Horror na parkiecie.
Wakacje to nie tylko czas na wyprawy pod palmy, czy chilloucik nad jeziorem. Od lat sporo osób wykorzystuje czas wolny również na clubbing. Z racji droższych połączeń lotniczych i problemów na europejskich lotniskach, w tym roku mniej ludzi może wybrać Ibizę, czy jeden z festiwali na południu kontynentu, a więcej skierować swoje taneczne chęci w kierunku Berlina. Niemieckie miasto często jest uznawane za globalną stolicę techno i cieszy się bezustannym powodzeniem. Szczególnie teraz, kiedy covidowe przepisy, w Niemczech naprawdę restrykcyjne, zostały poluzowane. Warto jednak wiedzieć, że w berlińskich klubach pojawił się niepokojący trend, o którym już ostrzega Clubcommission Berlin.
Kiedy polskimi ulicami rządziła heroina, pojawiło się wiele miejskich legend o rzekomych atakach strzykawkami – jedne miały zawierać narkotyk, inne wirusa HIV. Faktów potwierdzających takie zjawisko zabrakło. Ponad dwie dekady później, podobne historie obiegają Berlin. Tym razem dowody istnieją, aczkolwiek nie wiadomo do końca, co znajduje się w strzykawkach. Kilka ataków rzekomo odbyło się w Berghain, kilkanaście, a według niektórych źródeł nawet kilkadziesiąt, przypadków w innych berlińskich klubach. Zaatakowane osoby słabną, tracą przytomność, mają luki w pamięci. Ataki strzykawkami to element szerszego problemu – osoby pracujące w klubach i sami clubbersi zauważają także wzrost przypadków drinków z niechcianą i groźną wkładką. Zarówno strzykawki, jak i sekretnie doprawiony napój to coś, co łatwo przeoczyć w ferworze klubowej zabawy. Jeżeli dochodzą do tego inne używki, można nawet zlekceważyć symptomy, albo stwierdzić, że się przesadziło i to wyłącznie nasza wina. Jak sugerują specjaliści, po dziwnej akcji w klubie warto od razu ruszyć na pogotowie – wiele substancji jest niewykrywalne w organizmie już dobę po spożyciu, a GHB – tzw. pigułka gwałtu – nawet po 12 godzinach. Czym szybciej zidentyfikujemy substancję, tym łatwiej się dowiemy, co się z nami stało i jak na to reagować. Oczywiście, jeśli macie doświadczenia z używkami, to jesteście w stanie ocenić, czy to, co się dzieje, odbiega od normy. Jeśli nie, zdajcie się na znajomych, z którymi jesteście w klubie – porównywanie doświadczeń z substancjami to i tak element imprezowego rytuału, więc warto zwracać uwagę na nieregularności i nietypowe symptomy. Problem w Berlinie urósł do stopnia, w którym sprawą zajmie się Clubcommission, ciało zrzeszające osoby aktywizujące miejską scenę klubową. W czwartek, 16 czerwca, odbędzie się specjalne spotkanie, na którym zjawisko zostanie przedyskutowane i – potencjalnie – zostaną ustalone środki, które mogą mu zapobiegać, albo przynajmniej redukować jego konsekwencje. Już zauważono problem z nastawieniem klubowej ochrony, która wyrzucała ofiary ataków za drzwi, więc prawdopodobnym jest, że część dyskusji poruszy ten aspekt.
Clubcommission Berlin radzi, żeby trzymać się razem – co jest zawsze ważne w klubowej zabawie, niezależnie od stopnia zaufania, jakim darzymy dany lokal i ludzi, którzy w nim bywają – i od razu szukać pomocy, kiedy czujemy się nieswojo. To bardzo podstawowe rady, co spotkało się z krytyką ze strony części klubowej publiki. Być może po czwartkowym spotkaniu zostaną wypracowane bardziej kompleksowe rozwiązania, bo nawet jeśli przypadków nie jest tak dużo, to warto zdusić problem w zarodku. Inna sprawa, że wiele ataków po prostu nie jest zgłaszana, a prawdziwa skala zjawiska jest trudna do oceny. To oczywiście dosyć smutne, że zdarzają się sytuacje, w których wyjście do (w teorii) bezpiecznych miejsc, podsuwających muzyczno-społeczną utopię, zmienia się w koszmar. Ale warto na siebie uważać, szczególnie od kiedy kultura klubowa wystrzeliła w rejestry sporej popularności. Nie każdy rusza na parkiet z dobrymi intencjami, co oczywiście nie znaczy, że musimy panikować. Bawmy się z rozwagą, najlepiej w grupie – nawet bez strzykawkowego zagrożenia to wciąż najlepsza strategia na udaną noc.