W warszawskich kinach i na waszych laptopach od 16 listopada.
Właśnie ogłoszono program jednego z najciekawszych festiwali filmowych w Polsce. Co roku jesienią Festiwal Filmowy Pięć Smaków wprowadza nas w świat kina azjatyckiego – pokazuje ciekawe perspektywy, nowe spojrzenia i lokalne historie. Łukasz Mańkowski, japonista i filmoznawca specjalizujący się w kinie Azji, opowiada o ważnej roli kuratorów_ek festiwalowych, zawiłościach promowania kultury azjatyckiej w Europie i przekonuje, że nie trzeba być wkręconym kinofilem_ką, by mieć frajdę z oglądania filmów na Pięciu Smakach.
Hanna Szkarłat: Gdy umawialiśmy się na wywiad, ucieszyłeś się nie tylko, że ktoś chce pisać i rozmawiać o Pięciu Smakach, ale w ogóle o Azji. Czemu?
Łukasz Mańkowski: Ogólnie mało uwagi poświęca się kulturze Azji, jakkolwiek wykraczającej poza mainstreamowe ujęcie. To tyczy się również kina, co roku słychać o dosłownie kilku filmach, które na dodatek już pojawiły się gdzieś na festiwalach, zdobyły jakieś nagrody lub pokazywane są ze względu na kontakty czy chęć kultywowania nowego kanonu. Ciężko mi, jako dziennikarzowi i krytykowi filmowemu pisać w Polsce o kinie azjatyckim, bez tworzenia własnej przestrzeni, która działałaby niezależnie. Współpracuję z kilkoma redakcjami, ale wiem, że jeśli dany film nie trafi do dystrybucji w Polsce, to nikt nie weźmie o nim tekstu. Jeśli ma się zryw do pisania o rzeczach nieodkrytych, chce się promować sztukę niezależną, to trzeba robić to za darmo lub założyć platformę i liczyć na dotacje.
Jak temu zaradzić?
Tworzyć różne inicjatywy, jak festiwale, przeglądy i DKF-y, pokazujące kulturę i sztukę, która nie ma reprezentacji w mediach. W takich wydarzeniach nie chodzi tylko o pokazywanie filmów, a kuratorską opiekę, przybliżanie kontekstów i wprowadzanie odbiorców i odbiorczyń jak najgłębiej. Nie chodzi nawet o ilość czy jakość, to nie muszą być wielkie tytuły, ważny jest punkt widzenia, jaki reprezentują. Celem przybliżenia odległej nam kultury jest pokazywanie rzeczy jak najbardziej zakorzenionych w organicznej tkance kulturowej danego miejsca. Przedstawianie tamtych historii, głosów i reżyserów oraz opowiadanie o tym, dlaczego te historie są ważne. Być może dla nowych perspektyw znajdzie się wtedy miejsce również w mediach.
To jak rozmawiać i promawiać kulturę azjatycką, by uniknąć egzotyzującej i stereotypizującej narracji, która często nie jest nawet kwestią ignorancji, a wynika z lat absorbowania europocentrycznej perspektywy?
To złożona kwestia, bo na Pięciu Smakach znajdziemy na przykład twórców niezależnych, którzy często realizują filmy poza granicami swoich krajów, chociażby w Europie. Obecnie dominujący model finansowania filmów przypomina system grantowy – na festiwalach twórcy pitchują swoje pomysły, które po przejściu weryfikacji otrzymują konkretną kwotę rozplanowaną na poszczególne aspekty techniczne. Bywa nawet, że dokooptowuje się konkretnych producentów lub całe sztaby techniczne. Tym sposobem film może powstawać w Indonezji, ale za zdjęcia odpowiada Niemiec, bo w Niemczech są dobrzy operatorzy kamery, a dźwiękiem zajmują się Tajowie, którzy z kolei są w czołówce, jeśli chodzi o montaż i postprodukcję dźwięku. Tu rodzi się pytanie, czy przy takim zespole możemy mówić w ogóle o filmie azjatyckim, dlatego bardzo istotnym aspektem tego typu filmów w Europie jest świadomość kuratorska. Warto myśleć o Azji jak o czymś coraz bardziej płynnym. Jest pewien rodzaj neokolonialnej władzy w tym, że Europejczycy i ogólnie zachód, który trzyma fundusze, wyznacza, jak filmy wschodnie mają wyglądać. W ten sposób festiwale nie tylko determinują to, co jest pokazywane, ale też to, co jest robione. Festiwalowy krwiobieg planowany jest od momentu finansowania.
W tym wszystkim znajdują się twórcy z historiami, które często wywodzą się z konkretnego obszaru czy miasta. Przedstawiają swoje koncepcje z organicznym zamysłem wejścia w daną historię, co później owszem wydarza się, ale z wymogami, jakie stawiają festiwale. Przez to niektóre filmy są do siebie podobne. Szczególnie festiwalowe kino arthousowe po 2010 roku, realizowane według konkretnej formuły, z elementem gatunkowym, istotnym lokalnym, społecznym kontekstem i najlepiej zakorzenieniem w poetyce realizmu magicznego.
Europejskie wyobrażenie na temat azjatyckiej kultury. Historie przefiltrowane na grunt festiwalowy.
Ta złożoność sponsorowania filmów naprawdę mocno kształtuje dyskurs wokół kina azjatyckiego. Oczywiście nie funkcjonuje to wszędzie. Na przykład Japonia ma mocny wewnętrzny system finansowania, więc japońscy twórcy nie muszą ubiegać się o środki zagraniczne. Mowa tu raczej o krajach rozwijających się, jak Indonezja, która jest teraz na fali. Produkuje się tam coraz więcej filmów, w tym bardzo dużo koprodukcji, Netflix jest tam teraz poważnym graczem i pozyskuje kolejne talenty, co chwilę pojawiają się nowi autorzy. Niedawno oglądaliśmy koreańską falę Hallyu, która rozrosła się do skali globalnej, aż w końcu i Netflix zaczął ją coraz bardziej kapitalizować. Możliwe, że w ciągu kilku lat z Indonezją będzie podobnie, to czwarty pod względem populacji, bardzo zróżnicowany region geograficzny. Dla firmy z dużym kapitałem to naprawdę żyzny grunt.
Jest jeszcze kwestia twórców, którzy wyemigrowali z Azji jako dzieci lub urodzili się na Zachodzie czy w Europie jako pierwsze pokolenie emigrantów. Wiele takich osób wraca teraz w rodzinne strony i opowiada historie z perspektywy zachodniej. To bardzo ciekawe, transkulturowe obrazy. Takim filmem jest Powrót do Seulu Davyego Chou, opowiada o urodzonej we Francji dziewczynie, która wraca do Korei, by poznać swoją biologiczną rodzinę. Film zrealizowany jest przez urodzonego w Kambodży, ale wychowanego we Francji reżysera, który swoje doświadczenie emigracyjne zderza z podobną do przedstawionej w filmie historią. Podobnych perspektyw zapewne będzie w kinie azjatyckim coraz więcej, bo pokolenie diaspor, które wyemigrowały w latach 80. czy 90. teraz dorasta i tworzy własne debiuty. Na podstawie takich filmów będzie można obserwować zmiany w dyskursie na temat kultury Azji, która jest coraz bardziej płynna i dynamiczna.
Wygląda na to, że określenie kultura azjatycka jest jeszcze większym uproszczeniem, niż myślałam. Jednocześnie działając przy takim festiwalu, jak Pięć Smaków trzeba zainteresować nie tylko ambitnego, świadomego niuansów kulturowych widza, ale też i takiego, który może się w tym kompletnie nie orientować. Chcąc nie chcąc ten przekaz trzeba uprościć.
Tu po raz kolejny odzywa się istotna rola kuratora i umiejętne wprowadzanie widzów i widzek w kontekst, co na Pięciu Smakach było zawsze obecne. Jagoda Murczyńska zapoczątkowała charakterystyczne ze względu na szczegółowość prelekcje wyjątkowe na tle innych polskich festiwali, które nakreślają wątki kulturowe i nie tylko. Przygotowywanie tych prelekcji to również dla nas, osób kuratorskich, mnóstwo wiedzy do przyswojenia. Pozostaje też ubranie tego wszystkiego w przystępny język, który nie będzie zbyt akademicki i szczegółowy. Dbamy o inkluzywność również na poziomie wyboru filmów. Spotkałem się z komentarzami, że dla rasowego kinofila niektóre filmy pokazywane na Pięciu Smakach mogą być nieatrakcyjne, bo nie wpisują się pewien festiwalowy kanon, a my celujemy też w takie obrazy, które odniosły sukces na gruncie azjatyckim.
Festiwale europejskie to faktycznie przede wszystkim kino artystyczne, wybór filmów, chociażby komercyjnych może dziwić.
Mamy sekcję konkursową, w której znajdzie się koreański horror, antropologicznie ciekawa japońska dokudrama zrealizowana za mikro budżet oraz indyjski film czerpiący z teatru i performansu indyjskiego, który zahacza o pretensjonalność, a jednocześnie jest w nim echo ery kolonialnej Indii. Zestawione razem są bardzo różne, ale wszystkie ważne i warte pokazania. To osobiste historie, debiuty, filmy nieraz zrealizowane mimo przeciwności losu. Mamy też sekcję, która jest najbardziej inkluzywna, bo z przyjemnością obejrzy ją ktoś, kto z Azją nie ma nic wspólnego oraz osoba zaangażowana w kino azjatyckie. W tym roku jest to kuratorowana przeze mnie sekcja Japan Feel-Good. Na festiwalach ogląda się mnóstwo dobrego kina, ale to często filmy ciężkie. Po prostu brakuje lekkich, dobrych filmów, dzięki którym poczujemy się lepiej.
Faktycznie na wiele festiwalowych propozycji trzeba mieć przestrzeń w głowie, której bywa, że nie mamy z rozmaitych względów. Wtedy zazwyczaj sięgamy po mało wymagające pozycje na platformach streamingowych, mimo że chętnie wyszłoby się do kina zobaczyć coś nowego, ale programy festiwalowe onieśmielają. Super, że Pięć Smaków oferuje alternatywę i nie odstrasza kalibrem pokazywanych filmów.
To nie są też ciepłe komedyjki, które zapomni się zaraz po seansie. W procesie selekcji obejrzeliśmy mnóstwo głupiutkich rzeczy, które może i miło się ogląda, ale niezbyt wiele z nich wynika. Finalnie wyłowiliśmy filmy przyjemne, z kojącą energią, ale jednocześnie dobre, żebyśmy nie czuli obciachu, że je pokazujemy. W sekcji Japan Feel Good chcemy przybliżyć tę mniej znaną, nieoficjalną wersję Japonii. Taką, która nie jest produktem eksportowym. Tu dobrym przykładem jest Yasujirō Ozu autor pięknych filmów japońskich z lat 50. Na podstawie jego twórczości zachodnia krytyka ukuła optykę na kino japońskie, przez lata był żelaznym punktem odniesienia. Wielu badaczy patrzyło na Japonię właśnie przez pryzmat tych filmów, ale to była Japonia eksportowa, wytworzona na potrzeby bańki i żeby sprzedać konkretną wizję kraju dalej na Zachód. W opozycji do tego powstała Nowa Fala Japońska, twórcy totalnie przy ziemi, portretujący protesty i problemy społeczne. Dlatego też w kinie japońskim zawsze szukam nowych głosów, które pokażą podobnie żywe, surowe historie. Jedną z reżyserek, na których nam zależało, jest Satoko Yokohama promowana w tym roku na targach w Cannes jako nowy autorski głos z Japonii, podejrzewam, że to tylko kwestia czasu, aż będzie o niej głośno. Drugim ważnym twórcą sekcji Japan Feel Good jest Shuichi Okita – specyficzny, ekscentryczny, ale i kojący ze względu na wyjątkowe operowanie narracjami.

Jak w ogóle wygląda proces układania programu co roku? Czym się kierujecie?
Układanie programu jest w dużej mierze uzależnione od prozaicznych kwestii jak na przykład pozyskanie konkretnego grantu w ramach szerszej współpracy. W naszym przypadku są to takie instytucje, jak Hong Kong Economic & Trade Office Berlin i Tajwański Instytut Filmu i Sztuk Audiowizualnych, z którymi działamy już od dłuższego czasu. W tym roku mamy trzy sekcje kuratorskie, wspomniane już Japan Feel-Good, Hongkong. Kino czasu przemian i Retrospektywę Edwarda Yanga. Motywem przewodnim sekcji hongkońskiej stworzonej przez Marcina Krasnowolskiego jest hasło: running out of time. To spięcie 25-lecia przekazania Hongkongu do macierzy Chińskiej, na które patrzymy w kontekście powolnego wygasania, okazji do krytycznej refleksji. Motyw czasu jako wyznacznika przemian wokół miasta, bohaterów, kultury życia i codzienności jest przepiękną klamrą od 1997 roku do współczesności. Co roku zastanawiamy się, czy ta sekcja filmów z Hongkongu nie będzie już ostatnią, co w tej edycji jest wyjątkowo symptomatyczne. Z kolei Retrospektywa Edwarda Yanga była planowana już od dziesięciu lat, w końcu udało się ją dopiąć i pokazać odrestaurowane filmy w jakości, na jaką te piękne, poetyckie obrazy zasługują. Czuliśmy, że wreszcie jest ten czas, by zapoznać polskiego widza z Yangiem.
Tworząc program, staramy się, żeby sekcje dialogowały z rzeczywistością, odpowiadały na to, co jest w danym momencie ważne dla ludzi, świata. W zeszłym roku to była Tajwańska Sekcja Queer i Sekcja Olimpijska, która nie przedstawiała tylko filmów sportowych, ale wprowadzała w kontekst Igrzysk Olimpijskich na gruncie azjatyckim. Istotne było pokazanie tego wyjątkowego wydarzenia nie tylko pod kątem sportowym, ale i kulturowym, ekonomicznym i gospodarczym. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, jak w różny sposób sport zakorzeniony jest w rozmaitych krajach i że piłka nożna w Indonezji może mieć kompletnie inne znaczenie kulturowe niż w Europie. Zależy nam, by kuratorskie sekcje nie były po prostu przekrojem filmów z danego kraju, a pokazywały zarówno nasze osobiste narracje, jak i te towarzyszące twórcom.
A jak Pięć Smaków pozycjonuje się na tle innych europejskich festiwali, które promują kino azjatyckie?
Mamy stałą grupę osób z wydarzeń partnerskich, które pokazują kino azjatyckie w innych krajach. Staramy się tę naszą rodzinę festiwalową co roku angażować w panele, spotkania i dyskusje i zawsze chętnie przyjeżdżają. W tym roku po raz drugi mamy międzynarodowe jury, które koordynujemy wraz z Marcinem Krasnowolskim. To osoby tylko z Europy, więc jesteśmy ciekawi, jak to wyjdzie, zależny nam, by coraz bardziej wychodzić za granicę i zachęcać osoby do przyjazdu. Mamy nie tylko mocny program, ale i wyjątkową opiekę kuratorską nad tym, co pokazujemy. Z roku na rok zainteresowanie zza granicy się zwiększa, ale też sporym zaskoczeniem była sekcja online, która pokazała nam, że mamy naprawdę dużą widownię poza Warszawą.
A widzicie różnicę w odbiorcach na przestrzeni lat? Czy widzowie i widzki bardziej świadomie wchodzą w interakcję z kinem Azji?
Są osoby, z którymi mamy stały kontakt przez cały rok, dzięki grupie na Facebooku, która służy nam za forum – tam świadomość kina azjatyckiego jest naprawdę duża. Ludzie śledzą, co dzieje się na innych festiwalach, pytają się o konkretne filmy, coraz bardziej czujemy się na widoku. To super motywujące, ale wiemy, że na tego typu zaangażowanie pracuje się latami, to nie kwestia jednej czy dwóch edycji, dlatego staramy się wychodzić do naszej publiczności, organizować live’y i konwersować, by wciągnąć ich jeszcze głębiej w świat kina azjatyckiego.
Bilety i cały program Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków znajdziecie tutaj.
Łukasz Mańkowski – krytyk filmowy, badacz kina azjatyckiego, tłumacz języka japońskiego i jeden z selekcjonerów programowych Pięciu Smaków. Aktualnie przygotowuje pracę doktorską na wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego o percepcji Japońskiej Nowej Fali filmowej. Twórca bloga „Kinema Chromatica”, uczestnik wielu międzynarodowych warsztatów dla krytyków i jury, w tym IFF Rotterdam Young Critics 2021 i Berlinale Talents 2022. O kinie azjatyckim pisał na łamach: MUBI, Sight & Sound, ALT/KINO, Asian Movie Pulse, Senses of Cinema, Czasopisma EKRANy, Kultury Liberalnej, Miesięcznika KINO, Czasu Kultury, dwutygodnika.
Materiał przygotowany we współpracy z Festiwalem Pięć Smaków.