„Lustro” ma być źródłem społecznych diagnoz. To także przedmiot, z którego Fabijański zdecydowanie za często korzysta.
Coś się zmienia w polskiej muzyce. Ciężko stwierdzić kiedy ostatnio mogliśmy usłyszeć tak duże stężenie mainstreamowych artystów, którzy śpiewają i nawijają na tematy społeczno-polityczne. Często też z ciekawymi skutkami. „Polskie Tango” Taco stało się dla młodych ludzi jednym z hymnów protestów przeciwko obecnej władzy i jej decyzjom w sprawie aborcji. „Młody Boss” Żabsona zaskakiwał kminami o emeryturach i służbie zdrowia (chociaż wolnorynkowy sentyment tego numeru jest dla mnie dyskusyjny). Margaret dwa dni temu zaskoczyła swoim najmocniejszym kawałkiem w karierze. Teraz swój manifest postanowił wypowiedź Sebastian Fabijański – aktor oraz raper od kilkunastu miesięcy konsekwentnie budujący wizerunek bezkompromisowego buntownika, który poznał zepsutą naturę otaczającego go świata. Czy w wydanym 11 listopada „Lustrze” ma coś więcej do powiedzenia?
Eeee… Yyyyy… No nie za bardzo. Można tutaj wprawdzie mówić o konceptualnej narracji. Fabijański na disco-funkowym bicie przedstawia siebie jako kosmicznego obieżyświata, który niczym marvelowski Galactus przemierza wszechświat na wielkim tronie i z samochodem na barana (WTF?). W trakcie tych peregrynacji trafia na Ziemię, gdzie klimat jest całkiem inny – przyjemny muzak zastępuje wściekły dubstep, który do końca trwania tracka będzie stanowił dla rapera podkład dla jego bezlitosnej litanii zarzutów wobec współczesnego społeczeństwa. Fabijański snuje pseudopoetycką wizję człowieka, który „bardzo płacze prawym okiem”, a „w drugim oku [ma] zbite lustro, czyli wszystko co najgorsze”. No ok. Po tej quasimistycznej halucynacji Seba pluje na dzielących Polaków polityków, agresorów oraz… zobojętniałe społeczeństwo, które „chodzi tyłem”. Rozumiem, że od nagrania do wydania numeru musi minąć trochę czasu, ale czy nikt z teamu artysty (lub on sam) nie pomyślał, że ten wers zdezaktualizował okrutnie się w obliczu serii największych społecznych demonstracji, które ten kraj widział pierwszy raz od dekad? Ciekawe w którym dokładnie kosmosie był Fabijański w tym czasie.
Na Marsie musiał też przebywać 1 sierpnia (kiedy według informacji prasowej powstał tekst do „Lustra”), ponieważ narzeka, że w Warszawie nie było słychać syren obwieszczających rocznicę Godziny W, a ludzie nie wyszli na ulicę, by złożyć hołd powstańcom. Well, w centrum było słychać je bardzo dobrze, samochody trąbiły (widać i słychać to na tym nagraniu), a większość mieszkańców, w obliczu trwającej już od ponad pół roku pandemii, mogła wedle swojej woli oddać hołd uczestniczkom i uczestnikom Powstania Warszawskiego w domowym zaciszu. Po co mieliby wychodzić? Chyba tylko po to, żeby Fabijański mógł ich zobaczyć.
Nie ma co pisać o warstwie muzycznej tego singla (aczkolwiek mówiono-śpiewany refren oraz aktorskie outro, subtelne w swojej diagnozie niczym Bill Cosby w gabinecie ginekologicznym, zasługują na medal ze zgniłego kartofla). Kluczowe jest bowiem to, że Fabijański krzyczy tylko po to, żeby spróbować zostać usłyszanym. Poza tym, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia, a swoje płytkie obserwacje ubiera w poetyckie pustosłowie, to, przede wszystkim, stosuje taktyki godne prorządowych mediów – przeinacza rzeczywistość, by podporządkować ją swoim wątpliwym tezom. „Lustro” to lans dla lansu, który podkopuje idee artystów zabierających głos w ważnych sprawach. Każdy następny tego typu numer wypada zwyczajnie zignorować.