Tygodnik „Time” tytułował Elona Muska człowiekiem 2021 roku. Z jego ekspansywną polityką wydobycia niklu na Filipinach oraz planem podbicia Marsa, multimiliarder zasługuje raczej na tytuł kolonizatora XXI wieku.

Klaun, geniusz, mistrz życia na krawędzi, wizjoner, przedsiębiorca, showman, cham. Szalona hybryda Thomasa Edisona, P.T. Barnuma, Andrew Carnegie’a i doktora Manhattana ze Strażników – pisze o nim Time. Z tych wszystkich dziwnych epitetów zgadzam się jedynie z nazwaniem Muska klaunem i chamem. Wierzyć się nie chce, że jeden z najbogatszych ludzi na świecie otrzymał tytuł Człowieka Roku, mimo tego, iż wciąż unika płacenia podatków, a pracujące rodziny walczą o każdą wypłatę, jedzenie na stole i możliwość opłacenia czynszu.

Teraz ten nieśmiały południowoafrykańczyk z zespołem Aspergera, który uniknął brutalnego dzieciństwa i przezwyciężył osobistą tragedię, nagina rządy i przemysł siłą swojej ambicji – czytamy dalej.

Jeżeli przez naginanie rządów i przemysłu „Time” ma zamach stanu w Boliwii oraz agresywną politykę wydobywczą na Filipinach, to owszem: Elon Musk jest winny. Zacznijmy może od zamachu stanu w Boliwii w 2019 roku, tu mamy do czynienia jedynie ze spekulacjami, które o ile prawdopodobne, pozostają w sferze domniemań. Evo Morales, były lewicowy prezydent tego kraju oświadczył, że został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska w wyniku wspieranego przez Stany Zjednoczone zamachu stanu, mającego na celu uzyskanie dostępu do ogromnych zasobów litu. Lit to miękki metal stosowany w bateriach smartfonów i – gdzie trzeba go znacznie więcej – samochodów elektrycznych, które według powszechnego złudzenia są daleko bardziej ekologiczne, niż benzynowe. Pod płaskowyżem Uyuni w Boliwii kryją się olbrzymie złoża litu, które Morales znacjonalizował. Chciał najpierw uregulować kwestię dostępu do wody dla ludności rdzennej, mieszkającej w okolicy. Zwłoka w wydobyciu surowca najprawdopodobniej doprowadziła do usunięcia Moralesa, jako głowy państwa. Zaraz po zamachu niemiecka spółka ACI Systems ogłosiła, że jest pewna, że jej kontrakt z przyszłym boliwijskim rządem zostanie wznowiony. W ciągu kolejnych miesięcy niemal wszystkie zdobycze socjalne kraju stały się przeszłością i wygląda na to, że wydobyciem litu zajmą się prywaciarze. Od razu w górę poszły akcje amerykańskiej Tesli, która jest biznesowym partnerem Niemców. Zarówno rynek amerykański, jak i niemiecki bardzo potrzebują litu. W tym roku otworzyła się gigafabryka Tesli pod Berlinem, gdzie pracownicy pracują po kilkanaście godzin dziennie za pensję niższą niż minimalna, ale kogo by to obchodziło, skoro z okazji otwarcia Musk zorganizował ogromny rave na terenie zakładu.

Kolejnym kluczowym ogniwem potrzebnym do produkcji samochodów elektrycznych jest nikiel – składnik akumulatorów litowo-jonowych, który zwiększa gęstość składowania energii, dzięki czemu samochody mogą dojechać dalej na jednym ładowaniu. Producentom pojazdów umożliwia również ograniczenie zużycia w tym celu droższego kobaltu. Rok temu Elon Musk apelował do przemysłu wydobywczego: potrzebujemy więcej niklu! Tesla wchodzi na kolejne rynki, zamierza zwiększyć produkcję pojazdów dostawczych, które, z racji większych gabarytów, mają też i większe baterie, a nikiel pozostaje towarem deficytowym. Tesla podobno nawiązała już współpracę z kopalnią niklu Goro znajdującą się w południowej części Nowej Kaledonii – wyspy na Pacyfiku, która jest francuskim terytorium zamorskim o specjalnym statusie. Nowa Kaledonia to czwarty co do wielkości producent niklu na świecie, który wciąż dysponuje ogromnymi złożami surowca. Potencjał wydobycia zatem jest spory. Tanzania również spieszy, by zadowolić Muska, Kabanga Nickel Ltd. stara się pozyskać 1,3 miliarda dolarów na ogromny projekt wydobywczy, który według firmy może pomóc złagodzić nienasycony popyt producentów pojazdów elektrycznych. Tymczasem wydobycie niklu zabija lasy deszczowe na Filipinach. Gigantyczne kopalnie odkrywkowe są przyczyną ogromnych szkód dla środowiska, zanieczyszczone wody gruntowe to efekt wydobycia, a dramatyczne skutki najbardziej odczuwają lokalne społeczności. Administracja prezydenta Filipin Rodrigo Duterte od 2016 roku konsekwentnie przedkładała ochronę środowiska nad ekspansję górniczą. W 2017 roku Regina Lopez, była minister środowiska Filipin przeprowadziła kontrolę, w wyniku których w lutym nakazała zamknięcie połowy z działających tam kopalń. Za sprawą lobbingu firm wydobywczych minister została usunięta ze stanowiska przez Kongres, ale kopalnie pozostały zamknięte. Zakazy rozmaitych form wydobycia ograniczyły produktywność sektora górniczego, niestety, w ciągu ostatnich dwóch lat Duterte złagodził swoje stanowisko, gdy pandemia Covid-19 pogorszyła stan gospodarczy Filipin. W kwietniu tego roku ostatecznie zniesiono zakaz nowych projektów wydobywczych na Filipinach, co ma doprowadzić do akceptacji co najmniej 291 wniosków o wydobycie. Niedawno opublikowane zostało obszerne śledztwo na temat kopalni Rio Tuba na Palawanie, które jest na skraju ekspansji głębiej w las deszczowy, zwiększając swój obecny zasięg o prawie 26 km kwadratowych. Lokalni ekolodzy obawiają się, że zniszczy to delikatny ekosystem lasu, a do rzek, które przepływają obok pól uprawnych, spłynie jeszcze więcej toksycznych ścieków. Oczywiście to nie tylko Tesla odpowiedzialna jest za popyt na wydobycie niklu, który do 2030 roku ma wzrosnąć co najmniej 10-krotnie. Jednak faktem jest, że Człowieka Roku mało obchodzi wpływ, jaki ma na środowisko produkcja samochodów elektrycznych.

Zdjęcie przedstawia obecną lokalizację Rio Tuba (po prawej) i szacowany obszar ekspansji (biały wielokąt). Zdjęcie satelitarne: Airbus DS / Earthrise, styczeń 2020 r.

Oczywiście, gdy mówimy o Elonie Musku zaraz obok Tesli, w głowie zapala nam się logo SpaceX, a z nim misja przetransportowania ludzi na jedną planetę dalej od Słońca. Musk sprzedaje nam wizerunek zbawiciela: Człowiek, pragnący ocalić naszą planetę i sprawić, że będziemy mogli zamieszkać na innej, pisze „Time”, ale w praktyce chce być po prostu pierwszym przemysłowcem-landlordem na Marsie.

Śledząc branżę technologiczną, nie sposób nie zauważyć armii fanów Elona Muska. Na Twitterze, Reddicie czy w komentarzach pod newsami (zapewne również zostanę zjedzona za tę opinię) scenariusz ten widoczny jest od lat. Gdy tylko Musk zostaje poddany jakiejkolwiek krytyce, od razu pojawia się grono wyznawców, którzy głośno krzyczą, że przecież mamy do czynienia z wizjonerem, geniuszem i zbawicielem. Argumentem, który pojawia się najczęściej, jest właśnie mityczne poświęcenie dla ludzkości. Sam Elon zresztą właśnie tak się reklamuje: oto przybył on, technomesjasz, który zabierze nas na Marsa, ratując gatunek ludzki przed buntem sztucznej inteligencji i degradacją życia na Ziemi. Swoją drogą dlaczego życie na Ziemi niedługo stanie się nieznośne? Właśnie przez ludzi pokrojów Muska, multimilarderów, którzy nie bacząc na nic eksploatują Ziemię i ludzi do granic możliwości, ale przecież można by powiedzieć, że cel uświęca środki i jeżeli chcemy stworzyć pozaziemską kolonię, musimy zapłacić adekwatną cenę. Tylko znów nie płaci jej Elon czy Bezos, a pracownicy i pracownice Tesli lub Amazona oraz mieszkańcy i mieszkanki Filipin.

Cała ta logika jest dosyć pokrętna, oczywiście, fajnie byłoby, gdyby istniały proste rozwiązania: Ziemię spisać na straty i przenieść się na inną planetę. Musk przecież roztacza przed nami wizję marsjańskich restuaracji, klubów i barów rodem z Jetsonów, ale nawet jeżeli uda mu się ten pomysł zrealizować, to kogo będzie stać na kosmiczną relokację? Nie martwcie się, oto Elon wymyślił nowy pozaziemski system pożyczkowy! Na Marsie nie będą obowiązywały żadne ziemskie prawa, oprócz prawa wolnego rynku. Kosmochwilówek udzielać będzie SpaceX dla osób, które będą chciały osiedlić się na Marsie i pracować właśnie dla SpaceX. Macki kapitalizmu dosięgną nas nawet w kosmosie.

Istnieje wiele innych, bardziej realnych zagrożeń związanych z przeniesieniem się na Marsa. Każdy_a kto postawi nogę na Czerwonej Planecie, będzie całkowicie zależny_a od systemów podtrzymywania życia. Niskie ciśnienie atmosferyczne, brak powietrza, mróz (średnia temperatura to -60°C), burze toksycznego pyłu i promieniowanie – to te najbardziej oczywiste. Naukowczynie i naukowcy głośno mówią o bezsensowności tego pomysłu i podkreślają, że dla dobra ludzkości powinniśmy skupić się na Ziemi. Niestety, taki superbogacz jak Musk nie czuje potrzeby słuchania zwłaszcza, gdy przyklaskuje się jego każdemu kolejnemu pomysłowi. Gdyby Elon był naprawdę zatroskany losami ludzi, pomyślałby chwilę o zmianach klimatycznych i nie inwestowałby miliardów w bitcoina, którego wydobycie kosztuje ogromną ilość energii. Nie kopałby tuneli, do których wjechać będzie można tylko Teslą, nie dewastowałby środowiska w poszukiwaniu litu czy niklu. Spowolnienie kryzysu klimatycznego wiąże się z ideą postwzrostu, czyli spowolnieniem gospodarki, antykonsumpcjoniźmie i antykapitaliźmie.

Elon Musk to kolonizator na miarę XXI wieku, ponieważ jego działania opierają się na wykorzystywaniu zasobów ludzkich i surowców, by utrzymać się na szczycie zależności politycznej i ekonomicznej. Pomaga mu w tym nie tylko ogromny kapitał finansowy, ale i polityczny oraz kulturowy. Marc Benioff właściciel tygodnika „Time” lubi Muska do tego stopnia, że sam inwestuje w SpaceX i być może również dlatego mianował go Człowiekiem Roku. Elon podobnie, jak kolonizatorzy minionych wieków twierdzi, że niesie kaganek oświaty tylko, że ten Muska jest inny i lepszy, bo zasilany prądem przemiennym. Interes Muska naprawdę nie pokrywa się z interesem większości, a im szybciej to zrozumiemy i zerwiemy z kultem jednostki, tym lepiej dla nas.

WIĘCEJ