Czwarta fala feminizmu rozgrywa się na TikToku.
Kto czyta moje teksty, wie, że dużo czasu spędzam na TikToku i choć ostatnimi czasy coraz częściej zauważam, że platforma ta traci urok w porównaniu do czasów z początku pandemii, to wciąż można znaleźć tam dużo ciekawych myśli. Jedną z nich podsunęła mi ostatnio kreatorka Hailey Colborn (@hailoswailo), która zwróciła uwagę na to, jak bardzo TikTok zmienia feminizm. Przede wszystkim #FeminisTok to wiele myśli, ujęć i nurtów, niektóre z nich są nowe, ale większość to kolejne wcielenia wcześniej istniejących już wizji emancypacji kobiet. W swoim krótkim wideo Hailey twierdzi np., że jednej z twórczyń, Kierze Breaugh (@kierabreaugh), która przede wszystkim kojarzona jest z metafory ozdabiania klatki, tak naprawdę blisko jest do radykalnego feminizmu. Swoją drogą autorką oryginalnej analogii jest teoretyczka Marilyn Frye, która porównała różne przejawy opresji do drutów klatki dla ptaków, chcąc w ten sposób pokazać, że to nie pojedynczy aspekt ucisku (jeden drut), ale połączenie wielu systematycznie powiązanych ograniczeń (klatki dla ptaków) tworzy uciskającą strukturę. Kierze chodziło natomiast o coś nieco innego, dekorowaniem klatki nazwała estetyzowanie opresji wynikającej z panujących standardów piękna, ale zarówno o Kierze, jak i branży beauty pisałam więcej w kontekście operacji powiększenia biustu, jakiej poddała się Young Leosia.
Metafora klatki zaproponowana przez Marylin Fyre brzmi bardziej jak myśl feminizmu intersekcjonalnego, z kolei klatka, o której mówi Kiera Breaugh, faktycznie wydaje się wyciągnięta ze słownika radykalnej feministki, choć autorka nie określa siebie w ten sposób. Dla przypomnienia feminizm intersekcjonalny kładzie nacisk na istnienie krzyżujących się wkluczeń, a więc mówi o dyskryminacji nie tylko ze względu na płeć, ale również m.in. na rasę lub pozycję społeczną czy ekonomiczną. Natomiast feminizm radykalny za główną przyczynę opresji kobiet uznaje mężczyzn, a dokładniej patriarchat, dlatego za najważniejsze zadanie uważa rozmontowanie struktur społecznych utrzymujących kobiety w podległości wobec mężczyzn. Skoro Kiera reprezentuje myśli radykalnego feminizmu na TikToku, jakie jeszcze nurty możemy wyodrębnić?
Mamy bimbos, czyli słodkie idiotki, które odrzucają patriarchalne przekonanie, że kobieta nie może być i ładna, i mądra. Newage’owe bimbos z cyckami na wierzchu czytają Marksa, znają swoją wartość i nie dadzą się nikomu zawstydzić. Noszą to, na co mają ochotę, bo zdanie innych po prostu ich nie obchodzi (więcej o newage’owych bimbos pisałam z kolei tutaj). Dalej mamy też biały, cispłciowy feminizm skupiony wokół wyboru, czyli girlbossiary, które uczestniczą w kapitalistycznej kulturze zapierdolu, znanej też jako hustle culture. W skrócie to feminizm skupiony wokół wyboru (choice feminism), który zachęca kobiety do korzystania z możliwości, jakie mają w życiu, oraz do postrzegania wyborów, których dokonują, jako uzasadnionych i zawsze politycznie akceptowalnych – tylko dlatego, że są kobietami. Chociaż ten rodzaj feminizmu na pierwszy rzut oka wydaje się otwarty i wzmacniający, tego typu narracja prowadzi do politycznej stagnacji. Choice feminism wspiera neoliberalne wartości indywidualizmu i konsumpcjonizmu, jednocześnie umniejszając potrzebę politycznego i zbiorowego działania przeciwko systemowym nierównościom. Realne zmiany społeczne pociągają za sobą wyrzeczenia niektórych grup na rzecz wyrównania szans dla innych, w związku z tym decyzje, które prowadzą do pogłębienia nierówności i utrzymania patriarchalnego status quo, nie mogą być wspierane. Dlatego przekonanie, że każdy wybór może być feministyczny, jest z założenia mylne.
Gdy zajrzymy jeszcze głębiej do tiktokowej króliczej nory, znajdziemy przeciwieństwo zawsze ogarniętej that girl, czyli cyniczną dissociative feminist. O ile doba that girl składa się chyba z 40 godzin, bo zawsze znajdzie czas na wszystko – dom, pracę, rodzinę, dietę, ćwiczenia i piękny wygląd – o tyle na drugim końcu spektrum jest autodestrukcyjna przedstawicielka Fleabag era. Tego rodzaju feministki kwestionują to, czy w ogóle można być spełnioną. Ich dysocjacyjna relacja ze światem odzwierciedla negatywne skutki psychicznie życia w wysoce stechnologizowanym społeczeństwie, w którym niewielu ludzi jest w stanie sobie poradzić. Na TikToku opisują własną traumę, często związaną z typowo kobiecymi zmaganiami w ponurych, sarkastycznych żartach.
To tylko kilka nurtów, które znam z TikToka, ale jak twierdzi Colborn, jest ich znacznie więcej. O ile na poziomie indywidualnym mnogość ruchów feministycznych jest dobra, ponieważ pozwala na swobodne wyrażanie siebie, o tyle w kontekście zmian społecznych, do których feminizm dąży, owa mnogość pozbawia kolektywny ruch głosu, co może działać na niekorzyść faktycznych zmian. Przypomina mi to sytuację z naszego rodzimego lewicowego podwórka. Polska lewica, chociaż zapewne nie tylko polska, jest tak wewnętrznie skłócona i podzielona, że stała się już memem. Co miesiąc wybucha nowa inba, którą przeważnie żyje bardzo wąskie lewicowe grono, ale wciąż notoryczne spory prowadzą do kolejnych rozłamów oraz niemożności dogadania się i zorganizowania. Czy to samo czeka feminizm?
Niektórzy zapewne twierdzą, że upraszczanie skomplikowanych feministycznych idei do krótkich wideo sprawia, że ciężko traktować ten ruch poważnie. Moim zdaniem jednak TikTok powoduje, że młode kobiety odnajdują się w feministycznych dyskusjach o wiele szybciej niż kiedyś i nie są onieśmielone np. przez środowisko akademickie. Dyskurs i krytyka są dla feminizmu niezbędne, bez nich ruch ten nie żyje i ogranicza się jedynie do omawiania tekstów innych teoretyczek i teoretyków. Wszystkie wymienione wyżej tiktokowe oblicza feminizmu zapewne nie są prawdziwymi nurtami, a raczej modą, której korzenie wyrosły na przecięciu kultury indywidualizmu i internetowego aktywizmu. Jednocześnie uważam różnorodność feministycznych estetyk – bo to chyba lepsze określenie, niż nurty – za wyjątkowo ciekawe zjawisko. Nie pamiętam, żebym ja jako nastolatka była tak zorientowana w kwestii problemów społeczno-politycznych, z jakimi mierzą się kobiety, i oferowała komukolwiek krytyczne opinie, jak robią to teraz młode osoby na TikToku. Ponadto, podobnie z resztą jak w przypadku lewicy, niemożność zorganizowania jest irytująca, niemniej znalezienie jednej linii myśli i argumentacji odpowiadającej wszystkim jest niemożliwe. Dzisiejszy świat jest zbyt złożony, by znaleźć jedno rozwiązanie, które odpowiada wszystkim. Jest tak wiele grup, borykających się z kompletnie różnymi problemami i rodzajami wykluczenia, że mnogość głosów, przynajmniej mnie, jawi się nieunikniona. Dlatego kluczowa jest tu umiejętność rozmowy i osiągnięcia konsensusu, czego na lewicy zdecydowanie brakuje. Jak będzie z młodymi feministkami? Pozostaje czekać i obserwować, ale jestem dobrej myśli.