Polska znowu w czymś przoduje. I nie, oczywiście, że nie w piłce nożnej.
Ten felieton mógłby być o poniedziałkowym blamażu Polaków w meczu ze Słowacją. Ale czy jestem w stanie napisać cokolwiek, co nie zostało jeszcze napisane? Gruz mogą oglądać w dowolnej części Warszawy podziwiając, jak deweloperzy rozbierają stare budynku, by postawić tam biurowiec lub apartamentowiec, którego twarzą będzie jeden z chłoptasiów w polskiej reprze. Koniec.
Warto jednak wrócić do incydentu z soboty – przypominać jego wagę oraz dyskutować na temat wszystkiego, co w jego konsekwencji miało miejsce w mediach. Mówię oczywiście o tragicznej sytuacji dotyczącej Christiana Eriksena. Reprezentant Danii i gracz Interu Mediolan w spotkaniu z Finlandią dostał ataku serca, stracił przytomność i padł na murawę. Kapitan drużyny, Simon Kjær pospieszył na pomoc koledze. Sprawdził, czy język Eriksena nie blokuje dróg oddechowych, zaczął go ustawiać w odpowiedniej pozycji, a sędzia przerwał mecz i wprowadził na boisku służby medyczne. Reprezentanci Danii solidarnie utworzyli ludzką tarczę, która w czasie trwania walki piłkarza o życie dała mu chwilę prywatności, z której ograbić go chciały kamery realizatora. Wiele stacji telewizyjnych, w tym brytyjskie BBC i polskie TVP, przez kilka lub kilkanaście minut pokazywały wszystko – włącznie z ujęciami, które próbowały ukazać reanimację gracza. W życiu nie widziałem czegoś takiego w telewizji. Gęsia skórka, mimo informacji o tym, że Eriksen przeżył i jest przytomny, towarzyszyła mi przez dobre dwie godziny po całym zdarzeniu. Horror potęgowały łzy sportowców, przedstawicieli sztabów i kibiców zgromadzonych na meczu – część z nich (jak bramkarz Duńczyków, Kasper Schmeichel) była przez moment przekonana, że zawodnik zmarł. Schmeichel i Kjær przytomnie pospieszyli także do partnerki Eriksena, która została wpuszczona na boisko – odciągnęli ją od akcji reanimacyjnej i okazywali wsparcie. Wszystkim wymienionym wymienionym osobom, w tym oczywiście obecnym na miejscu medykom, należy się wiele więcej niż brawa i słowa uznania. Zapewne każde z nas nie chciałoby się znaleźć w podobnej sytuacji, ale chciałoby umieć zachować się równie przykładnie i prawidłowo.
Słusznie należy jednak potępiać inne zaangażowane podmioty. UEFĘ za danie piłkarzom, nie będącym raczej w tamtej chwili osobami, które powinny podejmować jakiekolwiek decyzje, wyboru pomiędzy dograniem spotkania niemal natychmiastowo, lub wznowieniem go w południe następnego dnia – mówimy o osobach, które właśnie przeszły przez tragiczne wydarzenia. Należna im pomoc psychologiczna przed powrotem na boisko powinna być rozciągnięta na wiele dni, tygodni albo i miesięcy. Pieniądze od sponsorów jednak wpływają cały czas, więc show musi trwać.
Wiele stacji telewizyjnych także znalazło się pod ostrzałem. Wspomniane BBC potępiano wielokrotnie za obrzydliwy wojeryzm, którego dopuszczały się kamery w tych chwilach. Korzystająca z tej samej transmisji TVP przez wiele minut zachowywała się podobnie. Dopiero po jakimś czasie akcję przeniesiono do warszawskiego studia, gdzie gośćmi Sylwii Dekiert byli Arkadiusz Onyszko, Marek Papszun, Maciej Szczęsny i Adam Kotleszka. I to tam właśnie właśnie padło najgłośniejsze pytanie minionego weekendu. Dziennikarka zapytała zgromadzonych czy “jeżeli potwierdzi się to najgorsze, jak przełoży się to na cały turniej, który będzie owiany żałobą?”. Respondenci słusznie wstrzymali się od komentarza i nie chcieli spekulować.
Internauci, komentatorzy i rozmaite serwisy postanowili posilić się tym pytaniem wspólnie. Dziennikarce zarzucono brak taktu i uśmiercenie piłkarza w momentach, w których walczył o życie oraz skupianie się na rzeczach mało ważnych w momencie, gdy rozgrywa się dramat ważniejszy, niż kopanie piłki. Jakkolwiek bogaci i znani ludzie by jej nie kopali. Osobiście mam mieszane uczucia. Owszem, to pytanie można uznać za nieprofesjonalne i niepotrzebne. I jakkolwiek chciałbym, by wszyscy na antenie oraz pociągający za sznurki wykazali się podobną klasą, co piłkarze i inni zgromadzeni w Kopenhadze, tak się nie stało. Dekiert kontynuowała rozmowę zapewne na życzenie osoby, która zarządzała transmisją zza kulis. Nikt z nas nigdy nie był raczej w podobnej sytuacji, oglądany przez setki tysięcy albo i miliony widzów i relacjonujący tak dramatyczne zdarzenia. Mam więc dużo wyrozumiałości dla prezenterki. Sytuacja była niecodzienna, ale jej wypowiedź niefortunna (co sama później przyznała). Wyrozumiałości nie miały jednak legiony anonimowych i nieanonimowych wypowiadających się internautów – tłum z pochodniami i widłami lubi gromadzić się na fali.
O mentalności tłumu wypowiadać się nie muszę – tak działa i prędko się to nie zmieni. Bardziej zastanawiające jest jednak to, że media, którym w jakiś sposób powinniśmy ufać, eksploatują takie sytuacje do cna. Portale informacyjne i plotkarskie zalały artykuły o “wpadce” albo “braku taktu” dziennikarki. Ciekawe, że należący do, często liberalnej światopoglądowo i starającej się wyznaczać standardy, Agory Plotek.pl lubuje się właśnie we wpadkach, w większości popełnianych przez kobiety. W ten sposób na wysokich miejscach na stronie głównej gazeta.pl pokazują się nagłówki o tym, że jakiejś mniej lub bardziej znanej kobiecie było widać kawałek pupy na czerwonym dywanie – portal uwielbia też oceniać stylizacje w zjadliwy sposób. Czyje? Oczywiście kobiet. Drwiny z nich są na porządku dziennym w tej publikacji. W wypadku newsów o sytuacji, w której brała udział Dekiert wyłączono możliwość komentowania artykułów – przede wszystkim pewnie ze względu na Christiana Eriksena i delikatny temat wypadku, w którym brał udział. Ale na Pudelku hulaj dusza, piekła nie ma (albo jest właśnie tam – w sekcji komentarzy matuzalema polskich plotkarskich portali). Niektórzy komentujący wykazali się trzeźwością umysłu i zaznaczali, że nie należy rozdmuchiwać tego incydentu. Inni jednak wyleźli ze studzienek kanalizacyjnych, by poczęstować internet porządną dawką seksistowskiego szlamu (pisownia oryginalna we wszystkich cytatach):
“Oglądałam niestety ten mecz. Nie chodzi mi o sam mecz a o studio i o wypowiedzi tej Pani. Nieumiejętność poprawnego wymówienia nazwy klubu. Czuję zażenowanie. Studio powinien prowadzić ktoś kto ma trochę oleju w głowie a nie pierwsza lepsza dziewka z ulicy, która myśli że wie co to spalony”.
“Pani Sylwio, to nie jest robota dla Pani, prosze sobie poszukac jakiegos innego zajecia, po co sie osmieszac? Chłopcy patrza”.
“na jej pytanie powiem co by było jakby ona zmarła wielkie nic”
“rozmiar piersi za nią pomyślał”
W Polsce jak zawsze: Kobiety muszą w oczach innych odpowiadać za to, że są kobietami, a płeć dyskwalifikuje je z udzielania się w tematach, w których dominuje patriarchalny beton. Gdyby którykolwiek inny z prowadzących miał pecha prowadzić studio TVP, dajmy na to Maciej Kurzajewski, i powiedział coś podobnego, na pewno nie byłby wyszydzany ze względu na swoją płeć lub wygląd. To nie podważałoby jego kompetencji, padłoby pewnie trochę komentarzy na temat poziomu TVP (btw niechęć do publicznego nadawcy, w wielu wypadkach słuszna, także zrobiła swoje w kwestii nadmuchania całej sprawy) i być może trochę słów w rodzaju “idiota”.
To jednak gdybanie. Dużo łatwiej zasymulować to jednak w wypadku budki komentatorskiej. Którakolwiek kobieta postawiona w miejsce Darka Szpakowskiego zostałaby zmieszana z błotem za choćby odezwanie się. A gdyby robiła co kwadrans podobne gafy, co popularny OG Szpaku? Kazano by ją zwolnić i zastąpić facetem. Szpakowski ma jednak nadal monopol na swój zawód, nawet jeśli opatrzy Wojciecha Szczęsnego numerem szczęsnym (a nie pierwszym), Fernandinha zastąpi Ferdinando, a z braci De Boer uczyni Franka De Bera i Ronalda De Bura, z których większość gra w Barcelonie. To w końcu stary, poczciwy Dareczek, którego statusu nikt nie podważy – zna się na piłce i jest facetem, więc spoko.
Opinia publiczna z traumatycznego i, potencjalnie ważnego w debacie publicznej, zdarzenia uczyniła okazję do walki z TVP oraz powielania seksistowskich stereotypów. I w tym momencie muszę pochwalić reakcję… Krzysztofa Stanowskiego. Mimo niedorzecznego tweetu o tym, że młodzi ludzie umierają też we śnie, założyciel Weszło i Kanału Sportowego zachował się w zaistniałej sytuacji właściwie. Wieczorny, pomeczowy Hejt Park poświęcił w dużej części na pokaz pierwszej pomocy i reanimacji, które zaprezentował w studiu ratownik medyczny. Życie jest kruche, każdego z nas (chociaż nikomu tego nie życzę) może spotkać niespodziewane zatrzymanie krążenia lub oddechu. Dobrze byłoby liczyć na to, że będąca w pobliżu osoba będzie w stanie zachować się jak Simon Kjær. My także w każdej chwili możemy znaleźć się w sytuacji, w której każda sekunda zawahania może zdecydować o czyimś życiu. Wystarczy nauczyć się kilku prostych rzeczy i poświęcić czas na to, a nie uczestniczyć w bezsensownej, seksistowskiej szamotaninie, która nikomu nie przynosi absolutnie nic.