To będzie długi rok.

Z wiadomych względów OFF Festival nie był w stanie się odbyć w zeszłym roku. Już za tydzień z kolei wystartuje OFF Country Club – specjalna odsłona kultowej imprezy, na której usłyszymy m.in. Brodkę, Króla, Quebonafide, Artura Rojka czy Mitch & Mitch. To wydarzenie startuje 6 sierpnia. Właśnie dotarły jednak do nas ekscytujące informacje dotyczące line-upu przyszłorocznej edycji OFF Festivalu, na której posłuchamy już artystów z całego świata.

W roli headlinera powróci Iggy Pop. Miał nim być w 2020 roku. Razem ze Stooges był nim także 8 lat wcześniej. Ale tym razem posłuchamy jego solowych kompozycji, poczynając od repertuaru z ikonicznego The Idiot, przez Lust for LifePost Pop Depression, po wydane kilkanaście miesięcy temu Free. W roli legend wystąpią także Bikini Kill – dowodzona przez Kathleen Hannah kapela, która jest najbardziej rozpoznawalną nazwą kojarzoną z riot grrrl – gitarowym ruchem, który trzeba uznać za zjawisko rewolucyjne.

Dla nas niewątpliwym highlightem będzie występ Yves Tumor – jednej z najciekawszych postaci współczesnego eksperymentalnego popu. Producent i raper Pi’erre Bourne jest głównie kojarzony ze współpracą z Playboiem Cartim, solowo ma jednak do zaprezentowania sporo ciekawego materiału. Ekscytujący będzie na pewno koncert Mdou Moctara – tuareskiego gitarzysty z Nigru, który w swoim fachu jest niezrównanym wirtuozem. Siłę swojego innowacyjnego songwritingu zaprezentuje Erika De Casier. Gitarowo także się zadzieje: The Armed to enigmatyczny post-hardcorowy kolektyw, który nie przestaje zaskakiwać. Brytyjczycy ze Squid to z kolei autorzy jednego z najbardziej wychwalanych tegorocznych debiutów – płyty Bright Green Fields, o której pisaliśmy tutaj. Czarnym koniem festiwalu może być Natalie Bergman, która nagrała swój ostatni album dla Third Man Records Jacka White’a. Yard Act z Leeds to z kolei kolejna post-punkowa nadzieja z UK – obserwujcie ich bacznie.

OFF Festival 2022 potrwa od 5 do 7 sierpnia przyszłego roku i, jak zawsze, odbędzie się w Dolinie Trzech Stawów w Katowicach. Poniżej znajdziecie biogramy ogłoszonych artystów i artystek:

Iggy Pop, fot. Bjorn Tagemose

IGGY POP

Co tu powiedzieć o Iggym, czego nie wiedzą wszyscy? Ojciec punk rocka, rock’n’roll wcielony, sceniczne zwierzę – a jednocześnie artysta świadomy i wszechstronny. Równie przekonująco wypada zanurzony w gitarowym jazgocie, we francuskich chansons, z towarzyszeniem składu jazzowego i na elektronicznych podkładach. Gościliśmy go już na OFFie na czele legendarnych The Stooges i kto z was był, ten nigdy tego koncertu nie zapomni. Kto nie był – na pewno żałuje. Słusznie. Tym razem Iggy Pop przyjeżdża ze swoim solowym materiałem, a ma w czym przebierać, od kultowych już albumów powstałych we współpracy z Davidem Bowiem, po ostatnie, bardzo udane płyty – „Post Pop Depression” (z Joshem Hommem) i „Free”. Tytuł tej ostatniej jednym trafnym słowem charakteryzuje Iggy’ego Popa – to wolny duch, który robi co chce i zawsze najlepiej. Jesteśmy dumni, że znów zaśpiewa i zatańczy z nami w Katowicach.

Yves Tumor, mat. pras.

YVES TUMOR & ITS BAND

Sean Bowie, znani (końcówek wskazujących na płeć unikamy zgodnie z życzeniem artysty) jako Yves Tumor, są przedstawicielem tego nurtu w muzyce popularnej, który z jednej strony kontynuuje eksperymenty Throbbing Gristle czy postpunka, ale z drugiej nie wyrzeka się melodii i… po prostu piękna. „Heaven to a Tortured Mind”, wydany w 2020 roku czwarty album Yves Tumor, zachwycił krytyków. Zdaniem recenzenta „Clash” to „psychodeliczny soul na miarę XXI wieku”, inni słyszą w tym materiale narodziny gwiazdy na miarę największych ikon popu i rocka z lat 70. i 80. Zgadzamy się i niecierpliwie czekamy na koncertowe potwierdzenie tej tezy.

Bikini Kill, fot. Debi Dei Grance

BIKINI KILL

„Jesteśmy Bikini Kill i domagamy się natychmiast dziewczyńskiej rewolucji!“ – oto słowa, którymi ten amerykański zespół przedstawił się światu na debiutanckiej epce, wyprodukowanej przez Iana MacKaye’a (Fugazi) i wydanej jesienią 1991 roku. Feministyczny punk rock w maczystowskiej kulturze rocka był głosem nowym i ważnym. Był iskrą, która rzeczywiście roznieciła większy i jaśniejszy płomień. Za Kathleen Hanną i jej zespołem poszły inne. Riot grrrl może nie był ruchem masowym, nie przedarł się do mainstreamu w swojej oryginalnej, bezkompromisowej formie, ale zainspirował tysiące kobiet z całego świata. Zachęcił je do zabierania głosu, zamiast czekania, aż ktoś im go udzieli. Do decydowania zarówno o formie, jak i o treści artystycznych wypowiedzi. Sam zespół też nie przetrwał długo, nawet nie do końca dekady, ale „Pussy Whipped” i „Reject All American” to płyty bez których nie da się poważnie rozmawiać o niezależnej amerykańskiej muzyce gitarowej lat 90. Powrót Bikini Kill na scenę jest więc wydarzeniem zarówno natury społecznej – bo niestety ich przekaz się nie zdezaktualizował – ale i artystycznej. Cieszymy się, że „Rebel Girl” z pełną mocą wybrzmi ze sceny właśnie OFF Festivalu.

Pi'erre Bourne, mat. pras.

PI’ERRE BOURNE

Amerykanin belizeńskiego pochodzenia, producent znany ze współpracy m.in. z takimi artystami jak Travis Scott, Playboi Carti czy 6ix9ine, ale też raper pracujący na własny rachunek. W czerwcu 2021 ukazał się jego drugi album „The Life of Pi’erre 5”, który dla wielu będzie perfekcyjnym soundtrackiem do tego gorącego lata.

Mdou Moctar, mat. pras.

MDOU MOCTAR

Mdou Moctar to nazwa zespołu i zarazem pseudonim Mahamadou Souleymane’a, tuareckiego gitarzysty i wokalisty z Nigru. Jest wirtuozem saharyjskiego bluesa, a nowa płyta grupy – „Afrique Victime” – to nie tylko jeden z najlepszych materiałów, jakie zrodziła ostatnio Afryka, ale po prostu jeden z najwybitniejszych tegorocznych albumów rockowych w kategorii open. „Ta płyta redefiniuje pojęcie wolności w rock’n’rollu” – zachwycał się recenzent amerykańskiego magazynu „Rolling Stone”.

Erika de Casier, fot. Dennis Morton

ERIKA DE CASIER

Urodziła się w Portugalii, mieszka w Danii, muzykę tworzy światową, łącząc intymność samotnego songwritingu z refrenami, które mogłyby podbić MTV na początku tego stulecia. Piosenki zaczęła pisać jako nastolatka. Było lato, miała złamane serce i malowanie, które do tej pory spełniało terapeutyczne zadanie, przestało jej wystarczać. Ściągnęła więc z sieci jakiś amatorski programik do robienia bitów i… okazało się, że jest do tego stworzona. Potwierdza to zarówno fenomenalny debiut „Essentials”, jak i tegoroczna płyta „Sensational”, pierwsza nagrana przez Erikę w barwach wytwórni 4AD.

Squid, mat. pras.

SQUID

Na niewiele debiutów w muzyce gitarowej czekało się z taką ekscytacją, jak na tegoroczne „Bright Green Field” kwintetu z Brighton. Brytyjczycy rozbudzili apetyty świetnymi singlami i znakomitymi koncertami, ale formalności musiało stać się zadość – ich pełnowymiarowy debiut, wyprodukowany przez Dana Careya, to rzeczywiście wspaniała płyta, brawurowe zderzenie postpunka i krautrocka z mniej spodziewanymi elementami jazzu czy funku. Pere Ubu, This Heat czy Talking Heads mają wreszcie godnych następców.

The Armed, mat. pras.

THE ARMED

„Ludzie lubią swoje przyzwyczajenia, a w szczególności przyzwyczajenia do wyobrażeń o tym, jak powinien wyglądać i co robić zespół muzyczny. My to rozwalamy i dlatego często potykamy się z niezrozumieniem” – mówił niedawno w wywiadzie dla magazynu „Noise” członek tego niezwykłego kolektywu. Nie do końca wiadomo, kto tworzy zespół, który zresztą podobno nie ma stałego składu, ale korzysta z kreatywności szerokiej grupy przyjaciół, przydatnych do określonych projektów. W każdym razie jest to ekipa, która na wylot zna amerykański hardcore, metalcore, noise rock i okolice, o czym świadczą znakomite płyty The Armed. Choćby tegoroczny „Ultrapop”, hałaśliwy rollercoaster niepozbawiony sielankowych, melodyjnych widoczków.

Natalie Bergman, fot. Shane Allen

NATALIE BERGMAN

Natalie z powodzeniem funkcjonowała na scenie jako połowa duetu Wild Belle (współtworzonego z rodzonym bratem Elliotem), ale tę płytę musiała stworzyć sama. „Mercy”, jej debiutancki album wydany wiosną br. nakładem Third Man Records, to pożegnanie z ojcem, który zginął w wypadku samochodowym. Bergman zamknęła się na kilka tygodni w klasztorze, gdzie szukała ukojenia, a przy okazji znalazła inspirację do tej niezwykłej muzyki, która łączy psychodeliczny pop lat 60. z żarliwymi hymnami kościelnymi. „Ta muzyka ma w sobie taką moc, że nawet najbardziej zatwardziałych ateistów zwróci w stronę światła” – pisał jeden z recenzentów.

Yard Act, mat. pras.

YARD ACT

„Dark Days”, czyli mroczne dni – taki tytuł nosi debiutancki mini-album (a właściwie kolekcja singli) kwartetu z Leeds, ale przed nimi świetlana przyszłość. Hałaśliwego i tanecznego, surowego i witalnego, ponurego i euforycznego zarazem postpunka nigdy dość, a Yard Act robią to dobrze, z pasją i humorem. Mamy nadzieję, że do Katowic przyjadą już z dużą płytą w dyskografii, bo właśnie powstaje.

WIĘCEJ