Po co być nowoczesnym, skoro możesz kopać latryny i nosić muszkę?

Ludzi identyfikujących się jako katolicy jest coraz mniej, spada ilość dominicantes, czyli uczęszczających do kościoła w niedzielę, obserwujemy też falę wypisywania się uczniów i uczennic z religii. Nic dziwnego – twarz polskiego kościoła katolickiego to wykrzywiony nienawiścią grymas, a jego głos to żałosne i groźne pohukiwanie na prawa człowieka, szczucie na społeczność LGBTQ+, zaprzeczanie katastrofie klimatycznej i ciągłe podlizywanie się najgorszej władzy w nowożytnej historii naszego kraju. W takim klimacie ciężko utrzymać stan posiadania, zdobyty przez przymusowe chrzczenie niemowląt i wielopokoleniowy szantaż społeczny. Szczególnie jeśli chodzi o młodych ludzi. Ci żyją w zupełnie innej rzeczywistości, niż kościelni hierarchowie i rozdźwięk między tym, co widzą i czują, a tym, co słyszą od kleru jest po prostu ogromny. Nie znaczy to jednak, że młodzi katolicy nie istnieją. Całe szczęście istnieją i dają znać o sobie, co więcej – piszą i dostarczają radości reszcie świata. Klub Jagielloński to ciekawe miejsce, rozdarte między dyskusjami o kościele otwartym, sensownymi tekstami o katastrofie klimatycznej, a zupełnie kosmicznymi opiniami na temat współczesnego świata i popkultury. Mimo tego, że jestem absolutnym wrogiem tolerancji religijnej – jest źródłem problemu, a nie jego rozwiązaniem, bo w 2021 roku rola religii, szczególnie tej instytucjonalnej, powinna być zredukowana do wpisów w książkach historycznych i niezbyt miłych wspomnień – doceniam, że w Klubie Jagielońskim pojawiają się rozsądne teksty na temat ekologii, a do kościoła podchodzi się nie tylko na kolanach. Jednocześnie nie mogę przestać beczeć z wielu wykwitów katolickiej wyobraźni. I dzisiaj zajmiemy się kilkoma z nich.

Zacznijmy od klasyka, czyli tekstu Jakuba Małeckiego p o t ę ż n i e zatytułowanego Mężczyźni w Polsce ubierają się fatalnie. Na czym polega problem i jak z nim walczyć? No właśnie Jakubie, na czym polega problem? Ziemiste kolory, brak fantazji, konserwatyzm w ekspresji? Nie! Największy problem to oczywiście ta przeklęta seksualność. Spora część mężczyzn ubiera się dla przykładu tak, aby maksymalnie uwydatnić własną seksualność. Ich ulubionymi elementami odzieży są obcisłe koszulki lub głęboko rozpięte koszule, zawsze z podwiniętymi rękawami […] obcisłe spodnie albo szorty umożliwiające prezentację łydek. Oczywiście, odsłonięta łydka wodzi na pokuszenie, a tego byśmy nie chcieli, mówię to jako entuzjasta szortów, wciąż opędzający się od pożądliwych par oczu na moich nogach. Małeckiemu przeszkadzają również dresy (zbyt swobodnie ubrani będziemy się zbyt swobodnie czuć – człowiek ma cierpieć, a nie czuć się swobodnie!), wizualny chaos, ubrania zbyt ciasne i zbyt luźne. W jednym się z nim zgodzę – główną przyczynę problemów z modą stanowi brak odpowiednich wzorców, które mężczyźni mogliby naśladować. Moda potrafi być fascynującą bramą do autoekspresji, ale tu z autorem się rozjeżdżamy, bo dla niego wyrażanie siebie to atak na wartości. Zabawne, że chłopców z Klubu Jagiellońskiego łatwo poznać po uniformie – garniak, często z muszką, w klapie orzełek lub maryjka. Co jak co, ale garnitur to symbol zniewolenia, kapitalistycznego i klasowego, ale nie będę Małeckiego uczył o wolności, to katolik, z definicji jej wróg. 

Jednym z zabawniejszych aspektów boomerskiej mentalności jest demonizowanie technologii. W tym uzależnienie od smartfonów, które wyrosło na bestię mitycznych, czy – w tym wypadku bardziej adekwatnie – biblijnych rozmiarów. Specjalnie piszę o boomerskiej mentalności, a nie boomersach, bo ta dotyka również ludzi młodych. Jak Wiktora Mikosza, studenta prawa, skauta i członka Młodej Chadecji. Lubi podkreślać różnicę między skautami i harcerzami, nietrudno zrozumieć dlaczego – skauci są mniej rozpasani seksualnie, a wokół nich jest mniej skandaliczna atmosfera. Studiował też na Ave Maria University na Florydzie – zróbcie z tą informacją, co chcecie (ja spontanicznie zaśpiewałem). Wiktor ubolewa nad ucieczką młodych z kościoła katolickiego, ale ma dobrą radę, jak jej zapobiec. To skauting! Oddaję mu głos: skauci Europy (nie mylić ze zwykłym harcerstwem) zaprawiają do trudów dorosłego życia. Używają metod, które odpowiadają na największe problemy przedstawicieli pokolenia Z (tzw. zoomerów, urodzonych już w czasach Internetu). Zamiast Messengera – nocne rozmowy przy ognisku, zamiast wakacji all inclusive – własnoręczne kopanie latryny, zamiast kurateli nadopiekuńczych matek – samotne wędrówki po lesie. A to wszystko w obrębie katolickiej parafii. Mikosz należy do odłamu męskich, katolickich twardzieli, którzy życie widzą jako pasmo wyzwań, w którym nie ma miejsca na cukierkowe duszpasterstwo wywoływanie emocji. To bardzo groźny element prawicowej tożsamości, gloryfikujący i uzasadniający cierpienie, odrzucający humanitaryzm i humanizm. Są jednak środowiska, które takie rozwiązania odstawiają na bok. Zamiast formy miłej, łatwej i przyjemnej proponują żerdzie, sznurek i łopatę, a zamiast sceny do uwielbień zapewniają polowy ołtarz. Emocjonalne przeżycia ustępują tam miejsca odrobinie trudu i potu podczas kopania latryn i robienia obozowej pionierki. Tam uczy się, że życie stawia nam naturalny opór, nie jest ciągłym skakaniem z radości, a Chrystus przyszedł na świat, żeby nas zbawić, a nie zapewnić cotygodniowy dostęp dopaminy. Duszpasterstwa takie mają zaprawić młodego człowieka, przygotować na trudy życia, a nie jedynie sprawić, żeby poczuł się dobrze w Kościele. Pamiętacie ten wywiad z Trumpem, który mówi o mrocznym, strasznym świecie (najlepiej wersja z nałożonym Jokerem)? Tekst Mikosza to taka wersja katolicka tej rozmowy. Dalej mamy krytykę nadopiekuńczych matek kulturowo kobiecego Kościoła, z jakim mamy do czynienia w Polsce (WTF?), gloryfikację munduru i męskości, odrzucenie współczesności i nowoczesności zarówno pod względem wartości, jak i zdobyczy technologicznych. Zaraz, zaraz, chyba musimy zerwać maskę schwytanemu potworowi na modłę Scooby-Doo. Maska skautingu zerwana i co się okazuje? Faszyzm, czy to znowu ty, podstępny nicponiu?!

Osobny tekst możnaby poświęcić podejściu młodych katolików z Klubu Jagiellońskiego do popkultury. Znajdziemy tu wiele kwiatków, część z klasycznego sztafażu prawicowej histerii. „Na potęgę Posępnego Czerepu!” Nowy „He-man” ofiarą politycznej poprawności Netflixa? czytamy w tekście opracowanym przez Darię Chibner. Spoiler – oczywiście! Bo Teela, de facto główna bohaterka Masters Of the Universe (tak, ten serial nie nazywa się He-Man, co jest szokujące, bo He-Man… nie jest głównym bohaterem; lol x kurde d), nie jest autonomiczną jednostką. Niezależnie od całego sporu Władcy Wszechświata wpisują się w trend zmieniania dobrze znanych historii za pomocą kobiecych postaci. Niedawno spotkało to Sherlocka Holmesa, kiedy w nowym filmie należne mu miejsce przejęła jego młodsza siostra, Enola Holmes. […] Przygody Teeli również znalazłyby swoich odbiorców, gdyby dostała autorski serial, zamiast zostać sprowadzoną do elementu danego uniwersum, który koniecznie musi zostać podkreślony. Tak jakby kobiety nie mogły przeżywać intrygujących, autonomicznych przygód. Nie wiadomo dlaczego twórcy wpychają je na siłę w miejsce męskich bohaterów. Czy nie jest to jawna dyskryminacja, kiedy usilnie wtłacza się je do pewnego stereotypowego, męskiego wzorca? Nie, jawna dyskryminacja to umieszczenie zdjęcia jednej artystki pośród setek fotek facetów w relacji z festiwalu muzyki klubowej (pozdrawiam redakcję jednego z największych portali muzycznych w Polsce). Tu mamy do czynienia co najwyżej z pewnego rodzaju rewizją czy aktualizacją, bez szkody dla materiału źródłowego. Który był, uprzejmie przypominam, reklamą zabawek dla chłopców z lat osiemdziesiątych XX wieku. Netflix pojawia się w tekstach Klubu Jagiellońskiego dosyć często, aż dziwi, że tyle miejsca nie zajmuje tam Disney, który przecież też doprowadza prawicowców do białej gorączki. Wokół animowanego Wiedźmina Mateusz Perowski pisze o modzie na polskość, z której nie umiemy skorzystać. Mamy tu do czynienia z ciekawym zwrotem akcji, bo Mateusz chwali Netflixa za dobre wykorzystanie uniwersum Sapkowskiego i współpracę z samym autorem. Obrywa się za to CD Projektowi. To kolejny przykład na potwierdzenie pewnego smutnego faktu. Polskie firmy wolą udawać zachodnie korporacje, chcąc uniknąć skojarzeń z ojczyzną, z kolei agencje marketingowe zagranicznych korporacji skrzętnie wykorzystują modę na polskość, oklejając się na biało-czerwono. Wiedźmin stał się prawdziwy dobrem narodowym dopiero wtedy, gdy wielki Zachód dał nam do zrozumienia, że nie mamy się czego wstydzić. No nie wiem Mateusz, może jestem stary i mój głos znaczy tyle, co wybuchy w odleglych galaktykach, ale pamiętam doskonale, że książki Sapkowskiego były od zawsze popularne i szanowane. Co do mody na polskość, to kolejny strzał kulą w płot, bo tak, jak popularność Władcy Pierścieni nie była przyczynkiem do mody na brytyjskość, tak Wiedźmin i jego sukces z polskością zbyt wiele wspólnego nie mają. W zglobalizowanym świecie ikony popkultury są równie globalne, a kraj ich pochodzenia – o ile nie jest podkreślony w samej rożsamości postaci – nie ma żadnego znaczenia. Uprzedzając mniej zorientowane głosy, Wiedźmin nie jest ani polski, ani słowiański, to ostatnie to pokłosie gry produkcji CD Projekt Red, z którą to grą ma zresztą problem Perowski. A skoro już padł tytuł dzieła Tolkiena, to warto odesłać do podcastów Klubu Jagiellońskiego, w których autor fantasy jest wzorem chrześcijańskiego podejścia do mitów i kultury. Polecam całość, ale na zachętę naprawdę mocarny cytat, po raz kolejny zdradzający, że w Klubie Jagiellońskim chrześcijaństwo przegrywa z polską wersją katolicyzmu: chodzi o Golluma i naukę miłosierdzia. Kiedy słuchamy jak Jan Paweł II, a zwłaszcza Franciszek, mówią o miłosierdziu, to mamy takie skojarzenie, że tam jest za dużo tego miłosierdzia we współczesnym, ONZ-owskim wydaniu. Gollum jest integralnie obrzydliwy – pod względem estetycznym, żyje w kłamstwie, jest obrzydliwy pod względem moralnym – jest po prostu zły. Jest zaprzeczeniem triady prawda-dobro-piękno. Mimo tego wzbudza w nas potrzebę zlitowania się nad nim – to Konstanty Pilawa, który pisze doktorat z filozofii politycznej oświeconego sarmatyzmu. Konciu, mam do ciebie jedno słowo: BRUH.

Z Klubem Jagiellońskim można śmieszkować długo – nie wspomniałem np. o podcaście Czy młody katolik może być dziś doomerem, albo tekście o tym, że disco polo to muzyka psychodeliczna – ale to trochę śmiech przez łzy. Biorąc pod uwagę absolutne przechylenie polskiej opinii publicznej na prawo, poglądy tam prezentowane sytuują się i tak po stronie konserwatyzmu z ludzką twarzą (z lekko faszystowskimi wyskokami, ale hej – prawicowość zobowiązuje!). Niewykluczone, że autorów tych zmóżdżonych krytyk naszej zgniłej moralnie współczesności zobaczymy kiedyś w rządzie Hołowni, czy w Koalicji Obywatelskiej. I choćby z tego powodu warto zaglądać, co tam w głowach młodych katolików piszczy. Czasem rechoczemy do rozpuku, czasami zgrzytamy zębami, porażeni terrorem antychrześcijańskiej, mocarzowej moralności. Ot, kolejny dzień z życia w Polsce!

WIĘCEJ