzielić pięć lokalizacji, w których skumulowalibyśmy jadalne gatunki drzew i krzewów, a obok rokrocznie wysiewane byłyby różnorakie warzywa dyniowate, marchew, pomidory, bób i szpinak? A także, jakby w osobnym miejscu posadzić zioła i liczne dodatki – szczypior, pietruszkę, kolendrę i bazylię? Co, gdyby bluszcz zastąpić winoroślą, a także wyznaczyć 20 metrów kwadratowych na pole kukurydzy? I gdyby nie były to oddolne, osiedlowe inicjatywy, ale solidna systemowa zmiana, koordynowana centralnie przez władze samorządowe?
To część wizji, którą snuje artysta Tomasz Saciłowski w swoim manifeście, który można było przeczytać na wystawie w stołecznym Muzeum nad Wisłą w ramach festiwalu Warszawa w Budowie, która koncentruje się na CZYMŚ WSPÓLNYM – drogach do społecznego zjednoczenia, które mogą skutkować wspólną organizacją najbliższej nam przestrzeni oraz benefitami, z których będziemy mogli razem korzystać w przyszłości.
Dla Saciłowskiego czymś takim mogłyby być Powszechne Ogrody Działkowe, których ideę propaguje w swoim tekście odwołując się do wywołanego przez pandemię COVID-19, kataklizmu, który demoluje paradygmaty różnych klas społecznych. Odpowiedzią na strach klasy średniej przed brakiem natychmiastowego dostępu do produktów pierwszej potrzeby mógłby być wielki wspólny sad, który stanowiłby źródło zdrowego pożywienia dla wszystkich chętnych osób – duża, ogólnodostępna, masowa uprawa warzyw i owoców. – Gdy zaczęła się kwarantanna robiłem u siebie wernisaż. Było to już nieco niebezpieczne działanie ze względów epidemicznych. Przyszła na niego m.in. Agnieszka Dragon, która rozpoczęła wtedy działania dla grupy znajomych u siebie na działce. Były one wartościowe ze względu na to, że ludzie mocno się izolowali, ale potrzebowali w swoim życiu interakcji. Pojawiłem się tam, by zaspokoić te potrzeby, ale także, by poprzerzucać trochę kompostu i nawąchać się tych zapachów. Podoba mi się koncept ziemiaństwa – posiadania gruntu, ale też nie posiadania go do końca. W swoim tekście mówię o działkach – ten pomysł stoi jednak w kontrze do Rodzinnych Ogrodów Działkowych, które funkcjonują w Warszawie. Zawsze jestem zawiedziony produkcją działkową. Niektórzy mają tam bowiem spore permakulturowe grządki, ale jak się podliczy te zbiory to jest tego zwyczajnie mało. Działki oznaczają pewne granice. Powszechne Ogrody Działkowe mają być ich pozbawione, by być dużym przedsięwzięciem zarządzanym przez miasto. W mojej głowie jest to inicjatywa na dużą skalę – mówi o części inspiracji dla swojej wizji Saciłowski.


W samym tekście podkreśla zresztą, że rodziła się ona symultanicznie w głowach różnych, niezwiązanych ze sobą osób: – W rozmowie z Tomkiem Fudalą [kuratorem w Muzeum Sztuki Nowoczesnej] wspomnieliśmy o jabłoniach czy innych, podobnych roślinach. Męczyło mnie, że potencjał tych roślin jest niewykorzystany. Tomek opowiadał, że chodzi regularnie do sadu i zbiera owoce. Przekonał mnie, żebyśmy się spotkali z architektem z Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki. Zobaczyłem, że na liście budżetu obywatelskiego są też już cztery podobne projekty. Dlatego napisałem w tekście, że pomysł zrodził się w tym samym czasie w głowach różnych osób.
Inspiracje mogły czerpać zresztą z całego świata. W 15-tysięcznym miasteczku Todmorde w zachodniej części Yorkshire od 2008 rozwijał się projekt wspólnej przestrzeni, z której usunięto niejadalne krzewy oraz drzewa i zastąpiono je uprawami warzyw i roślin, z których mogą korzystać wszyscy. 8 lat organizacja sformalizowała się, by utworzyć Incredible Edible Network, która zrzesza społeczności z całej Wielkiej Brytanii oraz reszty globu, by wspólnie zarządzać komunalnymi grządkami zasilającymi mieszkańców w darmowe, zdrowe pożywienie. W Seattle na początku poprzedniej dekady zaczął powstawać z kolei powstawać, liczący ponad 28 tysięcy metrów kwadratowych, las spożywczy Beacon Food Forest. To największa tego typu inicjatywa w Stanach, która powstała na gruntach publicznych. Z jego owoców może skorzystać każda osoba, która do niego przyjdzie.
Opublikowano dnia: 31 października 2020