Lekarze go nienawidzą! Znalazł jeden prosty sposób, aby przetrwać czternaście godzin festiwalu bez nielegalnego wspomagania [ZOBACZ JAK]
Ten i inne wstrząsające sekrety zdradza nam Wojtek Karwot – mały wzrostem, ale wielki duchem miłośnik muzyki elektronicznej. Swój pierwszy MAYDAY* zaliczył w 2000 roku, gdy większość z nas zastanawiała się czy o 19:00 poleci Tabaluga, czy znowu ten zjebany Listonosz Pat. On wtedy szykował najlepsze imprezowe ciuchy na melanż w katowickim Spodku…
Powróćmy jednak szybko do 2020 roku. Wojtek przychodzi na wywiad wystrojony w koszulkę ubiegłorocznej edycji festiwalu, dzierżąc pokaźnych rozmiarów pudełko, w którym jak zapowiada, kryje się 20 lat historii.
Po otwarciu tej puszki WiksoPandory, naszym oczom ukazuje się mrowie biletów i opasek w oczojebnych kolorach, festiwalowe kupony na piwo, maydayowe stopery do uszu, okulary przeciwsłoneczne i wiele innych ciekawych przedmiotów. Mamy przed sobą swoiste archiwum jednego z największych festiwali muzyki elektronicznej w Polsce. Zaczynamy je przeglądać. Tym, co od razu wpada nam w ręce jest bilet z pierwszej edycji imprezy, która odbyła się 10. Listopada 2000 roku…


Jak było?
Wspaniale. Wtedy wszystko się zaczęło. Mimo że wracałem na Mayday jeszcze 15 razy, przyjeżdżali coraz więksi artyści, w Spodku montowali coraz lepsze nagłośnienie i oświetlenie, dla mnie ta pierwsza edycja wciąż jest najważniejsza, przez tę swoją dziewiczość – wszystko było dla mnie nowe. Zobaczyłem na żywo swoich idoli, poczułem w kościach prawdziwą moc muzyki elektronicznej… Od tego czasu darzyłem ją jeszcze większym uczuciem.
Pochodzę z Rudy Śląskiej, więc na festiwal miałem rzut beretem. Dosłownie mogłem wsiąść w autobus pod blokiem, wysiąść pod Spodkiem i tak samo wrócić, wielu moich znajomych się wybierało, ale mimo to nie planowałem uczestnictwa…
Dlaczego, skoro miałeś idealne warunki?
Myślałem, że pokonały mnie pieniądze. 59 zł za bilet dla 19 latka to było naprawdę sporo, dlatego odpuściłem. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął. Pamiętam to jak dziś… W dniu festiwalu moja mama wróciła ze sklepu z gazetą. Wyczytałem w niej, że jest konkurs telefoniczny, w którym można dostać bilety na Mayday. Zadzwoniłem i w samo południe wygrałem bilet!
Można więc powiedzieć, że za pierwszym razem znalazłem się tam przypadkiem. Każdą kolejną edycję planowałem znacznie wcześniej. Wracałem co roku z małymi przerwami, kiedy celowo omijałem festiwal – raz w lineupie było zbyt dużo trance’owych artystów, raz wybrałem dziewczynę zamiast Maydaya, ale i tak w sumie bawiłem się do tej pory na 15 edycjach.
Za każdym razem, kiedy dwudziestolatkowie zadają to słynne pytanie “który to Twój Mayday?”, nigdy nie wiem co odpowiedzieć. Czy prawdę i pochwalić się, że już piętnasty, czy raczej skłamać, żeby nie obliczyli sobie ile mam lat…


Prawdziwy weteran!
Teraz bycie na Maydayu jest dla mnie jak jazda samochodem – wszystko znam na pamięć, wiem gdzie iść i co robić, żeby spędzić tę noc jak najlepiej. Od jakiegoś czasu jeżdżę na festiwal sam i uważam, że to najwygodniejsze rozwiązanie. Jechanie z ekipą jest spoko, ale szybkie znalezienie się na festiwalu zawsze graniczy z cudem. Głuche telefony, umawianie się w miejscu, którego pozostali nie mogą znaleźć, gonienie się w kółko – można na tym stracić całe godziny i zmarnować pół imprezy. Wolę działać w pojedynkę. Pod sceną zawsze znajdę jakichś starych znajomych, albo ludzi, którzy za chwilę nimi się staną.
Muzyka elektroniczna i klimat panujący na wydarzeniach z nią związanych ma to do siebie, że łączy ludzi w nieformalne rodziny. Należysz do jakiegoś maydayowego klanu, który utrzymuje ze sobą kontakt też pomiędzy festiwalami?
Wiadomo. Wielu ludzi, którzy poznali się na Mayday stali się rodziną nawet formalnie – są po ślubie i mają dzieci. Ja bardziej kumpluję się z DJami. Jednym z moich ziomków za deckami jest DJ JACO, który występował już na pierwszym Maydayu w 2000 roku. Podczas zeszłej edycji, w 2019 roku, sprezentował mi opaskę przyjaciela artysty, która uprawnia do włażenia dosłownie wszędzie! Byłem na scenie w trakcie kulminacyjnego momentu imprezy, czyli Friends of Mayday – to mega show wizualno-pirotechniczny z najważniejszymi hymnami festiwalu. Było pięknie!
Na samego vipa zdarzyło mi się wchodzić już wcześniej – pierwszy raz w wieku 22 lat, kiedy dostałem opaskę od mojego idola K-Paula, który mnie kojarzył, bo pojawiałem się na jego występach w klubie Piramida w Chorzowie, gdzie kiedyś często grywał z Lexym.
Nie da się ukryć, wyróżniasz się z tłumu. To wada, czy zaleta na Maydayu?
Różnie. Najczęściej ludzie reagują na mnie bardzo dobrze. Chcą przybijać piątki, żółwiki, cieszą się moją obecnością, są w pozytywnym szoku. Czasami ktoś puści jakiś chamski żart, bo chce się dowartościować, jednak jestem już za stary na to, żeby się tym przejmować. Ogólnie Mayday jest bardzo przyjazną i bezpieczną przestrzenią, a strefa Vip to już totalnie. Kiedy spotka się tam przyjaciół, to z samego festiwalu niewiele zostaje. Można się łatwo zasiedzieć. Ludzie gadają i gadają jak najęci, wiadomo po czym… Ja już z tym tematem skończyłem.


To skoro się nie wspomagasz, w jaki sposób wytrzymujesz na nogach przez 14 godzin całkiem mocnej jazdy?
W ostatnich latach byłem parę razy na Ibizie. Pierwsze wypady były bardzo niegrzeczne, ale podczas ostatniego był już czas mojego detoxu – stałem się abstynentem. Zawsze zastanawiało mnie jedno – dlaczego na Ibizie, we Włoszech, Hiszpanii i innych miejscach, gdzie panują upały, okoliczni mieszkańcy się nie pocą. Okazuje się, że rozwiązaniem tego problemu jest gorąca kawa. Człowiek najbardziej poci się, jak wlewa w siebie zimną wodę. Ciało zaczyna się wzburzać i wydzielać wodę jeszcze bardziej. Za to jak wypijesz espresso, organizm dostaje ciecz w takiej temperaturze, jaka jest na zewnątrz i czujesz się rewelacyjnie. Więc zacząłem pić te kawki, stosowałem je także jako pobudzenie przed imprezą – wypijałem dwa espresso i balowałem całą noc do rana, nie potrzebując niczego więcej.
Nieźle…
I tak samo zrobiłem na Maydayu. W Spodku jest hotel. Od jakiegoś czasu wynajmuję tam sobie pokój na czas festiwalu, bo od 6 lat mieszkam w Warszawie, a nie chcę niepokoić rodziców późnym i dziwnym powrotem do domu. Kupiłem mały ekspres do kawy na kapsułki, zabrałem ze sobą do Katowic, postawiłem go w tym pokoiku i co jakiś czas po prostu schodziłem z parkietu, robiłem sobie kawę i wracałem do gry.
Zaskoczyłeś nas.
Polecam ten sposób, jest bardzo skuteczny!
Na koniec – jako weteran Maydaya, jaką masz złotą rady dla tych, którzy pojadą po raz pierwszy?
Dobrze się bawić!
21. edycja Mayday Poland pod hasłem „Past:Present:Future” odbędzie się 10 listopada 2020 roku. Więcej informacji na temat festiwalu znajdziecie tutaj. Bilety są dostępne z kolei tutaj:
