Jedna z ciekawszych propozycji na festiwalu filmowym Pięć Smaków.

Jeszcze przed pandemią można było obejrzeć filmy rozgrywające się częściowo bądź w całości w internetowych komunikatorach. Unfriended (i jego sequel, Dark Web), Friend Request, czy Searching próbowały wykrzesać grozę i napięcie, wrzucając nas do internetu, który był czymś niebezpiecznym i nieoswojonym. Na tegorocznej edycji festiwalu Pięć Smaków można obejrzeć Dwunastodniową opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym Shinjiego Iwai – japoński film, który wychodzi z zupełnie przeciwnych założeń. W szczycie pierwszego pandemicznego lockdownu, internet staje się jedyną formą obcowania z bliskimi. Nawet nie namiastką bliskości, ale pełnoprawnym środkiem do jej osiągnięcia. Ten uroczy film operuje wyłącznie internetowymi formami: vlogami, rozmowami na komunikatorze Zoom i wideo na YouTube. Choć jego przesłanie jest proste, żeby nie powiedzieć naiwne, to ma w sobie odpowiednio dawkę szczerości i humoru, by stać się pozytywną odtrutką na cynizm i zmęczenie, jakie towarzyszą nam po kilkunastu miesiącach pandemii.

Dwunastodniowa opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym obraca się wokół hodowania kaiju – potężnych monstrów, znanych z japońskich filmów, mang i anime. Ludzie hodują je, żeby zwalczyć pandemię koronawirusa, a jaja, z których się wykluwają, można kupić przez internet. Świat przedstawiony przeżył także wielokrotne inwazje obcych i destrukcje miast przez nadnaturalne zjawiska, w tym przez kaiju właśnie. Koronawirus jest kolejną katastrofą i wymaga wspólnego społecznego wysiłku, żeby się go pozbyć. Nie chcę zdradzać zakończenia, które jest przeurocze w swojej prostocie, ale warto powiedzieć, że Dwunastodniowa opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym może się nie spodobać antyszczepionkowcom i ludziom, którzy są przeciwni noszeniu masek. Jak na swój temat i skalę poruszanych problemów, to film bardzo intymny, zrodzony z ograniczonych możliwości kręcenia w pandemii. Znakomicie oddaje stan zawieszenia, jakim był czas lockdownu i różne strategie radzenia sobie w izolacji. Widzimy „imprezę” na Zoomie, abstrakcyjne dyskusje o kaiju z niejakim dyrektorem (granym przez Shinjiego Higuchiego, kultowego specjalistę od efektów specjalnych w filmach z kaiju), czy poruszające rozmowy między przyjaciółmi. Mimo lekkiego tonu i wielu żartów, Dwunastodniowa opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym nie stroni od cięższych tematów. Jeden z bohaterów traci pracę i dostęp do rodziny, która została w Tajlandii. Inna bohaterka – która hoduje obcego kupionego przez internet, zupełnie normalna rzecz – ma wyrzuty, że ludzie nie zrobili nic, żeby uczynić Ziemię lepszym miejscem do życia. Mroczniejsze tony są łagodzone niemal od razu przez humor lub pozytywne relacje oparte na uczuciach. Mimo ascetycznej formy opartej niemal wyłącznie na dialogach (przeciętych kilkoma ujęciami z drona, pokazujących opustoszałe ulice pandemicznego Tokio i symbolicznym tańcem kaiju), Dwunastodniowa opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym potrafi przyciągnąć uwagę. To spora zasługa naturalności dialogów, często bardzo błyskotliwych i zabawnych, o odpowiednio absurdalnym zabarwieniu. Myślę też, że niemal każdy może się odnieść do lockdownowego doświadczenia – poszukiwania aktywności w amorficznym, nietypowym czasie, zajmowania głowy hobby (jak hodowanie kaiju, czy opieka nad obcym, z którym można opuścić Ziemię w poszukiwaniu lepszego życia), izolacji przerywanej kontaktem z bliskimi przez internet. Film Shinjiego Iwai może nie jest aż tak efektownym podsumowaniem lockdownu, jak Inside Bo Burnhama, ale ma sporo serca i bezpretensjonalnego uroku. Miejscami dialogi wydają się być improwizowane i zbyt przeciągnięte, ale to sporadyczne momenty, które zostają szybko odbite przez zabawne czy wyjątkowo kuriozalne fragmenty. Dla niektórych specyficzna kolorystyka filmu może być kontrowersyjna, ale odczytuję ją jako formę oddania pewnej umowności komputerowego ekranu. Iwai mógł się pokusić o zabiegi pogłębiające realistyczność oddania sieciowej komunikacji – np. cyfrowe zakłócenia, czy klasyczne słychać mnie? – ale tego nie zrobił i to raczej dobra decyzja, sytuująca film po bardziej bajkowej stronie.

Dwunastodniowa opowieść o potworze, który umarł w dniu ósmym to bardzo ciekawa propozycja, którą warto zaliczyć w poczet ważnych dokumentów pandemicznej rzeczywistości. Nie stara się mówić wielkich rzeczy o ludzkiej naturze w obliczu zagrożenia, ale pokazuje intymne strategie przetrwania w sytuacji zamknięcia w czterech ścianach. W trakcie lockdownu 2020 łatwo było o stracenie rozumu, kiedy dni zlewały się w amorficzny ciąg monotonii, a liczba widzianych codziennie twarzy zmalała do zera lub jednej, ale film Shinjiego Iwai pokazuje drogi ucieczki. Hobby – jakkolwiek nonsensowne – a przede wszystkim kontakt z bliskimi, z którymi można dzielić się doświadczeniem absurdu przymusowej izolacji. Na plus można zaliczyć również przesłanie o wkład każdego człowieka w pokonanie wirusa przy pomocy masek i szczepionki. To również najbardziej intymny film z kaiju w tle w historii japońskiego kina. Lepszej rekomendacji nie trzeba!

WIĘCEJ