Kenijski duet zerwie wam czachy.

Tegoroczna odsłona Avant Art Festivalu, ponownie rozłożona na Wrocław (20-25.09.) i Warszawę (27.09-02.10.), przynosi cały szereg fenomenalnych arystów i artystek z całego świata. W tym duet występujący pod nazwą Duma. Zespół dwóch kenijskich muzyków – Martin Khanja i Sam Kaguru – to jeden z najjaśniejszych punktów festiwalu i prawdziwy powiew świeżości, jeśli chodzi o muzykę elektroniczną. Oczywiście, przesadą byłoby powiedzenie, że tej doskwiera brak oryginalności, czy że znajduje się w kryzysie, ale rzeczywiście, na tle kolejnych mutacji IDM-u, spóźnionej kilka lat hyperpopowej inwazji, czy retromanii synthwave’u, Duma wypada wyjątkowo. 

Korzenie kenijskiego zespołu wyrastają z najbardziej ekstremalnych odmian metalu. Zarówno Khanja, jak i Kaguru mają na koncie granie w zespołach sięgających po ciężkie gitarowe stylistyki, co raczej nie jest zaskoczeniem po usłyszeniu chociaż jednego utworu Dumy. Lust Of A Dyring Breed, zespół w którym gra Khanja, w 2016 roku wypuścił elektroniczno-metalowy utwór, „Brothel Hell”, który przyciągnął uwagę wytwórni Nyege Nyege Tapes z Ugandy. Ten label to epicentrum odkrywczych, elektronicznych brzmień z Afryki i absolutnie obowiązkowy adres dla każdego, kto narzeka na niski stopień oryginalności współczesnej muzyki. Khanja, znany także jako Lord Spike Heart, dokoptował kolegę wkręconego w Abletona – Sama – i tak powstała Duma. Materiał zarejestrowany w Nyege Nyege Studios w Kampali trafił na album zatytułowany po prostu Duma, który został wydany 7 sierpnia zeszłego roku. Płyta znalazła się w wielu zestawieniach najlepszych wydawnictw 2020, ze wszech miar słusznie. Pobrzmiewają na niej echa grindcore’u, ekstremalnej muzyki klubowej, gdzieniegdzie można usłyszeć również tradycyjne bębny, wykręcone do granic możliwości. Tempa osiągane przez duet potrafią dobić do kilkuset uderzeń na minutę, a wokale Lorda Spike Hearta dokładają do poziomu hałasu swoją rozdzierającą ekspresją. Muzyka Dumy, mimo znajomych elementów, składa się na niesamowicie unikalne doświadczenie. Oczywiście, muzyka klubowa, czy szerzej, elektroniczna, skręciła w ostatnich latach w kierunku mocnych brzmień i szybkich temp, ale nawet taki Gabber Modus Operandi – w zasadzie zespół pokrewny Dumie – wypada wobec kenijskiego duetu łagodnie niczym króliczek. Jak mówią sami artyści, ich celem jest testowanie granic, ciągła eksperymentacja i mutowanie tego, co znajome i zastałe. Elektroniczny grindcore, klubowy metal, taneczna ekstrema, potencjalnych określeń na muzykę Dumy nie brakuje, ale każde z nich rozkłada bezradnie ręce wobec niezwykłego efektu, jaki osiągneli Sam i Martin. 

Duet nie boi się sięgać po obrazoburcze, heretyckie imaginarium metalowych symboli. Strategia jest tu podobna, jak w przypadku muzyki, a zatem nie ma mowy o sztampie. Utwór „Pembe 666” nawiązuje do Liczby Bestii, ale w tekście w suahili są same siódemki. Jak mówili o metalowym satanizmie w jednym z wywiadów – to wszystko jest jednym, wielkim żartem. Rzeczywiście, w muzyce ekstremalnej brakuje rewizji stosunku z satanistyczną symboliką, która i owszem, gorszyła jeszcze dwie dekady temu, ale dzisiaj pozostaje niebezpiecznie blisko performatywnej cepelii. Są inne sposoby na przyciąganie uwagi, a powoływanie się na Antona Szandora LaVey’a w 2021 trąci myszką. Kościoły może i przydałoby się palić, ale Duma podąża inną ścieżką – kreatywnej rewizji. Zespół nie jest w tym sam, bo nawet w tradycyjnie najbardziej obrazoburczym nurcie ciężkiej muzyki, black metalu, szuka się innych tematów, niż te satanistyczne, czego dowodem wielkim sukces tzw. kosmicznego black metalu, dla którego to właśnie galaktyczny bezkres jest większym źródłem grozy i inspiracji. Duma widzi zleżałe akcesoria ekstremalnego grania, łącznie z gitarami i podłącza je do nowej, cyfrowej rzeczywistości. Tak, tak – przy tworzeniu Dumy, korzystano z gitar elektrycznych, ale poddano je takiemu procesowaniu, że efekt leży bliżej noise’owych eksperymentów, niż metalowego brzmienia. Ale pewne rzeczy pozostają niezmienne i na koncertach duetu – który wreszcie ruszył w trasę po tym, jak pandemia pokrzyżowała mu szyki przy premierze albumu – obowiązują moshpity, czyli popularny młyny, których nie powstydziłyby się najmocniejsze występy z gitarą w tle. Tegoroczny Avant Art Festival imponuje składem, ale Duma wybija się tutaj jako widowisko, które może zerwać naprawdę wiele czapek! 

AVANT ART FESTIVAL 2021 – BILETY

WIĘCEJ