Cudzysłów nie jest tu przypadkiem.

Ze wszystkich obietnic przyszłości są takie, które nie napawają optymizmem. Automatyzacja pewnych obszarów ludzkiej działalności to dobry pomysł, ale innych – jak choćby twórczości artystycznej – przynależy już do królestwa koszmarów. Żeby nie było wątpliwości, to już się dzieje. Spotify już dawno temu wykupiło udziały w firmie, która produkuje muzykę przy pomocy AI – znajdziecie ją na wielu playlistach na platformie, szczególnie jeśli chodzi o ambient, czy bardziej chilloutowe klimaty. Ostatnio pękła kolejna bariera, chociaż w tym wypadku trzeba mówić bardziej o cwanym marketingu niż jakimś technologiczno-społecznym przełomie. Capitol Records podpisało kontrakt z FN Meką, napędzanym AI raperem-robotem. Przynajmniej tak krzyczały nagłówki, bo prawda jest odrobinę zbyt banalna, żeby chwalić się nią publicznie.

Zacznijmy od samego FN Meki. Wygląda jak postać z Apex Legends, Fortnite’a, Overwatch, czy innej z wielkobudżetowych gier online. Zasadniczo nie przepadam za taką estetyką, ale to kwestia gustu. Natomiast jej użycie w kontekście istoty rapującej to rażący dysonans. Bo warto dodać, że FN Meka nie jest jakimś nerdcorowym czarodziejem pióra, nawijającym o skillsach w grze online. Wprost przeciwnie – ten projekt za wszelką cenę chce się wkleić we współczesny krajobraz hip-hopu, a tutaj króluje gangsterka. Więc wychodzi ta fortnajtowa skórka przed całą tiktokową publiką (ponad 10 milionów followersów robi swoje) i próbuje być agresywna, dodatkowo rzucając słowem na n na lewo i prawo. Efekt jest jednocześnie komiczny i przerażający, tym bardziej, że za FN Meką nie stoją jakieś dobrze wykarmione algorytmy, a kilku cwaniaczków z krwi i kości. Do tego absolutnie nie należących do czarnej społeczności, co sprawia, że używanie tego koszmarnego słowa na n jest jeszcze bardziej oburzające. I jasne, to wyrażenie już dawno temu zostało przejęte przez czarną społeczność, ale FN Meka to marketingowa ściema stworzona przez białych cwaniaczków, a nie jakiś uliczny heros. I tu docieramy do sedna sprawy. FN Meka nie jest napędzany sztuczną inteligencją, nie jest również żadnym robotem. Część tekstów generuje AI, ale głos rapera jest w pełni ludzki, do tego kto inny rapuje, a cały zespół ludzi podkłada pod niego głos w sytuacjach pozamuzycznych. Za animację odpowiada Virtual Influencer Agency i niejaki Ant, samiec sigma na wiecznym grindzie. Okrzyknięty przez media, bezkrytycznie transmitujące PR-owe przekazy, pierwszy raper-robot to po prostu cwany twór marketingowy, reklamujący NFT i nabijający zasięgi. Co do kontraktu z Capitol Records, to nie zdziwiłbym się, gdyby sama wytwórnia nie dołożyła do stworzenia tej istoty, ale o implikacjach takich ruchów za chwilę. Tymczasem FN Meka jest ostateczną formą kulturowego przywłaszczenia, jaką biały, internetowy marketing zrobił na hip-hopie. Od lat rapowy slang jest podstawą trash talku w grach online, a białe dzieciaki pykające w Call of Duty zrobiły ze słowa na n bazową obelgę wobec przeciwników. Nic dziwnego, że twór w rodzaju FN Meki posługuje się ulicznymi kodami, chociaż raczej nie sądzę, że zostanie Freshmanem XXL, czy że No Jumper zrobi z nim wywiad. Za to TikTok go kocha, bo wartość produkcyjna – animacja i tekstury – jest tu wysoka, a i ogrywanie algorytmu platformy odbywa się nad wyraz sprytnie. 

Co FN Meka znaczy dla branży muzycznej? Niestety, nic dobrego. Głosy podnoszące, że takie twory wygryzą żywą tkankę artystyczną są na wyrost, bo nawet w dobie smartfonów pomysły w pełni sztucznej twórczości nie wychodzą poza status ciekawostki. Potrzeba człowieka raczej się ostanie, nawet kiedy post- i transhumanizm na dobre zagoszczą wokół nas. Natomiast implikacje biznesowe są o wiele bardziej niebezpieczne. Już teraz robi się wszystko, żeby strona artystyczna była jak najbardziej podległa i kontrolowana przez duże wytwórnie. Każdy krok musi być przemyślany, a kontrakty są po prostu nieuczciwe i oparte na wyzysku. Wielkie wytwórnie, jak każde duże korporacje, dążą do maksymalizacji zysków za wszelką cenę. Koszt ludzki jest największy i najmniej obliczalny, więc kiedy można usunąć człowieka z równania prowadzącego do większych pieniędzy, nie ma z tym żadnego problemu. FN Meka zrobi dokładnie to, co mu się każe, oklei się każdą reklamą bez szemrania, nie będzie się domagał tantiemów, nie zrobi przypału w mediach społecznościowych. Jasne, stoją za nim ludzie, ale o wiele bardziej ulegli, a na pewno o wiele mniej problematyczni, niż autentyczne osoby raperskie. Fakt, że FN Meka brzmi jak budżetowa wersja 6ix9ine’a jest znamienny – to właśnie ten raper narobił wokół siebie ogromnego rabanu, który został szybko zmonetyzowany. Ale narobił również przypału i w tym momencie jest gorącym kartoflem, parzącym ręce branżowych ghouli. FN Mece to nie grozi, bo nikt mu raczej nie zaproprogramuje protokołu strzelającego z ucha w sądzie. Zresztą nie ma gdzie tego programować, bo to tyko komputerowa animacja, papugująca rasistowskie stereotypy o hip-hopie. Brawo Virtual Influencer Agency, brawo Capitol Records, wygraliście w kapitalizm! Chociaż niekoniecznie, bo wieści o kontrowersyjnym kontrakcie wstrząsnęły internetem, a Capitol Records wycofało się z przedsięwzięcia. Presja ma sens? Może, pod warunkiem, że jest gigantyczna – a rasistowski stereotyp udający robota to dobry przepis na rozpalenie internetu. Instagram FN Meki jest już prywatny, a największy hit ściemnionej animacji został zdjęty ze streamingów.

Takich ruchów może być więcej. Tym bardziej, że w środowisku hip-hopowym od lat coraz głośniej mówi się o wyzysku, jaki panuje ze strony wielkich wytwórni, rośnie świadomość kulturowej pozycji i potrzeba niezależności. Czy koszmary w rodzaju FN Meki przejmą scenę? Nie sądzę, ale są łakomym kąskiem dla największych wampirów systemu opresji. Jakość animacji jest już imponująca, obcykanie algorytmów również. Za głosem FN Meki wciąż stoją ludzie, ale i to niedługo zostanie przeskoczone w przekonujący sposób. Czy obędzie się bez eksploatowania szkodliwych stereotypów? Trzymam kciuki, ale kapitalizm to narzędzie białej supremacji, nie ma tu zbyt wielu moralnych przeszkód w zarabianiu hajsu. Ale czy naprawdę nie można zrobić czegoś lepszego niż nędznej podróby 6ix9ine’a, zamkniętej w strój wyglądający jakby Jack z Tekkena został instagramowym influencerem i przeszedł trening Chodakowskiej? Kto by pomyślał, że za skrajną kalkulacją rynkową nie idzie żadna wartość artystyczna. Hmm…   

WIĘCEJ