Antyspołeczna służba na Dolnym Śląsku.

Policja to, przynajmniej na gruncie teoretycznym, organizacja dbająca o poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że możemy się do niej zwrócić, kiedy coś pójdzie nie tak, to jedna część tego układu, inną jest poczucie zagrożenia z jej strony, kiedy stajemy przeciwko prawu. Niestety, teoria to jedno, praktyka coś zgoła innego. Nie da się ukryć, że polska policja na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu miesięcy nadszarpnęła społeczne zaufanie wielokrotnie. Nadgorliwość na początku pandemii, haniebne tłumienie Strajku Kobiet i późniejsze ganianie za osobami aktywistycznymi, aktywne wspieranie zbrodni na pograniczu polsko-białoruskim i wiele innych wydarzeń składa się na obraz służby skrajnie upolitycznionej, niekompetentnej, a do tego bardzo łatwo sięgającej po przemoc. Na lokalnych komisariatach otwierają się kolejne wrota piekieł, a trudno o bardziej demonicznych funkcjonariuszy, niż ci z Wrocławia.

Stolica Dolnego Śląska cieszy się opinią miasta otwartego, a nawet – z powodów, które mnie, wieloletniemu mieszkańcowi tego miasta, zupełnie umykają – kulturalnego. Tymczasem Wrocław ma brunatne podbrzusze i równie problematyczną policję. Niedawno Agnes, niebinarna osoba aktywistyczna o osobowości chwiejnej emocjonalnie podtypu granicznego, oskarżyła o gwałt jednego z funkcjonariuszy, na co rzekomo nie reagowała reszta komisariatu, w tym policjantka. Zaczęło się od próby kradzieży w sklepie, na co służby zareagowały nad wyraz brutalnie, ale ostateczny horror dotknął Agnes na komisariacie przy ulicy Traugutta: policjant mówi, że jestem taką walczącą feministką, bo nikt mnie porządnie nie zerżnął. Po czym mnie gwałci. Policja odpowiedziała okrągłym pustosłowiem, zasłaniając się trwającymi czynnościami. Uwierzyłbym w dobrą wolę służb, gdyby nie historia. A ta zupełnie nie działa na korzyść wrocławskiej policji. Igor Stachowiak został zamordowany po torturach przez policjantów na komendzie przy ulicy Trzemeskiej w 2016 roku. W maju 2022 mężczyzna zatrzymany przez policjantów z tej samej komendy zasłabł, a później zmarł po tym, jak policjant przyciskał go kolanem do chodnika. Jeden z funkcjonariuszy miał powiedzieć: będzie jak z Igorem. We wrześniu 2021 po interwencji zmarł Łukasz Łągiewka, część zajścia została nakręcona. Policjanci dotkliwie pobili mężczyznę, zasłaniając się tym, że był pod wpływem środków odurzających. 30 lipca tego samego roku Dmytro Nikiforenko został przewieziony na Izbę Wytrzeźwień przez wrocławskich policjantów. Tam zmarł, po tym, jak był bity i duszony przez funkcjonariuszy. Część policjantów, którzy dopuścili się tych zbrodni, usłyszało zarzuty, część nawet wyroki. Niektórzy stracili pracę. Ale zasadnym jest zadać pytanie, co takiego w pracy wrocławskich policjantów popycha ich do skrajnej przemocy?    

Raporty Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, Amnesty Interantional i innych organizacji pozarządowych nie zostawiają żadnych wątpliwości: polska policja bije i torturuje. Bezzsadne stosowanie środków przymusu bezpośredniego, ograniczanie praw obywatelskich, poniżanie, wyzwiska, czy niehumanitarne traktowanie to tylko część wykroczeń, jakich dopuszczają się służby. Upolityczniona prokuratura i źle rozumiana solidarność zawodowa utwardzają policyjną brutalność i bezkarność. Ale kiedy przyjrzymy się sprawom Igora, Agnes, czy Dmytro, widać, że problemem jest brak jakiejkolwiek wrażliwości społecznej i empatii po stronie służb. Agnes, jako osoba z zaburzeniami psychicznymi i niecispłciowa była od razu zakwalifikowana jako wariatka i osoba niezasługująca na elementarny szacunek. Jej aktywizm społeczny został wyszydzony i obrócony przeciw niej w bestialski sposób (jeden z policjantów miał powiedzieć nawet: kojarzę cię z protestów, co wywołuje pytania o to, czy policja gromadzi materiały operacyjne w trakcie demonstracji i co potem z nimi robi). Dmytro był imigrantem, a Igor pochodził z niższej klasy społecznej, mylnie nazywanej marginesem. Łukasz Łągiewka miał problem z substancjami. Na moje pytania, skierowane w zeszłym tygodniu do oficera prasowego wrocławskiej policji, nie doczekałem się odpowiedzi. A pytałem właśnie o szkolenia policji w zakresie postępowania z ludźmi na spektrum zaburzeń psychicznych, czy dotkniętych uzależnieniami. Pytałem również o warsztaty z wrażliwości kulturowej i społecznej, które przekazywałyby wiedzę na temat osób LGBTQ+, czy imigrantów. Niestety, to właśnie tutaj, może nawet bardziej, niż po stronie zwyrodnienia prokuratury i długiej tradycji chronienia swoich, leży największy problem. Policja nie ma w sobie żadnej empatii. Jeśli zakwalifikuje kogoś do grupy osób słabych, czyli: biednych, uzależnionych, imigranckich, ze społeczności LGBTQ+, czy nawet dresiarzy, to nie ma zmiłuj, będzie bicie, torturowanie, poniżanie. O feudalnym charakterze stosunków społecznych w Polsce napisano już wiele, ale w przypadku służb mundurowych trudno o bardziej drastyczne dowody na poparcie tej tezy. Policjant bije, bo wie, że może, bo osoba po drugiej stronie tasera i pałki nie ma za bardzo jak się bronić. Czy w momencie ataku, czy później, jeśli uda się jej wyjść na wolność. Ta systematyczna i notoryczna dehumanizacja, w połączeniu z przyzwoleniem na przemoc w ramach rutynowych działań, tworzy zdemoralizowane potwory, dla których ważniejszy od spełniania swojej funkcji – pilnowania poczucia bezpieczeństwa – staje się wygrzew, pokazanie przewagi, karanie za odchył od normy. Domniemanie niewinności, podstawa nowoczesnego postępowania sądowego, na polskich komisariatach nie istnieje. Jeśli już tam jesteś, to pewnie jesteś przestępcą, czyli podczłowiekiem, którego można zdeptać, upokorzyć, a nawet zabić. Jeżeli odbiegasz od dość sztywno wyznaczonej społecznej normy, to nie zasługujesz na szacunek, można cię nawet zgwałcić, bo przecież jesteś wrzodem na ciele zdrowej i wielkiej Polski. Tę kwestię też próbowałem podnieść u wrocławskiej policji: czy w jakikolwiek sposób kontrolują, czy osoby zatrudniane na komendach prezentują radykalne i niebezpieczne skrzywienie ideologiczne, czy w jakikolwiek sposób wychwytuje się faszystów, queerfobów, nacjonalistów. Nie łudziłem się, że dostanę satysfakcjonującą odpowiedź, ale byłem ciekaw, jaki trik zostanie zastosowany, żeby mydlić nam oczy na fakt, że policja nie powstrzymuje takich jednostek przed służbą, w której jest dozwolona przemoc. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, bo kontrola społeczna pod rządami prawicy nie istnieje: policja, samorządy i inne instytucje publiczne zupełnie nie poczuwają się do obowiązku dialogu z mediami i osobami obywatelskimi. Nie czują żadnej obywatelskiej i społecznej odpowiedzialności i to jest naprawdę przerażające. Horror Agnes, tragedia Igora, dramat Dmytro będą się powtarzać, a zaufanie do policji będzie spadać. Jak to się kończy, wiemy doskonale z dawnej i bliskiej historii, od PRL-u po Strajk Kobiet. Służba się radykalizuje i konsoliduje wokół władzy (której brygady posłusznych siepaczy są po prostu na rękę), eskaluje przemoc. Znika nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale także powoli coraz bardziej rozrywa się tkanka społeczna, której służby rzekomo mają obowiązek bronić. Przyszłość przyniesie wiele naprawdę trudnych wyzwań, w których policja mogłaby się wykazać. Mam dość mocne przeczucie, że sama stanie się jednym z nich.       

WIĘCEJ