Czy ta tragedia sprawi, że wreszcie uda nam się krytycznie spojrzeć na nas samych?
Chyba nigdy wcześniej nie było mi dane tak dosadnie zaobserwować dualizmu tego świata, jak przez cztery dni trwania wojny w Ukrainie. W czwartek wszyscy spotkaliśmy się na demonstracji solidarnościowej w Warszawie. W ciszy słuchaliśmy hymnu Ukrainy i krzyczeliśmy z Janą Szostak z wściekłości. Płakaliśmy z niemocy, gdy Natalia Panchenko z Euromaidan Europa mówiła, że NATO zostawiło Ukrainę na pastwę Rosji. Oto stało się coś, czego chyba tak naprawdę nikt się nie spodziewał. Putin dokonał inwazji Ukrainy. Po raz kolejny pokazał, że nie uznaje suwerenności tego narodu. Po dekadach spokoju w Europie znów zagościła wojna.
Nie minęła nawet doba, gdy z szoku przeszliśmy do działania. Setki, tysiące, a potem setki tysięcy osób organizuje się, by zaoferować pomoc – niektórzy służą transportem z granicy, inni udostępniają pokój w domu czy kanapę, niektórzy przelewają pieniądze na składki, wiele osób osobiście robi zakupy i zawozi w miejsce zbiórek. Co chwilę pojawiają się też i mniej typowe sposoby pomocy. Ekspert komunikacji Michał Zalewski z @dobrzepowiedziane oferuje swą wiedzę w przygotowaniu treściwych komunikatów. To, w jaki sposób przekazujemy teraz informacje, jest kluczowe dla naszego funkcjonowania w różnych obszarach, dla zachowania właściwego przepływu informacji w firmach, instytucjach i innych organizacjach – napisał na Instagramie. Warszawski Bar Rascal wyraża chęć pomocy osobom pracującym w kijowskiej gastronomii – damy pracę, pomożemy z transportem, formalnościami i szukaniem mieszkania. Pojawiło się już mnóstwo inicjatyw, jak na przykład dziary dla Ukrainy czy metamorfoza u fryzjera, z których cały dochód przeznaczony zostanie na wybraną organizację niosącą pomoc w ogarniętym wojną kraju. Niesamowite, do czego jesteśmy zdolni_e w chwili kryzysu. Mam nadzieję, że ten zapał nie zgaśnie, gdy emocje uniesienia opadną.
Od czwartkowego poranku większość czasu spędzam na śledzeniu wiadomości. Rozmawiam z bliskimi w Polsce i za granicą, wszyscy przerażeni, przejęci i gotowi do działania patrzą, jak sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. Wspólnie czekamy na kolejne doniesienia z linii frontu i myślami jesteśmy z niewyobrażalnie dzielnymi Ukraińcami. Codziennie realne okazuje się, że to, co początkowo wydawało się niemożliwe.
W tym stanie w piątkowy wieczór poszłam zrobić zakupy spożywcze do supermarketu Spar Koszykach. Gdy tylko przekroczyłam próg hali, poczułam się, jakbym wylądowała w jakimś innym, równoległym świecie. Jakby ostatnie 40 godzin się nie wydarzyło. Z niedowierzaniem mijałam roześmianych, żartujących przy drinkach ludzi i starałam się nie oceniać. Przecież nikt nie ma obowiązku pomagać, poza tym każdy reaguje inaczej, a ja nic nie wiem o nich, ich życiu i świecie wewnętrznym. Nie wiem, co robili przed wieczornym wyjściem. Może właśnie sami zapewnili komuś nocleg, może przelali sporą sumę na ukraińskie wojsko, a może uważają, że to ich nie dotyczy. Tak czy inaczej, każdy ma prawo decydować o tym, czy się angażuje i kogo wspiera. Nic mi do tego, a jednak idąc przez Koszyki ciężko było mi pogodzić te dwa światy ze sobą. Podczas gdy tu DJ właśnie puszcza remiks piosenki Rihanny „Man down”, kilkaset kilometrów dalej ktoś faktycznie upada od śmiercionośnego strzału, a ktoś inny w popłochu opuszcza swój dom i kraj.
Następne dni przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Oto wreszcie, od nie pamiętam kiedy, nie wstydziłam się za Polaków. W końcu dzieje się to, o co rozmaite osoby aktywistyczne błagały od miesięcy. Nasza chęć pomocy i organizacja zdumiły cały świat nie tylko, ponieważ skala i prędkość odzewu są naprawdę imponujące. Również dlatego, bo jeszcze tydzień temu Polska uchodźców skazywała na śmierć w lesie. W najlepszym wypadku czekał ich pobyt w ośrodku zamkniętym. Teraz tworzymy ośrodki recepcyjne. Wszyscy ludzie, gdziekolwiek się znajdują, mają obowiązek pomóc swoim bliźnim uciec przed niebezpieczeństwem. Trudno jednak zignorować różnicę między naszą gotowością do pomocy teraz a agresywną odmową w innych momentach. Dlaczego jednych witamy z otwartymi ramionami, kocem i ciepłą herbatą w ręku, a od innych odgradzamy się murem i odwracamy wzrok, gdy zamarzają tuż przy naszej granicy? Dlaczego miesiąc temu mówiliśmy o hordzie islamistów, która zaleje Europę, a teraz nikt nawet nie śmie wypowiedzieć podobnych słów?
Kontrast ten podkreśla okrutne uprzedzenia w stosunku Europy, bo to nie tylko problem Polski, do uchodźców. Nasi przywódcy twierdzą, że szanują prawa człowieka, które powinny być uniwersalne, ale jednocześnie w są bardzo selektywni co do tego, komu pomagają. Wygląda na to, że owe prawa przysługują jednak zależnie od koloru skóry. Mam nadzieję, że nie jesteśmy już tym samym społeczeństwem co sprzed pięciu dni, że wyciągniemy wnioski z obecnej sytuacji, a także naszej postawy i nauczymy się nie wartościować osób uciekających przed wojną. Mam nadzieję, że ta tragedia dosadnie uświadomi nam, ile jeszcze pracy przed nami.
W sobotę natrafiłam na insta story od lat związanej z branżą modową Julii Stóżyckiej @cocou, która od piątku udostępniała przebitki z pokazów mody w Paryżu naprzemiennie ze scenami z Kijowa. Efekt był zatrważający, odklejone influencerki i celebryci paradujący przed paparazzi i otwierający butelki szampana wyglądali jak postacie z filmu science-fiction. Pokaz Prady zaszczyciła swoją obecnością Kim Kardashian, a na Gucci pokazała się Rihanna z odkrytym brzuchem, który wszyscy jeszcze niedawno tak chętnie repostowaliśmy. Żadnej z nich ani przez chwilę nie schodził uśmiech z twarzy, żadna z nich nawet nie zająknęła się na temat Ukrainy.
Świat mody w najlepsze udawał, że nic się nie dzieje. Wszędzie beztroska, za którą czai się wyrachowana obojętność. Najwyraźniej wojna nie wpasowuje się w starannie zaplanowany feed, a żółto-niebieskie barwy Ukrainy gryzą się z kolorystycznym motywem zaplanowanym na Fashion Week. Odniesienie się do wojny nie jest warte ryzyka utraty rosyjskiego klienta, który jest jednym z ważniejszych targetów domów handlowych sprzedających dobra luksusowe. Wszystkie marki, które na co dzień rzekomo wyznają wartości takie, jak inkluzywność, pokój, miłość i dobro nagle nie miały nic do powiedzenia. Jacquemus, który jeszcze tydzień temu dzielnie walczył z homofobią na swoim Instagramie dzień po inwazji Rosji na Ukrainę, pochłonięty był premierą nowej torebki i inauguracją swojego pop-up storu otwartego na oddziale intensywnej terapii w Mediolanie (sic!). Czyżby w tym wypadku prawa człowieka się po prostu nie opłacały?

Korzystanie z mediów społecznościowych nie znaczy, że trzeba wypowiadać się na każdy temat i zabierać głos w każdej kwestii. Wręcz przeciwnie, czasem lepiej jest siedzieć cicho. Nasz ból i lęk jest ważny, ale nie ważniejszy niż to, co przeżywa teraz Ukraina. To oni są teraz najważniejsi i to na nich powinna być skupiona narracja. No właśnie, na nich, dlatego uważam, że jeżeli ktoś ma duże konto z ogromnymi zasięgami, których nie wykorzysta, by w jakimkolwiek stopniu nagłośnić dramatyczną sytuację Ukraińców, to powinien się wstydzić. Nie każdy ma kompetencje, przestrzeń emocjonalną czy siłę, by angażować się w pomoc, ale zrepostowanie materiału przygotwanego przez jedną z agencji prasowych naprawdę nie wymaga żadnego wysiłku. Dlaczego w takim razie niektórzy wciąż tego nie zrobili? Mi ta cisza, aż dzwoni w uszach i mam nadzieję, że zostanie zapamiętana.
Na szczęście przeważająca większość reakcji w Polsce i na świecie jest adekwatna i ogromnie cieszy coraz bardziej zjednoczona postawa sprzeciwu wobec działań Rosji. Mam nadzieję, że nasz zapał nie osłabnie, bo pomoc będzie jeszcze długo potrzebna. Co innego przyjąć kogoś pod dach na tydzień a zamieszkać z nim na stałe. Jak napisała Fundacja Ocalenie – to nie jest sprint, to będzie maraton.