Polskę zalały billboardy najnowszej kampanii Fundacji „Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara” z Kornic. Tak, to ci sami od płodoplakatów z hasłem mam 11 tygodni, których koszt został oszacowany nawet na 5,5 mln złotych oraz ci od kampanii mającej zniechęcić pary do rozwodów – kochajcie się mamo i tato. Gdzie są TE dzieci? ma pozytywnie wpłynąć na rozrodczość w Polsce.
Najnowszy projekt Fundacji Kornice widać już w każdym większym mieście w Polsce, billboardy przedstawiają dwie dziewczynki, zestawione z piktogramami opisującymi spadającą z dekady na dekadę w Polsce dzietność. Wygląda na to, że w latach 50. ubiegłego wieku przeciętna polska rodzina liczyła aż sześcioro dzieci, w latach 80. czworo, a obecnie statystycznie przypada jedyne 2,5 dziecka na rodzinę. Plakat zestawia także flagę Polski oraz wizerunek niemowlęcia, by nie pozostawiać żadnych złudzeń, że chodzi tylko o pomnożenie ilości polskich dzieci, bo jak wiemy na przykład te z rodzin uchodźczych zamykane są w Polsce w ośrodkach zamkniętych.
W internecie nie brak potencjalnych odpowiedzi na postawione przez Fundację „Nasze Dzieci” pytanie. Europoseł Robert Biedroń wskazał, że za niską demografię odpowiedzialny jest m.in. strach kobiet przed zajściem w ciążę, w następstwie zaostrzenia prawa aborcyjnego w 2020 roku. Warto dodać, że na przykład w latach 1956 – 1993 (wg Fundacji z Kornic to złoty wiek dzietności Polek i Polaków) istniało w zasadzie prawo do aborcji na życzenie. Do 1959 roku kobieta musiała przedstawić oświadczenie o trudnej sytuacji życiowej, a jeśli lekarz nie akceptował tego oświadczenia, kobieta zawsze mogła się odwołać. Później przeprowadzano zabiegi praktycznie na życzenie kobiety, do pamiętnej ustawy o planowaniu rodziny z 1993 roku, która przewidywała możliwość dokonania legalnej aborcji jedynie w trzech wyjątkach.
No jak gdzie są? 🤷🏻
— Robert Biedroń (@RobertBiedron) June 30, 2022
👉w braku mieszkań
👉w braku godnej płacy
👉w strachu pracodawców przed zajściem ich pracownic w ciążę
👉w braku żłobków i przedszkoli
👉w strachu przed zajściem w ciążę przez nieludzkie prawo antyaborcyjne
Właśnie tam są TE dzieci‼️ pic.twitter.com/OmozL2CYE1
Kolejnym czynnikiem powstrzymującym potencjalnych rodziców przed posiadaniem dzieci jest pogłębiający się kryzys mieszkaniowy. Po 1989 roku państwo Polskie niemal całkowicie wycofało się z polityki mieszkaniowej. Co miało je zastąpić? Wolny rynek. Od początku transformacji systemowej w Polsce sprywatyzowano 3 miliony mieszkań komunalnych, spółdzielczych i zakładowych. Majątek publiczny w postaci nieruchomości państwowych sprzedano za bezcen – lokator przedwojennego apartamentowca na Mokotowie mógł wykupić zajmowane mieszkanie za cenę bliską tej w popegeerowskiej wsi lub w blokowisku na obrzeżach mniejszego miasta. Niestety, wartość lokalu w Warszawie wzrosła nieproporcjonalnie bardziej w stosunku do tamtych nieruchomości, tym samym pogłębiając rozwarstwenie społeczne i ekonomiczne między mieszkańcami dużych miast a resztą Polski. przeniesieniu odpowiedzialności za zapewnienie mieszkań na rynek prywatny. Paradygmat posiadania domu stał się praktycznie jedynym modelem polityki mieszkaniowej. Własność prywatna przyćmiła jej inne dobrze ugruntowane formy, takie jak własność spółdzielcza czy zbiorowa. Mimo tego, większości Polek i Polaków zwyczajnie nie stać nie tylko na zakup nieruchomości, ale nawet na wzięcie kredytu. Ponad 70 procent rodaków nie ma zdolności kredytowej, co skazuje ich na dożywotni wynajem, a prawie 40 procent spośród tych, którym niskie zarobki uniemożliwiają wzięcie kredytu na mieszkanie, wciąż zarabia za dużo, by starać się o mieszkanie komunalne i wpadają w tzw. lukę czynszową. Oprócz odpowiednio wysokich zarobków podstawą do ubiegania się o kredyt jest wkład własny, czyli około kilkudziesięciu do nawet i ponad stu tysięcy złotych oszczędności. Koszty życia w Polsce w porównaniu do średnich zarobków są tak wysokie, że odłożenie takiej kwoty na własną rękę dla wielu staje się po prostu niemożliwe. Polski rynek nieruchomości nie sprzyja również wynajmującym, absurdalne ceny mieszkań zmuszają prawie 60 procent młodych Polek i Polaków (między 18. a 34. rokiem życia) do mieszkania z rodzicami. Choć liczba ta z roku na rok nieznacznie spada, to z danych Eurostatu wynika, że to wciąż jeden z najwyższych odsetków w Europie.
W obliczu dość dramatycznej sytuacji na polskim rynku mieszkaniowym, ciężko myśleć o powiększeniu rodziny, do czego zachęca również państwo Polskie. Elementem PIS-owskiej polityki prorodzinnej jest program 500+, co przy galopującej inflacji okazuje się coraz mniej efektywnym rozwiązaniem. Jakie są natomiast państwowe odpowiedzi na kryzys mieszkaniowy? W 2008 roku rząd Donalda Tuska zlikwidował Krajowy Fundusz Mieszkaniowy, który udzielał kredytów preferencyjnych na budowę tanich mieszkań czynszowych przeznaczonych dla osób niezamożnych. Programy takie, jak i Rodzina na Swoim i Mieszkanie dla Młodych nie spełniały swojej funkcji, ponieważ ich pomoc opierała się na dopłatach do kredytu, czyli ograniczała się tylko do tych, których na mieszkanie i tak było stać. W wyniku czego państwowy program finansowany z pieniędzy podatników pompował bańkę finansową na rynku nieruchomości w Polsce. Według szacunków dr Ireny Herbst przygotowanych dla Kancelarii Prezydenta w 2013 roku wprowadzenie programu Rodzina na Swoim mogło spowodować nawet 20-procentowy wzrost cen objętych nim nieruchomości (sic!). W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów parlamentarnych z huczną obietnicą zbudowania prawie 3 milionów tanich mieszkań w ramach inicjatywy Mieszkanie Plus. Niestety, po wygranej PiSu rządowy program na długo utknął w gabinetach decydentów, a gdy wreszcie udało się go uruchomić (w międzyczasie PiS po raz kolejny wygrał wybory) przez do końca 2020 roku nie oddano nawet ¼ z obiecanych 100 tys. mieszkań.
Skoro na rynku mieszkaniowym jest tak ciężko, to może państwo odciąża rodziców chociaż w kwestiach edukacji? Ministra Czarnka znamy już z niechęci do edukacji seksualnej, fatfobii i homofobii, które same w sobie stanowią dość upiorną mieszankę cech, gdy mówimy o ministrze odpowiedzialnym za kształtować myślenie młodych obywateli_ek. Niedawno Czarnek dopuścił do użytku podręcznik do nowego przedmiotu Historia i teraźniejszość wprowadzonego zamiast WOSu od 1 września 2022 roku dla uczniów szkół ponadpodstawowych. Podręcznik napisany przez Wojciecha Roszkowskiego ma ponad 500 stron, na których autor prezentuje wizję świata, w której jedyną akceptowalną postawą życiową jest wiara w chrześcijańskiego Boga, a lewica, gender, feminizm, ateizm i nawet Niemcy (XD) to zagrożenie dla dusz i umysłów polskiej młodzieży. Ambicje Roszkowskigeo wykraczają poza tematy historyczno-społecznej, jego podręcznik obejmuje wszystkie dziedziny życia. Muzyka jest parawanem dla seksu i narkotyków. Naukowiec ostrzega, że w muzyce rockowej popularność zdobywały w latach 60. zespoły grające coraz głośniej […] co gorsza zaczęto manipulować warstwą tekstową, używając coraz bardziej dosadnych słów. Dotyczyło to takich supergwiazd, jak The Beatles, The Doors, The Rolling Stones, Jimi Hendrix czy Janis Joplin. Moda to wymysł zepsutej zachodniej kultury: Ktoś, kto z dumą niesie torbę z napisem No Rules (ang. nie ma zasad), jest wrogiem cywilizacji – nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy – i naprawdę nie wiadomo, czego można się po nim (lub po niej) spodziewać. Być może to również Roszkowski miał być odpowiedzią na przerażające braki w edukacji seksualnej w polskich szkołach, bo w podręczniku ostrzega przed współżyciem bez zobowiązań. Dalej pisze: grupy ludzi, czasem tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najczęściej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?
Od września przeciętny rodzic dorastającego dziecka będzie musiał_a włożyć dodatkową pracę w to, by odkręcić, czego jej_jego dziecko uczone jest w szkole. Ponadto coraz więcej osób niechętnie sprowadza dziecko na świat, który w nadchodzących dziesięcioleciach zostanie spustoszony przez zmiany klimatyczne. Kończące się zapasy wody, ekstremalne warunki pogodowe, drożejące jedzenie i niepokój związany z nadchodzącym końcem świata – z tym będą musiały się mierzyć dzieci, dorastające na przestrzeni następnych dekad. Powodów, dlaczego dzieci nie mieć, jest znacznie więcej i mogłabym jeszcze kilka wymienić, ale te, które zostały tu opisane, chyba wystarczająco pokazują, co leży u podstaw niżu demograficznego w Polsce. Dlatego gorąco zachęcam Fundację Kornice, która rzekomo tak troszczy się o los dzieci, by pieniądze wydawane na upiorne billboardy przeznaczyła na dokarmianie dzieci. Według danych PCK w Polsce z głodem lub niedożywieniem na co dzień zmaga się kilkaset tysięcy dzieci. Zamiast z wielkoformatowych reklam krzyczeć z wyrzutem, lepiej zastanowić się, jak realnie poprawić jakość życia zarówno polskich dzieci, jak i dorosłych.