W cieniu pustoszącego Amerykę huraganu odbyło się wydarzenie, które nieszczęśni fani EDM-u zapamiętają na długo.

Na festiwalach muzycznych zbyt wiele rzeczy może pójść nie tak, by ich organizację powierzać amatorom – takim, jak choćby Ja Rule, który był twarzą owianego złą sławą Fyre Festivalu, antybohatera dwóch dokumentów – Fyre. Najlepsza impreza, która nigdy się nie zdarzyłaFyre Fraud. Choć tradycja festiwalowych fakapów jest tak długa, jak sama organizacja imprez masowych (wystarczy wspomnieć koncert w Altamont w 1969 roku czy Woodstock ’99), to właśnie Fyre zakorzeniło się w masowej świadomości tak mocno, że kolejne organizacyjne klęski w mediach społecznościowych z automatu opatrywane są hasztagiem #fyrefestival. 

 

Następców nie brakuje: w tym tygodniu do wyklętego grona dołączył EDM-owy festiwal Elements w Lakewood, który odbył się mimo poważnych szkód wyrządzonych przez huragan Ida. Tym razem artyści, w tym Diplo czy Bonobo, przynajmniej naprawdę zagrali podczas wydarzenia, ale dla uczestników to i tak marna pociecha. Na wejście na teren imprezy trzeba było czekać godzinami, a podstawowe zasady bezpieczeństwa czy higieny po prostu nie istniały. Odrażające i przepełnione toi-toie, brak jedzenia w strefie gastro i niedobory wody przy rygorystycznych zasadach wnoszenia własnego prowiantu, obsługa festiwalu tratująca uczestników wózkami golfowymi to tylko początek długiej listy zarzutów, którą wobec festiwalu zgłaszają uczestnicy, chcący wejść z organizatorami na drogę sądową. Swoje wkurzenie postanowili wyrazić też na grupie Elements Shit Show 2021 na Facebooku, gdzie znajdziecie relacje i zdjęcia, których widoku wam oszczędzimy. Organizatorzy wydali oświadczenie, przepraszając wszystkich, dla których doświadczenie nie było najlepszym z możliwych i broniąc się trudnościami związanymi z protokołem Covid-19 i huraganem – co trudno nazwać stanowiskiem ludzi skłonnych do posypania głowy popiołem i wyciągnięcia wniosków. 

 

WIĘCEJ