Jak co piątek rzucamy wam Inbówkę, czyli przegląd afer i aferek przetaczających się po polskiej rzeczywistości, głównie tej internetowej. W tym tygodniu tradycyjna inba w najbardziej egzotycznym zakątku rodzimej lewicy, szokujący rozdział ministerialnych dotacji i harce po śmierci Krzysztofa Krawczyka.  

 

Wczoraj dzięki trybunałowi Juliii Przyłębskiej de facto straciliśmy Rzecznika Praw Obywatelskich, a trzecia fala pandemii sunie śmiało, nękana niezbyt skutecznie i leciutko przez chaotyczny system szczepień i randomowe obostrzenia. Taka polska wiosna nie dziwi, w końcu przyzwyczailiśmy się do tego, że mieszkamy w kraju okupowanym przez cyrkową trupę spod znaku katolicko-nacjonalistycznego młota pneumatycznego. Recept na naprawę rzeczywistości nie brakuje i jest pewien szczególny szczep polskiej lewicy, który serwuje je maczetą. Mowa oczywiście o tzw. alt-lewicy, czyli m.in. trójcy tworzonej przez Magdalenę i Remigiusza Okrasków, oraz Rafała Wosia. Ten ostatni, znany ze znakomitego dziennikarstwa ekonomicznego i dość osobliwego podejścia do polskiego rapu, stracił pozycję publicysty Tygodnika Powszechnego. Sam pożegnał się w neutralnym tonie, przypominając, poniekąd zasłużony, zbiór nagród dziennikarskich podsumowujący pracę w czasopiśmie. W zupełnie inne dzwony uderzył Remigiusz Okraska, z włócznią radykalizmu zaostrzoną bardziej niż zazwyczaj. Poza formalnie mocno wysłużonym rzezaniem liberalnych elit podsunął dość mocną radę koledze po piórze: Rafałowi doradzałbym serio to, co mu wielokrotnie radzili złośliwie liberalni krytycy: współpracę z mediami prawicy. Warto siekać liberałów tam, gdzie jest to możliwe, ale i tam, gdzie jest na to publika sensowniejsza niż liberalno-wyzyskowi ściemniacze nawróceni nagle, na pokaz i płytko na frazesową prospołeczność. I warto ich siekać nie tylko prospołeczną teorią, ale także personalno-środowiskowym konkretem, bo droga Polski do wyzwolenia społecznego musi wieść po wizerunkowych trupach członków i członkiń liberalnej oligarchii i kolaborującego z nią postępowego komentariatu. Jebać liberałów słownymi maczetami, oto jedyna droga do wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej i w Polsce. A PiS niech ich jebie maczetami decyzyjno-politycznymi. Jak wszyscy wiemy, polską rzeczywistość najskuteczniej zmieniać przez prawicowe gadzinówki, między antysemickim bełkotem Sakiewicza a teoriami spiskowymi o trotylu na pokładzie Tupolewa w Gazecie Polskiej. Okraskowie mieli w ogóle niezły tydzień, bo odwiedzili Grzegorza Sroczyńskiego w TOK FM

Padło tu wiele dzikich stwierdzeń, m.in. sugestia Magdaleny Okraski, że PiS zrobił dla kobiet najwięcej ze wszystkich rządów, co, nie da się ukryć, jest opinią. Dałbym jej tę samą kategorię co stwierdzenie, że kościół katolicki to najbardziej przyjazna dzieciom instytucja w kraju. Nic dziwnego, że komentariat zareagował ostro, czasem przesadnie. Samego siebie przeszedł Paweł Sito (wcześniej Trójka, obecnie Radiospacja), który zachował się z elegancją godną boomera i wysłał dziennikarce paskudną wiadomość. Można różnić się poglądami, można dyskutować ostro, ba, nawet toczenie beki jest dozwolone w arsenale komentariatu. Sito wybrał inną drogę, nękania i wyzwisk, a o sprawie poinformował Codziennik Feministyczny.

Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu (serio, nie ma bardziej nienawistnej nazwy w inwentarzu instytucji rządowych, dostaję torsji za każdym razem, jak ją widzę) jak co roku zbiera słuszne cięgi za rozdział dotacji. Bez dofinansowania zostały m.in. Festiwal Up To Date w Białymstoku, Unsound, Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie, Stacja Literatura i szereg innych festiwali literackich, poznańska Malta i multum inicjatyw, małych i dużych, w metropoliach i na prowincji. Za to na wsparcie może liczyć np. inscenizacja Fredry w reżyserii męża posłanki PiS i kampania społeczna „Mówiąc książkami” katolickiej Fundacji Odzyskaj Nadzieję, która reklamuje się obrazem Jezusa na chmurce. Pominięte i, co tu dużo mówić, ukarane środowiska nie szczędziły cierpkich słów pod adresem ministerstwa. Świat kultury nigdy nie miał w Polsce łatwo w kontaktach z władzą centralną, ale pisowska demolka przejdzie do historii jako jedna z najgorszych.

Nad trumną Krzysztofa Krawczyka trudno o ciszę, bynajmniej nie dlatego, że wydobywają się z niej niebiańskie nuty, zsyłane przez wokalistę na umęczony kraj. Zaczęło się od wywiadu Mariana Lichtmana dla portalu Pomponik (hm), w którym wyraził żal, że Ewa Krawczyk nie poinformowała go o śmierci męża. Wdowa po wokaliście w odwecie miała wyrzucić legendarnego muzyka i Trubadura z pogrzebu. W facebookowym wpisie odniósł się do tego menadżer Krawczyka, Andrzej Kosmala (pisownia oryginalna): Nie chcę zakłócać ciszy pogrzebowej, ale Marian Lichtman dobrze wie dlaczego żona na pogrzebie mu powiedziała: zjeżdżaj, robisz wszystko by zarobić na śmierci mego męża. Od kilku miesięcy z naciskiem na ostatnie dni wydzwania po redakcjach z ofertą wywiadów.Na pogrzebie rozpychał się by kamera i aparaty fotograficzne jego ujmowały. W ten sposób leczy swoje kompleksy. Jest w zmowie z tzw.freelancerem Sylwią Gałecką,która roznosi po gazetach zmyślone rewelacje o Krzysztofie Krawczyku,jego żonie i synu. Nie lansujcie się poprzez deptanie grobu Wielkiego Artysty! Apeluję do redaktorów naczelnych by nie przyjmować artykułów od Sylwi Gałeckiej! Dobrze, że nie ma zaświatów, bo legenda, jaką niewątpliwie był Krawczyk, nieźle by się wpieniła na takie harce wokół jego trumny.    

WIĘCEJ