Kryształowy przekręt, czy energia z kosmosu?

XX wiek był wyjątkowy z wielu względów, ale szczególnie jeden jego aspekt jest ważny w kontekście tego, o czym porozmawiamy dzisiaj. To coś, co postmodernistyczna filozofia nazwała kresem wielkich narracji. Oczywiście, ten pogląd opierał się na dość optymistycznym założeniu, że te wielkie narracje, jak np. narodowa i religijna, przestaną mieć znaczenie nie tylko w łonie akadamii, ale także poza jej murami. W pewnych rejonach geograficznych i w obrębie określonych klas społecznych rzeczywiście, w jakimś stopniu, odbyła się świecka i racjonalistyczna rewolucja. Pustkę po tradycyjnych wartościach zaczęły wypełniać kapitalistyczne żądze, z czasem celebrycki kult, czy ruchy w rodzaju New Age i – bliżej naszych czasów – jego odległy krewny, nazywany po prostu duchowością. Nic dziwnego, absurdy, paradoksy, a czasem i rozdzierająca rozpacz naszej współczesności skłaniają do spirytualnych poszukiwań, które choć trochę pomogą poruszać się pośród tego chaosu. Wokół tego wyrósł także ogromny biznes, tym większy, im bliżej mu do obsługiwania sławnych i bogatych. Dobrym punktem wyjścia do rozmowy o tym biznesie jest Byron Baes, reality show, które niedawno wleciało na Netflixa.

Australijscy influencerzy i influencerki, mieszkający w małej mieścinie Byron Bay nad zatoką, prezentują niezły przekrój przez pustotę instagramowego życia. Ubierają się dość podobnie do swoich kalifornijskich odpowiedników: styl boho dla kobiet, fuckboy/business casual/styl sportowy dla mężczyzn. Wyjątkiem jest Simba – samozwańczy holistyczny uzdrawiacztrener duchowy, który wygląda, jakby właśnie wrócił z festiwalu Garbicz. Wbrew pozorom, wygląd ma tu znaczenie, bo Byron Bay ma rzekomo własny styl, połączony z duchową energią tego miejsca. Że ten styl jest łudząco podobny do tego, co nosi się na instagramach Małgorzaty Rozenek, Natalii Siwiec, czy gwiazd Hollywood, którym boho pomieszało się z religijną szatą, to już inna sprawa. W którymś momencie Hannah, najbardziej spirytualna osoba w grupie (przebija nawet Simbę) próbuje ubrać Sarę – dziewczynę z Gold Coast, nazywanego australijską Florydą – w zwiewne, lniane ciuszki, mówiąc, że tak tu się trzeba nosić. Oczywiście, jest w tym wymiar praktyczności, szczególnie w takim klimacie, ale jednak nietrudno zauważyć, jak bardzo taki ubiór wiąże się z problemem fejkowego uduchowienia. Ani styl boho, ani kryształy, ani tym bardziej ględzenie o aurach i pozytywności, nie zastąpią głębszej podróży w głąb siebie. I chyba to jest największy problem takiego uduchowienia. Powierzchowne gesty, uciekanie od emocji w obawie przed negatywnym myśleniem, karcenie innych za niezbyt pozytywne podejście – to wszystko składa się na zjawiska zwane spiritual bypassing i uduchowionym narcyzmem. Nie mam wątpliwości, że joga, medytacja, czy inne techniki wewnętrznego wyciszania potrafią być skuteczne. Ba, pewnie są ludzie, którzy czerpią jakiś komfort psychiczny z obecności kryształów. Niestety, influencerzy i influencerki zagarnęły tę przestrzeń i wkroczyły na naprawdę srogi teren narcyzmu, pustych deklaracji i performatywnych akcji. Byron Baes to oczywiście tylko migawka z tego życia – na dobrą sprawę to dość standardowe reality show, z przewidywalną dynamiką interpersonalnych relacji i dramatycznych wątków, duchowość jest tutaj tylko dekoracją i gra drugorzędną rolę – ale nie sposób porównać wycieczki Hanny na kryształową górę z podobnymi wybrykami Natalii Siwiec. Z kolei cyrkowe sztuczki Simby wprost odsyłają do duchowości w stylu garbiczowskim, gdzie kiepskie granie na tradycyjnych instrumentach i inkorporowanie elementów rytuałów różnych kultur jest w zasadzie tylko przyczynkiem do odklejki na psychodelikach i kolejną odsłoną toksycznej pozytywności. Zresztą, słowa takie, jak leczenie uzdrawianie dominują w słowniku fejkowych spirytualistów nie tylko w Byron Bay. 

Gwyneth Paltrow i rodzina Kardashianek przecierały szlaki dla obecnego szału na punkcie tarota, kryształów i astrologii. Doceniam szukanie sensu tam, gdzie raczej go nie ma, ale tego typu spirytualizm jest zazwyczaj płytki, dekoracyjny, a czasem niezbyt czuły kulturowo. Biali uzdrowiciele, emigrujący do Ameryki Południowej, żeby oferować innym białym turystom jechankę z ayahuascą przy zdezorientowanej obecności lokalnych szamanów. Bastardyzacja tradycyjnych praktyk rytualnych innych kultur, która ma w sobie więcej ze słabej szopki, niż z głębiokego, duchowego przeżycia. Biznes magicznych kryształów, które mają leczyć i dawać dobrą energię. Na polskim instagramie jest pełno gwiazd, które pchają te praktyki swoim followersom, czy to przez ignorancję, czy przez motywację ekonomiczną. Natalia Siwiec poszła nawet o krok dalej, filmując swojego psychodelicznego tripa w grocie kryształów i rzucając hasło, że twarde narkotyki są dla ludzi. Co jest w jakimś stopniu prawdą, ale ta wypowiedź stawia pod znakiem zapytania jej stopień rozumienia duchowego wymiaru tych doświadczeń. Zesztą, jej instagram jest pełen różnych spirytualnych poszukiwań, łącznie z wizytą u astrolożki, która pomogła jej wybrać datę narodzin dziecka, czy opinii o tym, że Polska ma złą aurę. Natomiast przy okazji Siwiec dostaliśmy kolejne dowody na to, że w mediach plotkarskich pracują ludzie o dość ograniczonych kompetencjach dziennikarskich, piszący o psychodelikach jako szkodliwych substancjach. Rozumiem, że pływanie w szambie polskiego celebryctwa nie jest zbyt wymagającą aktywnością, ale pewne rzeczy można bardzo łatwo zweryfikować. Idąc dalej, Małgorzata Rozenek nosi kryształy tylko na wszelki wypadek (chociaż ochoczo bierze udział w spotkaniu z terapeutką duszy), ale tutaj większym czynnikiem była pewnie promocyjna akcja z ZoZo Design. Ta firma wciągnęła do swojego kryształowego biznesu nie tylko Perfekcyjną Panią Domu, ale wiele innych celebrytek, m.in.: Izabelę Janachowską, Sandrę Kubicką, czy Magdę Pieczonkę. Oddajmy głos Zuzannie Annie Kamińskiej, szefowej ZoZo Design: kamienie mają w sobie dużo pozytywnej energii. Potrafią nawet leczyć. Więc nie tylko piękna biżuteria, ale też z przesłaniem. Kryształ górski wzmacnia odporność i chroni przed złą energią. Czy to tylko PR-owa gadka, czy szczere przekonania, trudno stwierdzić. Natomiast ciekawe spojrzenie na kryształy oferuje Jessica Mercedes, która musiała się tłumaczyć po wrzutce z kryształowym bidonem i słowach o oczyszczających właściwościach kryształu górskiego. Można wierzyć w dobrą energię, kupować sobie biżuterię na szczęście, wierzyć w horoskopy, czy moc kryształów. Ale pamiętajmy, że to nie ma nic wspólnego z medycyną, ani z naszym ciałem. Jak potrzebujemy pomocy medycznej, idziemy do lekarzy. Ale dla naszej duszy możemy robić co chcemy! Bawić się w kamienie, fazy księżyca, kadzidła czy inne, dlaczego nie – skoro poprawia nam to humor? Efekt placebo jest ok – napisała w stories. Co wynika z tej wypowiedzi? Że o ciało dbają lekarze, ale o duszę możemy zadbać sami? W jakimś stopniu to prawda, ale dusza też ma swoich lekarzy i lekarki, te gałęzie medycyny nazywają się psychologia i psychiatria. I to jest ten najbardziej niepokojący aspekt duchowego narcyzmu i spiritual bypassing: wiara w to, że o zdrowie psychiczne możemy zadbać przy pomocy akcesoriów i rytuałów. Przy poważniejszych problemach ze sobą efekt placebo nie jest ok, bo jest przeszkodą w podjęciu realnych kroków. Zresztą, nietrudno zauważyć jak mocno takie praktyki wiążą się z toksyczną pozytywnością, o której pisała u nas Hania Szkarłat

Poszukiwanie duchowości to zrozumiała aspiracja, podobnie jak próba nadania sensu światu pogrążonemu w chaosie. Jeśli ktoś znalazł odpowiedzi w praktykach duchowych – super, dobrze dla tej osoby. Niestety, często motywacje ludzi promujących takie rozwiązania są niezbyt zgodne z ich istotą. Apropriacja szamanizmu, kryształowy szał, ocenianie aury i vibe’u innych to dobre dekoracje do reality show, ale mało produktywny sposób na osiągnięcie wewnętrznego balansu. Nie znaczy to oczywiście, że tzw. mindfullness jest oszustwem, albo nieskutecznym humbugiem: przy profesjonalnym wsparciu może naprawdę pomóc, albo co najmniej wesprzeć terapeutyczną drogę. Natomiast warto krytykować powierzchowne, influ-celebryckie wybryki, które sugerują, że wystarczy obudzić się nowym człowiekiem z kryształem w dłoni i odczytem tarota przed oczami, a całe zło tego świata zniknie, albo przynajmniej przestanie na nas wpływać. Prawdziwa podróż w głąb siebie nie jest ani łatwa, ani szybka, często też warto ją odbyć z profesjonalną pomocą. Wątpię, że celebryci i celebrytki, czy samozwańczy holistyczni uzdrowiciele mogą się załapać do tej kategorii.  

WIĘCEJ