Franciszek zdjął maskę, a może po prostu zawsze miał demoniczne oczka?
Papież Franciszek to złożona postać. Z jednej strony widzi potrzebę uwspółcześnienia języka Kościoła (języka, ale niczego więcej), z drugiej jest wciąż uwikłany w struktury demonicznej organizacji, jej politykę i personalne rozgrywki. Co jakiś czas liberalne i progresywne media cytują jego wypowiedzi, które przydają minimum człowieczeństwa społeczności LGBTQ+ czy są lekką krytyką kapitalizmu. Wielu ludziom wystarczy tak niewiele, żeby ogłaszać Franciszka progresywnym papieżem, co jest dość zabawne, chociaż zupełnie naturalne. Przez ostatnie dekady, zarówno Wojtyła, jak i Ratzinger nie mieli żadnych oporów, żeby wobec mniejszości sięgać po najgorszy język wykluczenia, dyskryminacji i opresji. Wojtyła, przez swój prymitywny antykomunizm, miał również za uszami pochwalne słowa na temat kapitalizmu i cytowanie tej jednej wypowiedzi o rzekomej trzeciej drodze nic tu nie zmienia. W takim kontekście Franciszek jawi się jako chłop bliższy naszym czasom, szczególnie kiedy postawi się go obok do bólu archaicznego i intelektualnie niezbyt lotnego JP2 czy inkwizytora Benedykta XVI, który za największe zagrożenie dla cywilizacji uznał Harry’ego Pottera. Argentyńczyk do jakiegoś stopnia zrozumiał, że dzisiaj słowa, szczególnie o viralowym potencjale, mają ogromną wagę, a dobry PR może przykryć naprawdę sporo. Więc mówił: a to łaskawie przyznał ludzkie miano osobom nieheteronormatywnym, a to coś przebąknął nieśmiało o nierównościach ekonomicznych, do tego raczej nie przyjmował monstrów w rodzaju Jeffreya Epsteina (pozdro Wojtyła). I to wystarczyło, żeby stworzyć wokół siebie aurę fajnego papieża, któremu bliżej do miłego księdza z oazy aniżeli średniowiecznego władcy. Niestety, podobnie jak z oazowymi ziomkami, pod powierzchnią przygrywa zupełnie inna, diabelska orkiestra.
Nie da się ukryć, że postawa papieża (i Kościoła katolickiego w całości) wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę mocno zawiodła tych, którzy dali sobie wmówić, że Franciszek jest z lepszego rozdania. W Polsce papież i tak nie miał zbyt wysokich notowań pośród konserwatystów – uważają go za zbyt liberalnego (LOL) – i hierarchów, którzy najchętniej urządziliby swój, lokalny i bardziej fundamentalistyczny odłam katolicyzmu. Ale spore grupy spośród fajnopolactwa uznawały go za swojego ziomka, który pozwalał usprawiedliwiać bezmyślne chodzenie na msze i pozbawione emocji czy refleksji uczestnictwo w religijnych rytuałach. Papieskie krążenie wokół tematu wojny, w którym jest więcej hańby niż polotu, obudziło przynajmniej część naiwniaków. Do tej pory Franciszek miał problem ze zidentyfikowaniem agresora, co już było całkiem ryzykowne. Ostatnio poszedł o krok dalej i zadeklarował chęć spotkania z Władimirem Putinem oraz zidentyfikował przyczynę inwazji: szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO. Opinia publiczna była w szoku, ja się tylko gorzko zaśmiałem, bo serce Franciszka jest od zawsze bliższe wschodniej dyktaturze niż zachodnim demokracjom. Papież może czasem powiedzieć coś pozornie progresywnego, ale razem z resztą Watykanu absolutnie boi się fali, jaka powolutku i systematycznie podmywa patriarchalne status quo. Na Zachodzie kościoły wyludniły się już niemal całkowicie, nawet w Polsce, katolickim bastionie, zachodzą nieodwracalne zmiany, więc cała nadzieja w krajach, w których wciąż dobrze trzymają się konserwatywne wartości. Kościół katolicki patrzy łakomie na Afrykę, gdzie misje działają od wielu dekad, zaś wojskowe reżimy za homoseksualizm karzą więzieniem, a nawet śmiercią. Furorę robi ekumeniczny panslawizm, który mocno zbliżył moskiewskiego patriarchę Cyryla I (wielkiego przyjaciela Putina) z Watykanem. Kościół katolicki i jego różne odnóża biorą udział w montowaniu wielkiej reakcyjnej międzynarodówki, która kijem dyskryminacji chce zawrócić rzekę współczesności. Składają się na to nie tylko organizacje w rodzaju Ordo Iuris (które totalnie nie mają żadnych związków z Kremlem), ale także faszystowskie partie polityczne z całej Europy. Franciszek może się czasem uśmiechnąć do liberalnych mediów przy stole, ale pod nim smyra stopą całe tabuny odrażających, niebezpiecznych ludzi zorientowanych na niszczenie równości i zatrzymanie progresu społecznego.
Również postawa Franciszka wobec seksualnych przestępstw Kościoła jest, dyplomatycznie ujmując, niewystarczająca. Niedawno rozgrzeszono arcybiskupa Dziwisza, który według wszystkich dostępnych danych musiał wiedzieć o nadużyciach polskich księży (a mogę postawić moją całą kolekcję gier From Software na to, że również brał udział w ich tuszowaniu). Za każdym razem, kiedy Franciszka pytano o te kwestie, robił się zupełnie defensywny i mocno kluczył. W tej materii, żeby odzyskać wiarygodność, Kościół potrzebuje prawdziwego wstrząsu. Na razie nie widać nawet lekkiego falowania, o rewolucji nie wspominając. Absolutnie rozumiem powody takiego stanu rzeczy – Franciszek przewodzi archaicznej organizacji, która jest połączeniem średniowiecznego królestwa z mafią, więc w jej obrębie funkcjonują wręcz nienaruszalne układy i struktury. Ale czy ofiary katolickiej deprawacji i ich rodziny to obchodzi? Czy argument no może Kościół nie stosuje się do żadnych wymogów współczesnej praworządności, ale przecież to tradycyjna, wielowiekowa instytucja powinien znaczyć cokolwiek? Oczywiście, że nie. Ale dzięki solidnemu PR-owi i dobrej woli, a także przychylności liberalnych mediów mit Franciszka jako tego dobrego mógł trwać, mimo coraz wyższej góry trupów wypadających z watykańskiej szafy (i nawet nie mam tu na myśli skandalicznej historii Bergoglia przed objęciem urzędu; jako współpracownik brutalnej argentyńskiej junty może dosłownie mieć krew na rękach). Szczęśliwie, ten czas zaczadzenia papieską propagandą może dobiegać końca. Wojna w Ukrainie jest w ogóle całkiem niezłym papierkiem lakmusowym dla wszelkich konserwatystów, którzy mają nie lada zagwozdkę: dalej wpisywać się w nienawistny przekaz inspirowany przez Kreml – tym samym narażając się na straty wizerunkowe – albo zmienić śpiewkę na bardziej cywilizowaną, co grozi alienacją co bardziej krewkich odbiorców. Franciszek postawił na to pierwsze, sytuując się po stronie bestialskich rosyjskich zbrodni i Władimira Putina, wpisując się w kościelną tradycję popierania najgorszych podmiotów w procesie historycznym (np. III Rzeszy). Czy to nagoni ludzi do kościelnych ław i da odpór zwrotowi w stronę progresywnych wartości, jaki powoli odbywa się w różnych częściach świata? Wątpliwe, ale w tym momencie katolickim hierarchom została tylko desperacja.