Z wielu bardzo szkodliwych zjawisk, do których mamy słabość, piłka nożna to prawdziwe kuriozum. I nie zrozumcie mnie źle, etyczna konsumpcja w warunkach późnego kapitalizmu to mrzonka, choć oczywiście nie zwalnia nas to od zadawania pytań i zgłębiania wątpliwości.
Od razu zaznaczę – mój tekst nie ma na celu obrażania pasjonatów i pasjonatek piłki, sam mam sporo pasji, które można z powodzeniem uznać za przypałowe. Jak mawiają anglosasi, whatever float your boat – jeśli lubisz, jak 22 niezbyt lotnych facetów gania za świńskim pęcherzem, by po półtorej godziny wynik był taki sam, jak na początku meczu, twoja wola. Natomiast biznesowa, infrastrukturalna i społeczna otoczki piłki nożnej to osobna rzecz, która niestety rozlewa się na inne dziedziny życia. Dlaczego akurat pisać o tym teraz? Bo rozgrywki piłkarskie na najróżniejszych szczeblach dalej trwają, mimo pandemii – co więcej, sporo ognisk koronawirusa znajdowało się właśnie na stadionach i szatniach piłkarskich. W czasie, kiedy wiele branż zmaga się ze skutkami zamknięcia, sport zawodowy po raz kolejny cieszy się niezasłużonym immunitetem.
Zacznijmy od krwawych pieniędzy. Od arabskich szejków, po rosyjskich oligarchów, kluby piłkarskie zasila naprawdę brudna moneta, do tego w potężnych ilościach. Kapitalizm nie potrzebuje demokracji, co widać właśnie po klubach piłkarskich, w których władzach zasiadają zakapiory i watażkowie z krajów, z którymi zachodni świat czasami nie utrzymuje nawet stosunków dyplomatycznych. Gdzie tu szkoda, zapyta ktoś wyjątkowo cyniczny.
Otóż kluby piłkarskie to idealny pomysł na pranie pieniędzy i pomnażanie kapitału, który później może służyć za opresyjny fundusz gnębienia obywateli. Szejkowie z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy Kataru kręcą się koło futbolu od dawna, szczególnie tego angielskiego. Nie trzeba dodawać, że w tych krajach prawa człowieka są łamane na wszystkie sposoby, a demokracja to zwykła mrzonka.
W Katarze na porządku dziennym jest niewolnictwo dzieci, a Arabia Saudyjska ma na koncie m.in. zabójstwo dziennikarza Jamala Khashoggiego w ambasadzie w Stambule. O prawach kobiet nawet nie zaczynajmy – dość powiedzieć, że dopiero w 2018 Arabia Saudyjska dopuściła je za kółko. Szejkowie wykorzystują futbol – zresztą nie tylko, bo ostatnio weszli mocno także we wrestling – by łagodzić wizerunek i legitymizować swoje miejsce w zachodnim świecie. Zarobek to miły dodatek, zresztą nie tak pewny jak to, że na stadionach będą mogli jak równi z równymi witać się z politykami z demokratycznych krajów. Zakładając, że cyniczna osoba przytoczona wcześniej znowu zada pytanie: ale co mnie to obchodzi, ja lubię jak kopią piłeczkę, to warto odpowiedzieć: na tym traci również sam futbol. Pojawianie się szejków z torbą pieniędzy często destabilizuje ligi i prowadzi do wykwitów takich, jak historia Manchester City.
Piłka nożna to korupcja, szczególnie na najwyższym szczeblu. FIFA i UEFA mają na koncie tyle afer, że ciężko je zliczyć. Ilość skazanych i oskarżonych oficjeli obu organizacji idzie w setki. Kiedy ludzie zastanawiali się, dlaczego łamiąca wszelkie prawa człowieka Rosja może organizować Mistrzostwa Świata, odpowiedź była prosta: korupcja. Podobnie było z Katarem, państwem, które jest nie tylko czarną plamą praw człowieka, ale i krajem bez żadnych tradycji futbolowych. Tu również rolę zagrały łapówki i przekręty. A na tym wszystkim ponownie traci futbol, źle zarządzany przez swoje centralne organizacje, w strukturach których zasiadają skorumpowane zakapiory, nasiąkające potężnymi pieniędzmi z łapówek i absurdalnych kontraktów reklamowych. Korupcja nie jest przestępstwem bez ofiar – pieniądze wydane na łapówki, to pieniądze niewydane na bardziej palące potrzeby.
Pieniądze w piłce nożnej to w ogóle temat patologiczny. W krajach mniej rozwiniętych, jak np. w Polsce, na kulturę wydaje się ułamek tego, co na piłkę, która powinna bronić się sama, jako produkt od początku do końca komercyjny. Spójrzmy na bilans Euro w naszym kraju – owszem, zyskaliśmy kilka dróg więcej (coraz bardziej pogłębiając upiorną samochodozę naszego kraju), ale i takie porażki, jak potężny stadion we Wrocławiu, wybudowany za miliard kiepsko wydanych złotych. Zresztą sam Śląsk Wrocław to nowotwór narosły na budżecie miasta od lat – wyciągający pieniądze, które można by wydać na szereg palących potrzeb, czy to infrastrukturalnych, czy społecznych. Inwestycje na Euro najlepiej podsumowuje kawalkada spraw o korupcję i niegospodarność, bo właśnie tak działa piłka nożna – to magnes na nieuczciwe praktyki i cwaniaczków, którzy korzystają ze społecznej naiwności wobec sportu zawodowego.
Piłkarskie gwiazdy, astronomicznie opłacane na współczesnym targu niewolników, rzadko kiedy płacą podatki, rzadko kiedy też dorastają do roli autorytetów, które chce się z nich robić. Ilość piłkarzy ze sprawami o gwałty i przemoc domową jest wprost zatrważająca, a w kontekście totalnego sprzedawania swojego wizerunku (zareklamują wszystko, byle hajs by się zgadzał), ich pozycja jako wzorca dla dzieci wręcz szokuje.
Być może narażę się na zarzuty o demagogię, ale naprawdę, zróbmy wszystko, by bohaterami dzieci zostawali ludzie wyedukowani, etyczni i o przydatnych rolach społecznych. Nie zaś sprzedawczyki o niskiej inteligencji, których jedynym osiągnięciem jest fizyczny wysiłek ponad siły zwykłego człowieka (o dopingu w sporcie też powinniśmy porozmawiać), do tego w dobie kryzysu zarabiających fortunę co minutę. Styl życia prezentowany przez gwiazdy futbolu – odrażające rozpasanie i paskudny luksus – kompletnie nie przystaje do rozpadającej się na naszych oczach, późnokapitalistycznej rzeczywistości, wytrzepanej przez pandemię i nękanej coraz większym rozwarstwieniem społecznym.
Na koniec tej niewystarczającej litanii zarzutów wobec futbolu (uwierzcie, to tylko początek listy, nie pisałem np. o negatywnym wpływie kultury futbolowej na środowisko, betonowaniu patriarchatu i postaw nacjonalistycznych,, a takowe zjawiska zachodzą dość mocno) dodam jeszcze przewinienie mniejszego kalibru, które akurat jest mi bliskie. Gry wideo. Piłka nożna – a w zasadzie konkretny tytuł, FIFA od EA – zepsuła modele biznesowe innych gier wideo. Przez to, że fani i fanki futbolu mają naprawdę niskie standardy etyczne (po przeczytaniu tych rzeczy powyżej powinno to być jasne, bo są to rzeczy tolerowane i uznawane za naturalną część piłkarskiego biznesu), FIFA sprzedaje się jak świeże bułeczki, mimo skandalicznych praktyk zarówno deweloperów, jak i wydawcy. To od wielu lat ta sama gra, sprzedawana co roku w tej samej, wysokiej cenie. Dochodzi kontekst Ultimate Team – trybu gry, który jest de facto kasynem dla dzieci. Powstało już wiele reportaży o berbeciach, które wydawały tysiące funtów czy dolarów na paczki z piłkarzami do Ultimate Team. Sprawą zaczęły się zresztą interesować rządy i parlamenty wielu krajów – hazard w grze, która jest rzekomo właściwa od 3 roku życia, to prawdziwy skandal. Jak to się ma do reszty rynku gier? Wydawcy widząc, na ile mogą sobie pozwolić, przenoszą szkodliwe praktyki z gier sportowych (problem nie dotyczy tylko FIFY; zresztą cały tekst dedykuję fanom i fankom różnych sportów zawodowych, bo podobne problemy są wszędzie) na inne gry. Tak wkradł się hazard w postaci loot boxów (paczki z losowymi rzeczami do gry, kupowane za realne pieniądze), tak rozlało się lenistwo w wydawaniu tych samych tytułów ze zmienioną okładką, wreszcie – to gry sportowe są pierwszymi testującymi wyższe ceny w tytułach na nadchodzącą generację konsol.
Czy to oznacza, że trzeba czuć się winnym w trakcie oglądania meczu piłki nożnej? Oczywiście, że nie. Późny kapitalizm to piekło usłane pułapkami i naprawdę poza mieszkaniem w lesie nigdy nie można się przed nimi uchronić. Ale warto czasem przyjrzeć się mechanizmom, które rządzą naszymi rozrywkami. Piłka nożna to jaskrawy przykład, ale podobny tekst można napisać choćby o branży filmowej, czy branży gier, jadącej na wyzysku pracowników i pracowniczek (o czym zresztą pisaliśmy na Poptown kilka razy). Sport zawodowy jest o tyle problematyczny, że pod płaszczykiem zdrowia i odruchów społecznych (identyfikowanie się z drużyną, narodową lub lokalną) przemyca wiele bardzo szkodliwych zjawisk i praktyk. Dlatego tak ważne jest przeniesienie funduszy i akcentów ze sportu zawodowego na sport masowy, dla ludzi, nie dla krwawych szejków i skorumpowanych urzędników. Wtedy objawi się to mityczne zdrowie z powiedzenia o sporcie. Krytyczny dystans do rzeczywistości to nie tylko mechanizm ochronny dla nas – nie warto przesadnie inwestować emocjonalnie w zgniłe rzeczy, bo łatwo się potem zawieść – ale przede wszystkim dla świata. Zmierzamy do katastrof: klimatycznej, społecznej, być może także ekonomicznej, czy naprawdę warto poświęcać planetę dla Cristiano Ronaldo czy innego dzbana?