„To wszystko kiedyś minie” da wam sporo wytchnienia.

Od dłuższego czasu do millenialsów najlepiej trafiają treści, które podsumowują dualizm rzeczywistości, w jakiej funkcjonujemy. Z jednej strony mamy mnogość rozrywek i eskapizmu, oraz pozorne, powierzchowne bezpieczeństwo materialne, z drugiej wysysającą duszę codzienność pracy (często sprzecznej z aspiracjami czy kompetencjami), mękę lawiracji pomiędzy korporacyjnym absurdem zawartym w nowomowie i smutną rezygnację w świecie opanowanym przez marki. Duet Wczasy na wydanej w 2018 roku płycie Zawody, wpisał się świetnie w taki Zeitgeist, stając się jednym z najjaśniejszych punktów polskiego niezalu. Brzmieniowo zespół kontynuował tradycje polskiego synth popu o bardziej alternatywnym zabarwieniu, niemal od pierwszego rzutu ucha odsyłając nas do lat 80-tych. Ale sprowadzanie Wczasów do roli rekonstruktorów historycznych jest nie do końca fair, bo Bartłomiej Maczaluk i Jakub Żwirełło na znajomej stylistyce zbudowali nie tylko coś autorskiego, ale także bardzo aktualnego. Zawody znalazły poklask wśród niezalowej publiki, bo to płyta blisko doświadczenia codzienności, opakowana w przyjemną i bliską stylistykę brzmieniową. 

Mam dobre wieści – nowy album Wczasów, To wszystko kiedyś minie, jest jeszcze lepszy. Zmiany są delikatne, choć dostrzegalne. Więcej tu post-punka i dziedzictwa gitarowej alternatywy, produkcja jest jeszcze bardziej dopieszczona, kompozycje ciekawsze i bardziej rozbudowane. Jeśli miałbym na coś siąkać, to na zbyt delikatne podejście do tematu zmiany. Wspomniany zwrot post-punkowy dotyczy tylko kilku utworów – bynajmniej nie chcę robić z Wczasów Niemocy, ale większa obecność sześciu stron ewidentnie służy zespołowi i jest miłym oraz bardzo oczekiwanym rozwinięciem formuły. Ładne shoegaze’owe rozmycie też wybrzmiewa tu i ówdzie. Tekstowo zostajemy w uniwersum kreatywnego rozpychania rzeczywistości polskiego patokapitalizmu, z trochę mocniejszą nutką melancholii i bardzo bezpośrednim uderzeniem w postaci „Polska (serce rośnie)”. Ten ostatni utwór to przykład bodaj najbardziej jadowitej ironii w historii działalności duetu, jednocześnie mocna odpowiedź na pętlę zaciskającą się na szyi mieszkańców i mieszkanek naszego kraju. Artystyczny sukces To wszystko kiedyś minie nie byłby do końca możliwy, gdyby nie kapitalna decyzja o gościach, którzy wzbogacają wiele utworów z płyty. Iwona Skwarek z Rebeki, Eurodanek, Gosia Zielińska z Rycerzyków i Enchanted Hunters dodają dobrych chórków, głębi i tekstury. Drugi album Wczasów ugina się pod ciężarem własnej ambicji – podejrzewam, że dla niektórych właśnie to rozbuchanie będzie główną osią krytyki – ale według mnie nigdy nie upada. Przeprowadzić tak złożoną operację jest naprawdę trudno, ale Żwirełło i Maczaluk wychodzą z tej próby obronną ręką. Debiut operował na bezpośrednim poziomie kompozycyjnym i aranżacyjnym, tutaj duet wyraźnie chce więcej. Doceniam prostotę Zawodów, ale drugi album jest po prostu lepiej zrobiony. 

Tak, jak nie do końca załapałem się na hype wokół Zawodów, tak przy To wszystko kiedyś minie jestem już w pełni kupiony przez Wczasy. Ta płyta daje ucieczkę i wytchnienie, nie rezygnując z opisów realiów, jakich doświadczają dzisiejsze trzydziestolatki+. Ironia, wyłapany dystans i pogodzenie się z losem brzmi ponuro na papierze, ale nie w muzyce Wczasów, którzy barwią te cienie wiązką światła. Album wychodzi w trudnym czasie – zarówno wydawniczo, jak i przez czynniki zewnętrzne. Tym bardziej życzę mu jak najlepiej i z całego serca polecam!

WIĘCEJ