Najbogatszy człowiek świata niedawno stał się głównym udziałowcem akcji Twittera i postanowił walczyć o wolność słowa. To nie może się dobrze skończyć.
Rosjanie niewiele wiedzą o wojnie w Ukrainie, ponieważ Putin zablokował ich dostęp do prawdy, zastępując ją kłamstwami i propagandą. Wiele lat temu eksperci zakładali, że internet stworzy nową erę demokracji, gwarantując każdemu dostęp do prawdy. Nic bardziej mylnego. Dyktatorzy tacy jak Putin i demagogowie tacy jak Trump obnażyli naiwność tego założenia. Stany Zjednoczone ostatecznie zareagowały na kłamstwa Trumpa, słusznie zabierając mu dostęp do Twittera, gdzie miał 88 mln obserwujących, a jego posty częściowo doprowadziły do ataku na Kapitol. Od tego czasu konta Trumpa w innych mediach społecznościowych również zostały zawieszone, należą do nich Facebook, YouTube, Instagram, Snapchat, Twitch i TikTok. Kroki te były konieczne dla ochrony amerykańskiej demokracji. Niestety, tego przekonania nie podziela Elon Musk, który kilkukrotnie już bronił Trumpa i pisał na Twitterze, że amerykańskie giganty technologiczne nie powinny działać de facto w roli arbitra wolności słowa. 14 marca Elon kupił 9,2 proc. akcji Twittera, co uczyniło go największym udziałowcem w firmie, a tuż po ogłoszeniu tej informacji w kwietniu wycena firmy wzrosła o 28 proc. Musk uwielbia Twittera, to jego ulubione medium, dające możliwość bezpośredniej komunikacji z fanami. To tam Musk okazjonalnie trolluje i częściej ogłasza kolejne biznesowe plany i posunięcia. Na początku tego roku, po tym jak ukraiński urzędnik rządowy poprosił Muska za pośrednictwem Twittera o pomoc w rozwiązaniu problemów z łącznością w kraju, Musk wysłał dziesiątki satelit SpaceX i Starlink, które zapewniły Ukraińcom dostęp do internetu. Niedługo potem zatweetował, że niektóre państwa (nie Ukraina) poprosiły satelity Starlink o blokowanie rosyjskich źródeł wiadomości. Obrona przed siłami Rosji nie ogranicza się przecież tylko do walk zbrojnych, ogromną i niezwykle ważną jej częścią jest przeciwdziałanie rosyjskim trollom i kremlowskiej propagandzie, która różnymi kanałami stara się do nas przebić. Tak więc Twitter zaczął oznaczać konta powiązane z rosyjskim rządem, a Facebook zablokował kilka rosyjskich placówek działających w Europie. Musk powiedział jednak, że nie pójdzie w ich ślady. Nie zrobię tego, chyba że z bronią przy skroni – napisał. Przepraszam za bycie absolutystą wolności słowa. Elon opowiada się za wolnością słowa, ale w gruncie rzeczy chodzi mu o władzę.
Musk jest wystarczająco bogaty, by kierować miejscami, na których punkcie ma obsesję – czy to port kosmiczny w południowym Teksasie, czy jedna z najważniejszych platform mediów społecznościowych na świecie. Nie przedstawił jeszcze żadnego wyjaśnienia zakupu udziałów Twittera poza tajemniczym tweetem o, hej, lol, wkrótce po tym, jak informacja o zakupie trafiła do mediów, ale nietrudno domyślać się, że posunięcie to wiąże się z jego postawą w kwestii wolności słowa. Mówi, że chodzi o dobro społeczeństwa, ale ostatecznie ceni sobie kontrolę nad rzeczami, na których mu najbardziej zależy. Kilka tygodni później Musk opublikował ankietę na Twitterze, prosząc ludzi o rozważenie polityki platformy odnośnie do wolności słowa. Co powinno zostać zrobione? – zapytał 80 mln swoich obserwujących. Czy potrzebna jest nowa platforma?
Musk od dawna opowiada się za libertariańską wizją niekontrolowanego Internetu. Ta wizja to niebezpieczne bzdury. Coś takiego nie istnieje i to się nie zmieni, ktoś musi decydować o algorytmach na każdej platformie – jak są zaprojektowane, jak ewoluują, co ujawniają i co ukrywają. Musk ma wystarczająco dużo władzy i pieniędzy, by po cichu zapewnić sobie taką kontrolę, nigdy nie wierzył, że władza wiąże się z odpowiedzialnością. Nie przejmuje się, gdy jego tweety są źródłem prawdziwego cierpienia, nie raz groził też dziennikarzom i tweetował bardzo lekkomyślnie. W marcu 2020 roku napisał na Twitterze, że dzieci są zasadniczo odporne na COVID. Forsował kupno kryptowalut, w które sam zainwestował, a kiedy student założył konto na Twitterze, by śledzić jego prywatny samolot, Musk najpierw próbował go przekupić, a później go zablokował. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd Stanów Zjednoczonych upomniała Muska po tym, jak zatweetował, że ma fundusze, by sprawić, że Tesla będzie prywatną firmą, co jest wyraźnym naruszeniem amerykańskiego prawa. Zapłacił grzywnę i zgodził się pozwolić prawnikom na sprawdzanie przyszłych tweetów, ale próbował też już odwrócić ten wymóg. Wolność słowa powszechnie rozumiana jest jako wolny handel ideami, chodzi o dyskurs, a nie tylko o prawo do mówienia, dlatego w mediach społecznościowych problemem nie jest cenzura, a algorytmiczna ingerencja w to, kto słyszy jaką mowę. Personalizowane algorytmami feedy bezpośrednio podkopują wolną i uczciwą wymianę poglądów. Algorytmy kanałów informacyjnych podają dalej treści w zależności od zaangażowania użytkowników, ponieważ zaangażowanie skupia uwagę użytkowników na reklamach i daje większą możliwość gromadzenia danych. To wyjaśnia, dlaczego niektórzy użytkownicy mają dużą publiczność, podczas gdy inni z podobnymi pomysłami są ledwo zauważani. Ci, którzy rozmawiają z algorytmem, osiągają najszerszy obieg swoich pomysłów. Jest to podobne do inżynierii społecznej na dużą skalę. Biorąc to wszystko pod uwagę sposób w jaki funkcjonują algorytmy Facebooka czy Twittera pozostaje nieprzejrzysty.
Miliarderzy pokroju Muska wielokrotnie pokazywali, że widzą się ponad prawem. I w dużej mierze nad nim stoją. Elon ma wystarczająco dużo pieniędzy i zasobów, by kary prawne nie robiły na nim wrażenia, teraz ma też wystarczająco dużo władzy, by kontrolować jeden z najważniejszych sposobów, w jaki społeczeństwo otrzymuje wiadomości. Musk mówi, że chce uwolnić internet. Ale to, na czym mu naprawdę zależy, to jeszcze bardziej ułatwić sobie unikanie odpowiedzialności. Często niemożliwe jest wykrycie, kto podejmuje decyzje o tym, jak wyglądają algorytmy odpowiedzialne za ogromne platformy mediów społecznościowych. Nie ma jednej osoby, która odpowiedzialna jest za wypełnianie mediów społecznościowych kłamstwami, nie wiemy, kto zatruwa nasze umysły szurskimi teoriami i propagandą oraz kto decyduje, które wersje wydarzeń stają się viralowe, podczas gdy inne pozostają w ukryciu. Dlatego nie mam wątpliwości co do tego, że Muskowi nie chodzi o wolność, a o władzę. W jego wizji byłby tym, który pociąga za sznurki, wyświetlając na ekranie całego świata fałszywy obraz nowej, wspaniałej rzeczywistości, w której on jest głównym graczem. Tak naprawdę świat ten byłby zdominowany przez najbogatszych i najpotężniejszych ludzi, którzy byliby bezkarni i nie odpowiadaliby przed nikim za fakty, prawdę, naukę czy dobro wspólne. To marzenie nie tylko Muska, ale i Trumpa i Putina. To marzenie każdego dyktatora, demagoga i współczesnego barona złodziei, którzy okradają Ziemię z zasobów naturalnych i wyzyskują innych. Dla nas byłby to nowy rodzaj koszmaru.