Pokolenie Z znane przede wszystkim z uzależnienia od mediów społecznościowych i Internetu, to grupa demograficzna składająca się z osób urodzonych od połowy lat 90. do 2010 roku. Okrzyknięte mianem pierwszych cyfrowych tubylców Z-tki walczą z przekonaniem, że są leniwi, apatyczni, mało zaradni i uważają, że zasługują na specjalne traktowanie. Warto jednak zastanowić się, ile w tym stereotypie prawdy i skąd właściwie się bierze.
Pobudka o 6:30, szybki prysznic, owsianka i do tramwaju. Sześć godzin zajęć na uczelni i kanapka zjedzona w drodze na bezpłatny staż. Wracając do domu manifestacja proaborcyjna lub protest przeciwko pushbackom na granicy z Białorusią. Wieczorem ogarnąć obiad, powtórzyć materiał na zajęcia i bezmyślnie poscrollować TikToka, aż sen sam przyjdzie. To nie kwestia lenistwa, a połączenie pozytywnych i negatywnych zmian, z którymi gen Z musi pogodzić się w obliczu zmieniającego się świata.
Ciągły dostęp do Internetu sprawił, że zawsze wiemy, co dzieje się na całym świecie. Oglądamy relacje z pierwszej ręki z bombardowania w Strefie Gazy, widzimy uciekających w popłochu z Kabulu ludzi. Jedyną możliwością, by jakiekolwiek funkcjonować na co dzień przy takim zalewie informacji, jest wytworzenie pewnego stopnia znieczulicy, a większość gen Z innego świata nie zna. Wystawienie na ciągły strumień negatywnych wiadomości – katastrofa klimatyczna, nacjonalistyczne tendencje, pandemia, antyszczepionkowcy, PiS, konflikty zbrojne i kryzys gospodarczy – dojeżdża każdego. Nie bez powodu ilość chorujących na depresję z roku na rok wzrasta. Ciężko jest żyć w rzeczywistości, w której trzeba nieustannie szukać równowagi, między to mój obowiązek być na bieżąco z wydarzeniami, a dla własnego zdrowia psychicznego muszę przestać czytać o tych okropnych rzeczach, na które i tak nie mam wpływu.
Baby Boomers i Gen X wychowali się w świecie, w którym wystarczyło ciężko pracować, by osiągnąć wszystko, czego się chciało. Młodsze pokolenia muszą mierzyć się z wieloma czynnikami, które są kompletnie poza ich kontrolą, a kształtują przyszłość. Millenialsi walczą o kupno domu nie dlatego, że pracują mniej, a dlatego, że rynek mieszkaniowy w ciągu ostatnich dekad zmienił się nie do poznania. Ceny nieruchomości rosną szybciej niż płace, co dowodzą liczne rankingi na całym świecie, a przeprowadzone w Stanach badanie wykazało, że banki pobierają od młodych ludzi wyższe opłaty bankowe niż w poprzednich pokoleniach. Nie rozchodzi się nawet jedynie o ceny mieszkań, ogólnie koszty życia wzrosły diametralnie.
Jak wygląda praca dla roszczeniowych Z-tek? Na fali transformacji rodzice tych bardziej uprzywilejowanych założyli swoje firmy, mniejsze i większe biznesy, a reszta większość życia pracowała w jednym miejscu, bez wysokich zarobków, ale z gwarancją zatrudnienia. Obecnie rynek pracy jest coraz bardziej niestabilny i nawet na pierwsze stanowisko po studiach wymagane jest już kilkuletnie doświadczenie, co zmusza do przyjmowania bezpłatnych staży w trakcie edukacji. O umowę o pracę ciężko, gdy zatrudnia cię duża korporacja, która da ci L4 i ubezpieczenie, jednocześnie wyciskając ze swoich pracowników, ile tylko może. Do tego wszystkiego Instagram pęka w szwach od 20-30-letnich girlboss, które już założyły własną, dobrze prosperującą firmę lub pracują w kreatywnym zawodzie w Warszawie, jedzą codziennie na mieście, medytują i latają cztery razy w roku na wakacje. I mimo że od dawna wiemy, że to, co widzimy na Instagramie, jest starannie wyselekcjonowanym kawałkiem życia, to ciężko nie zadać sobie pytania: skąd ci wszyscy ludzie się biorą? i jak oni to robią? oraz co ja zrobiłam_em źle? Bardzo ciężko nie ulec presji, że trzeba być kimś (dyrektorką, prezeską, prawniczką lub właścicielką firmy), by życie miało sens. Naprawdę by istnieć, nie trzeba zaistnieć?
Czasem odnoszę wrażenie, że praca to tak naprawdę jedyne, co nas definiuje w oczach innych. Dochodzi do tego, że najważniejszą rzeczą o tobie, jest to ile i gdzie zarabiasz. Czy jesteś kimś ważnym? Fajna praca to marzenie. Fajna praca = szczęście. Zapominamy, że fajna praca, to wciąż praca i jak każda inna może być źródłem nieszcześcia. Idealizujemy dane zawody, które nigdy nie są do końca tym, czego się spodziewaliśmy i gdy czujemy zawód, znów przychodzi ta myśli: Co jest ze mną nie tak? Tyle osób chciałoby być na moim miejscu. Kiedy praca definiuje nas do tego stopnia, że nasze zawodowe sukcesy sprawiają, że czujemy się jak zwycięzcy i zwyciężczynie, to zawodowe niepowodzenia sprawiają, że będziemy czuli się jak porażki. Jeśli, odpukać, stracimy pracę, łatwo uwierzyć, że wraz z nią straciliśmy część siebie. Okazuje się, że nie wiemy tak naprawdę, co lubimy robić w wolnym czasie, ponieważ praca zajmuje zbyt ogromną część naszego życia, by mieć nawet czas na refleksję. Dlatego wiele Z-tek, a pewnie nawet i millenialsów, zamiast piąć się po szczeblach kariery, decyduje się na mało fajną pracę, traktując ją nie jako część tożsamości, a po prostu źródło przychodu. Pokolenie Z nie jest leniwe. Po prostu często nie dąży do tych samych celów, co ich rodzice. Stara się stawić czoła przeszkodom i wyzwaniom nieznanym i nierozumianym przez boomersów lub gorzej: przez nich ignorowanym, kosztem zdrowia psychicznego i dobrego samopoczucia ich samych i ich dzieci. To wymaga ogromnego wysiłku i czasu.
O ile zakup domu był dla boomersów czy pokolenia X najważniejszym celem, o tyle dla ogromnej części młodych ludzi cel ten nie znajduje się nawet w sferze możliwości. Tylko dlatego, że nie skupiamy się na posiadaniu domu lub budowaniu kariery w sposób, w jaki robiły to poprzednie pokolenia, nie oznacza, że nie mamy żadnych celów. A to, że te cele są zupełnie inne, nie oznacza, że nic nie osiągamy. To, że nie decydujemy się na dzieci, nie oznacza, że jesteśmy samolubne_i czy leniwe_i. Może podejmujemy tę decyzję bardziej świadomie, bo po prostu musimy. Klimat się zmienia, nieruchomości drożeją, a stabilizacji na rynku pracy brak, mamy wiedzę, do której poprzednie pokolenia nie miały dostępu i musimy się z nią liczyć. Wybieramy styl życia, który odzwierciedla nasze wartości. Preferencje i plany młodych osób teraz niekoniecznie są oceną wyborów dokonanych przez naszych rodziców, są po prostu odbiciem tego, kim jesteśmy.
Ludzie, których znam, nie są leniwymi stereotypami młodszego pokolenia. To ciężko pracujące osoby. Mają marzenia i ambicje. Mają mocny kompas moralny i potrafią walczyć o to, w co wierzą. To artyści, twórczynie, założyciele firm, pracownice i aktywiści. To osoby, które zadają sobie trudne pytania o to, kim są. Osoby, które nie chcą już żyć w szafie, rzucają wyzwanie binarnym podziałom i są czułe_li na historyczne niesprawiedliwości. Leniwy to dość surowy sposób na opisanie kogokolwiek. Nie mówi o indywidualnych problemach i wyzwaniach, z jakimi borykają się ludzie, o przeszkodach pokoleniowych czy systemowych błędach, które ciągną w dół. Wątpię, by ktokolwiek kogo znam, zasługiwał_a na miano leniwego, a co dopiero całe pokolenie.