Międzygalaktyczny DJ BLIK odpala lot w przeszłość do czasów najlepszych imprez z końca ubiegłego wieku. Wylądował w Warszawie i tak zakochał się w ziemskim brzmieniu, że zaczął tworzyć muzę. Tydzień po premierze kawałka stworzonego ze Szczylem – jednym z najciekawszych młodych raperów w Polsce – udało nam się złapać twórców na mieście i chwilę pogadać o nowym singlu „Powiększenie”, ich ulubionych miejscówkach oraz o tym, jak to się w ogóle stało, że raper z Trójmiasta wpadł na przybysza z kosmosu.
Hanna Szkarłat: Nadchodzący album DJa BLIKA Topia jest przelotem przez różne stołeczne miejscówki. Jak na ziomka z kosmosu to nieźle udało ci się uchwycić nie tylko klimat poszczególnych miejsc, ale i ludzi, którzy się w nich pojawiają i ogólny vibe zróżnicowanej stolicy. Właśnie wydaliście razem „Powiększenie” o miejscu, którego już nie ma, ale przez jakiś czas było istotnym punktem mapie Warszawy. Powiedzcie, co najbardziej lubicie w imprezowaniu w stolicy?
DJ BLIK: No siema. Jestem tu kilka miesięcy, a już zdarzyło mi się kilka epickich melanży. To miasto się totalnie odpala nocą, jest tyle miejscówek i dobrych mordek do obskoczenia, że nie ograniczam się do jednego miejsca, śmigam wszędzie. Taki przykładowy piątkowy rozkład jazdy to piwerko na schodkach gdzieś w okolicach Barki (raz w ogóle jak mi browar wjechał to się zrobił ze mnie chojrak, wlazłem na samą górę Świętokrzyskiego i tańcowałem – i fajnie, bo ziomal to nagrał z drona i zrobiliśmy przypadkiem klip do numeru Barka). Albo Planik B, tam zawsze kogoś spotkasz niezależnie od dnia tygodnia, a taki jeden gostek to tam już chyba mieszka, bo za każdym razem go tam widzę. Potem myk w okolice Palmy – tam Cuda na Kiju albo jakiś evencik w Newonce Bar. Tylko ludzi w weekend to jest tyle, że się cykam, że mnie zdepczą najebani. Jak już se pogadam i się dobrze wystartuje to kryształki i na Jasną, albo na Smolną, zwłaszcza jak jakiegoś zajebistego gracza ściągną. Chociaż teraz latem to outdoorowe koncerty mnie bardziej kręcą – Praga Centrum ma kozacką selekcję, tylko czasem jestem zbyt zajebany, żeby tam dotrzeć. No i do Pogłosu chodzę, póki jeszcze jest. Załapałem się na kilka pokręconych eventów tam. Mega czułe miejsce, nawet ochroniarze mili. Będę tęsknił wchuj, mam nadzieję, że znajdą nowy domek. No i praktycznie każdy balet zamykam w Luzztrach. Tam w ogóle czas nie istnieje, nagle wychodzisz i okazuje się, że jest pojutrze.
Szczyl: Ja to w ogóle nie przepadam za imprezowaniem. Zależy jak spojrzeć na imprezowanie. Pośmiać się i pobiegać po mieście w małym gronie przyjaciół – bardzo chętnie. Latać do klubu na drugim końcu miasta, tarzać w zalanych alkoholem kobietach i mężczyznach – bardzo niechętnie.
To jak się skumaliście z Truskawą? Co Was połączyło muzycznie?
Szczyl: Jestem człowiekiem do piwa, wydaje się, jakby to rozumiał. A opowieści o jego szalonych czasach, wieczorach i latach owszem słyszałem. Niepozornie mu z oczu patrzy, ale cicha woda brzegi rwie.
Co do muzyki, obydwaj mamy na tyle otwarte głowy, że nie jesteśmy zamknięci w konkretnych gustach. Przenosimy brzmienia z innych gatunków do naszych, jedno rzuci czymś, czego druga osoba nie znała i na odwrót. To zawsze zalążek fajniej rozmowy międzyludzkiej nie tylko tworzenia. Lubię, jak ktoś robi rzeczy, których większość ludzi nie lubi, bo pała się słuchaniem radiowego złomu. Jak usłyszałem produkcje DJa BLIKA, to je poczułem, a jeśli muzyka nie ma być o czuciu, to nie wiem, o czym ma być. Te kawałki, na których się pojawiam, są mocno emocjonalne, jest tam głębia, wyjątkowy klimat, którego zaszczyt być częścią.
DJ BLIK: Wychowałem się na niemieckich woskach, co to je przywiózł Crazy Frog. Ostro tu u was namieszał muzycznie, mimo że nigdy nie nauczył się gadać po ziemsku – co jest, uważam, pojebane. No, ale potem zrobiło się tu modne arenbi, a ten się stoczył od melanżu i musiał do nas z powrotem zawijać. Przywiózł wspomniane już VHSy od Jeża Jerzego, sporo niemieckich transów, z UK jakieś happy hardcory, trochę hausowych klasyków. Było w czym wybierać, a że Crazy jest trochę – no wiesz – craaaaazy, to mu podprowadziłem najlepsze płytki i słuchałem jak szalony. Lubię, jak są ładne melodie, emocje, klimacik, no i bit musi srogo nakurwiać. Proste. A ze Szczylem to o tak jakoś wyszło. Był jedną z pierwszych osób, na które tu wpadłem. Siedzieliśmy, gadaliśmy i jakoś nas tak wzięło na głębszy, trochę bardziej melo vibe. No i się okazało, że nas podobne nutki kręcą, mimo że mordka o latach 90. to się z komputera dowiadywał. Potem zaczęliśmy kombinować z bitem, Wuja HZG położył gitarki i nagle Szczyl mówi, że dawaj nagrywamy! A ten wariat to idzie do studia i z biegu linijki ciśnie. Serio, mało znam takich świrów. A co Ice Bobo klipona do „Powiększenia” ukręcił?! Szczyl w koszuli z neseserem i typ biega po pustyni, a w niego rzucają jakimś czarnym ścierwem. Ja nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale no wkręcony oglądam cały czas na nowo i to czuję! I o to chodzi!
Szczyl, tekstowo „Powiększenie” jest bardzo odmienne od Twoich innych rapowych kawałków, oszczędne, można by nawet powiedzieć, że przez to poetyckie. Skąd ten vibe?
Szczyl: Ciężko pod tego typu instrumental stworzyć coś bardzo złożonego technicznie czy jak chodzi o flow nawijania. Powolne melorecytowanie dobrze się sprawdza, bo wybrzmiewa. Poza tym nie próbowałem gonić podkładu muzycznego, tylko sobie z nim na spokojnie płynąłem.

Przez dekady kluby i rejwy zapewniały poczucie wspólnoty w czasach społecznych lub politycznych wstrząsów. W latach 70. dyskoteki w Nowym Jorku oferowały bezpieczną przystań dla widoczności osób LGBTQ; w 1988 buntownicze i hedonistyczne imprezy acid house ogarnęły Wielką Brytanię i dały początek zupełnie nowemu ruchowi muzycznemu; w latach 90. niemieckie techno rozkwitło po upadku muru berlińskiego, jednocząc niegdyś rozdzieloną młodzież tego kraju. DJ BLIK, jaki jest Twój odbiór ziemskich rejwów?
DJ BLIK: Przyznaję szczerze, że nigdy nie rozkminiałem, że muzyczka, przez którą tu trafiłem, ma taką zajebistą historię. Ale no u mnie na planecie nie było takich tematów jak podziały, mury czy rewolucje. Ja nie mam płci, moje ziomki też nie mają i jakoś żyją. Każdy jest inny i jakbyś zaczął kminić, kogo i za co lubić, to byś się za 10 lat ocknął. No nie da się! Nie mamy państw, to i murów nie stawiamy, no bo generalnie, żeby przetrwać, musimy się trzymać razem. Słabiutko u nas z dostępem do słońca i wody, bo żyjemy na zadupiu galaktyki. Muza u nas czerstwa jak suchary Strasburgera. Kultura klubowa nie istnieje. No przy tym, co tutaj macie, to można śmiało powiedzieć, że mamy przejebane.
Hahah, no może pod kątem imprezowym u nas nie najgorzej, ale ogólnie na Ziemi też nie jest lekko. W ostatnich latach dojeżdżają nad kolejne problemy, ludzie coraz częściej widzą przyszłość w szarych barwach. Gdzie szukać nadziei?
Szczyl: Mam dosyć bezstresowe życie, staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu i po prostu spędzać każdy dzień równie miło. Ale jakbym miał radzić, to lepiej skupić się na tych małych rzeczach i czerpać z tego, co się ma. Zjeść pyszne śniadanie, kanapka może być całym światem, jak jest wystarczająco dobra (śmiech).
DJ BLIK: Wiem, że czasem macie tu ciężko, to znaczy dla mnie jest tu przezajebiście, ale napotkani ludzie mi już poopowiadali trochę o ziemskich problemach. Ode mnie taka rada: odpuście, wyluzujcie, nie wiem, zajarajcie gibona, strzelcie browarka i spuśćcie ciśnienie. Jebać stres, jakbym miał się z kimś bić, to z nim. Poza tym jak się cieszycie, to jesteście całkiem ładni, a jak spinacie dupę to jesteście brzydcy jak mój ziomek Gabber.
A czegoś nauczyliście siebie nawzajem?
Szczyl: Chyba nauczyliśmy się wzajemnie kompromisów, walcząc o finalną wersję „Powiększenia”. Nie wiem, czy czegoś DJa BLIKA nauczyłem, a BLIK mnie. To po prostu klikło, tak miało być, tak miało to powstać.

No właśnie, BLIK wspominałeś o Gabberze, chodzą głosy po mieście, że ma nas odwiedzić kolejny przybysz z kosmosu. Co to za świr i kiedy możemy się go spodziewać?
DJ BLIK: O kurwa skąd wiesz? Na Gabbera czekam, od kiedy tu wpadłem, ale typ jest totalnym nieogarem. Miał ruszyć ze mną, ale dzień przed wylotem dzwonił i się chwalił, że dostał tani mefedron i że se ogarnie pożegnalną imprezkę SAM. Czaisz? On wpierdala wszystko, co popadnie i potem siedzi i się gapi w ścianę i dla niego to najlepszy melanż. Jak tu w końcu wyląduje, to mu wypierdoli zawory od tych wszystkich waszych dobroci. No, ale tak jak mówię – nie wiem, czy i kiedy tu się doczłapie łajza.
No dobra, to może z Gabberem uda nam się kiedyś osobno pogadać, tymczasem wróćmy do tematu imprezowania. Czy to dobry trop, by oderwania myśli od smutków i nadziei na lepsze jutro szukać w zabawie?
DJ BLIK: Słuchaj, Jeż Jerzy mi kiedyś wysłał VHSka nagranego z VIVY z LOVE PARADE. Pokazałem to ziomalom u mnie i generalnie to przez dwadzieścia lat żeśmy się raz w tygodniu spotykali u mnie na chacie i wtedy leciało na ripicie. Trochę jak wy tu macie kościoły i ludzie tam cisną w kółko te swoje smutne piosenki, to my dokładnie to samo z tą kasetką tylko na wesoło. No i dla nas to był szok, że u was wszyscy tacy sami z ryjów, a jednak potrafią być tacy barwni. Że taka epicka biba i TA MUZA! W końcu zajechaliśmy kasetkę, że tylko kolorowe plamy było widać, no i postanowiłem, że lecę w kosmos na pielgrzymkę. Że znajdę ten nasz raj, nagram jakieś filmiki, ogarnę płytki i wrócę, i na kolejne 50 lat będziemy mieć materiału do oglądania. Niestety rakietę rozwaliłem i cały misterny plan w pizdu! No, ale wracając do tematu. Trochę się tu pokręciłem i szczerze mówiąc, to czuję się, jakby mi zaorano marzenia, no bo spodziewałem się, że tu będzie jak na tej kasecie, a nie jest tak kolorowo. W sensie w klubach jest git, każdy inny, po swojemu odpalony, porobiony wedle upodobań. Wyjebane! Ale na ulicach, będąc truskawką? No nie polecam. Drą ryje, żebym wypierdalał do siebie na grządki, albo że co się tak gapie. A jeszcze jak się okazało, że nie mam płci, to już w ogóle przejebane. „Pa go jaki pedał?!” słyszę średnio pięć razy dziennie i nadal nie kumam, co ma truskawka do roweru. Dlatego staram się nie włóczyć sam po mieście, trzymać się blisko swoich ludzi i ukochanych miejscówek. Wiesz, ja tu przyleciałem się bawić, cieszyć, tańczyć. Mam duży głód tych rzeczy zanim przekwitnę. Ostatnio była u was taka fajna parada. Ludzie kolorowi, uśmiechnięci, tańczyli na ulicach. Bez kitu, Parada Miłości, tylko muzyczka trochę ciszej. I ja się pytam: gdzie ci ludzie się kitrają na co dzień?
No chyba chodzą do tych samych miejscówek, w których wy bywacie. A weź mi powiedz, jak to jest, że Ty nie masz płci, a mówisz zawsze w formie męskiej co?
DJ BLIK: Słuchaj no ja do końca nie wiem, jak to działa ale jak se gadałem ze Szczylem po ziomalsku, to tak się nauczyłem paplać, że ziomek, mordeczka, misiek wiesz? Tera, jak mówisz to faktycznie trochę dziwnie bo żaden ze mnie samiec, a truskawka po ziemsku to już w ogóle ona! Ja lubię se gadać po prostu i za dużo nie rozkminiać. Bo chodzi o to żeby było miło…

A jakbyście mogli się cofnąć w czasie o dekadę lub dwie, gdzie byście poszli na imprezkę?
DJ BLIK: Na pewno chciałbym obczaić te miejscówki, o których pisał mi Jerzy. Do 1500 mnie jakoś wyjątkowo ciągnie, ale do Punktu czy na Racławicką do Pruderii i Balsamu też bym chętnie wbił. Ale najbardziej to bym chciał pojechać na Love Parade, żeby grał Dr. Motte, Westbam i Paul Van Dyk. „For An Angel” znasz ten numer? Ech, jak se go odpalę, to mi szypułka dęba staje. W ogóle jak ostatnio gadałem z Wojtczakiem, to mi mówił, że w tym roku wraca Love Parade i będzie silna reprezentacja z PL. I teraz faktycznie to się wydarzyło. Miałem łzy w oczach jak oglądałem relacje u Artka. No i słyszałem ze wraca tez parada Miłości w Łodzi! Te czasy wracają. I bardzo dobrze!
Szczyl: Miałbym dwa lata i polerował kolanami parkiet.
Fair enough, to w takim razie na chwilę obecną za co lubisz Trójmiasto, a za co Warszawę?
Szczyl: Jakbym miał wybierać na stałe, to wolałbym Trójmiasto. Trójmiejskie imprezy wolę definitywnie, gdybym miał już się na jakąś wybrać. Woda, świeże powietrze i znani mi lokalsi. Tu są też ludzie, których kocham a oni mnie. W Warszawie mam problem, by nocą znaleźć czynny bar, w którym się spokojnie napiję, bo znacznie popularniejsze są imprezownie.
U nas jest podział. Zależnie od wybranego z trójcy miasta różnie zostaniemy ugoszczeni. Sopot, który klubowo wrze od dorosłych i tanecznych dla dorosłych atrakcji, Gdynia co ulula morskimi falami i w spokoju napoi browarem w Desdemonie, Gdańsk i jego wybuchowa mieszanka jednych z największych klubów w Polsce ze świeżą i genialną elektroniką Ulicy Elektryków z lokalnymi barami. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Jednocześnie chciałbym spróbować przez chwilę innego życia w Warszawie, zmienić tempo, otoczenie. Moi przyjaciele z Trójmiasta idą na studia, więc z nimi za bardzo już nie powychodzę, a tutaj mam dużo znajomych z branży o podobnym trybie życia do mojego. Przeprowadzka, do której się powoli przymierzam, pewnie też odbije się też na mojej twórczości. Zobaczymy, co z tego będzie…
A ty BLIK w ogóle byłeś już gdzieś poza Wwa? Gdzie można na Ciebie wpaść?
DJ BLIK: Póki co Warszawka. Jeszcze czuję, że za mało ją zdigowałem. Ale słyszałem od mojego ziomka Spiska Jednego, że są dojebane mety poza stolicą. Szczyl też opowiadał o swoich pomorskich miejscówkach. Jeszcze pojeżdżę, ale na razie 022!
A wpaść to można wszędzie, bo jak mi powiedzieli, że na ziemi bilokacja nie działa, ale że mogę sobie filtr na Instagramie zrobić z samym sobą, więc jak sobie odpalisz taki z @djblik22 to od razu z buta wjeżdżam na każdą domówę, czy gdzie tam jesteś i odpalam „Miłość”. Technologia jest zajebista, bo mogę wbić w dowolne miejsce i z każdym kręcić imprezkę.
A Ciebie Szczyl, gdzie jeszcze w tym sezonie wypatrywać?
Szczyl: Do końca lata będę jeszcze w wielu miastach, ale chyba najbardziej polecam te nasze występy z live bandem, tym bardziej, jak ktoś już był na zwykłym koncercie to tym ciekawiej usłyszeć piosenki w innych aranżacjach. W takiej ekipie będziemy w Katowicach na Tauron Nowa Muzyka, w Krakowie na Męskim Graniu czy na AmfiTunes w Szczecinie.
