Wciąż potrafi zachwycić, mimo licznych zmian i kontrowersji.
Akrobaci, treserzy, klauni. Kolory, faktury, przepych i dramatyzm – z tym przeważnie kojarzy nam się cyrk. Dziś jednak cyrk, a właściwie nowy cyrk lub cyrk współczesny, wygląda zupełnie inaczej. Różnica nie polega tylko na zakazie wykorzystywania dzikich zwierząt w przedstawieniach, nowocyrkowa sztuka skomplikowane triki przekazywane z pokolenia na pokolenie zastąpiła bardziej złożonymi spektaklami, które oprócz techniki zaskakują też emocjonalnością. Jednak kulturowy mit cyrku wciąż siedzi w nas, głęboko utrwalony w literaturze i sztuce. Bogaty, pełen dynamizmu świat latami zachwycał twórców i twórczynie, których najpierw przyciągała wolność i przekraczanie ludzkich granic, a głębiej wchłaniała melancholia, odosobnienie i złożony słodko-gorzki świat cyrkowców. To właśnie uchwyciła nowo otwarta wystawa „Cyrk” w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego.

– Marzyła mi się wystawa łącząca kulturę popularną, sztuki piękne i tematykę społeczną. Korzystając z przestrzeni Królikarni, zapraszam odwiedzających na spektakl cyrkowy, na którym każda sala odsłania inny pokaz i sztuczkę. To nietypowa wystawa, ponieważ nie jest chronologiczna ani historyczna, dzieła sztuki po prostu opowiadają wymyśloną przeze mnie historię o cyrku. Ekspozycja zaczyna się od radosnego „Entrée”, w którym przedstawiam głównych bohaterów i bohaterki „Cyrku” oraz opowiadam trochę o architekturze cyrkowej. Następnie mamy „Woltyżerkę”, gdzie skupiamy się już na pierwszych pokazach, potem wchodzimy do sali „Osobliwe” i „Intermezzo klauna”, która zwraca uwagę na mroczne strony cyrku. Kolejny pokój to „Tańczący na linie”, potem wchodzimy za „Kulisy” i kończymy w cyrkowej rotundzie – opowiada kuratorka wystawy Katarzyna Szydłowska-Schiller. – „Cyrk” jest dla wszystkich, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Warstwa wizualna gwarantuje niezwykły pokaz, a przy głębszym odczytaniu łatwo zauważyć też dużo wątków społecznych. Pojawia się temat emancypacji kobiet, motyw kolonialny czy filozoficzne odczytanie „spaceru po linie”.
Woltyżerki – królowe areny
Woltyżerki były kobietami wyzwolonymi, panowały nad zwierzętami, wykonywały bardzo trudne akrobacje. Cyrk oferował kobietom możliwości, niezależność, wolność, a największe cyrkowe gwiazdy zarabiały tyle samo co ich męskie odpowiedniki. Poza cyrkiem niestety woltyżerki pozostawały na marginesie społeczeństwa, postrzegano je w tych samych kategoriach co pracownice seksualne, ponieważ obydwa typy kobiet mocno odstawały od wizerunku podległej mężowi XIX-wiecznej damy w ściśniętym gorsecie i obszernej sukni. Mimo wszystko obecność kobiet w sile roboczej była istotnym aspektem walki o prawa wyborcze. Kobiety, które potrafiły się utrzymać i spędzały więcej czasu poza domem, brak politycznej reprezentacji postrzegały jako niegodziwość. Do tego grona zaliczały się również cyrkówki – należy pamiętać, że mówimy o epoce, w której to właśnie cyrk był najpopularniejszą formą rozrywki.
Oczywiście można by argumentować, że woltyżerki wpisywały się male gaze. Konwencja cyrkowa wymagała, by nosiły błyszczące, półprzezroczyste stroje, które miały skupić uwagę widza i wprawić go w oszołomienie, ale tak naprawdę wszyscy przede wszystkim zafascynowani byli siłą i mocą królujących na arenie cyrkówek.
Ekscytacja „innym” i podglądanie „dzikiego”
W Europie XIX w., wraz z rozwojem kolonializmu i eksploracją kolejnych części świata nastała moda na egzotykę. Bogaci przemysłowcy, podróżnicy, dyplomaci oraz naukowcy lubowali się w przywożeniu z kolonii najróżniejszych przedmiotów i zwierząt. Zwierzęta cyrkowe, takie jak wielkie koty, słonie i niedźwiedzie, papugi, a nawet hipopotamy przez lata cierpiały w imię rozrywki. Obwoźne cyrki zmuszały dzikie zwierzęta do spędzania większości życia w klatkach, przewożone z miasta do miasta, bez wybiegów i odpowiednich warunków atmosferycznych, cierpiały zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dziś wykorzystywanie zwierząt w przedstawieniach uważamy za głęboko nieetyczne, ale wiele starszych pokazów cyrkowych i paracyrkowych obejmowało nie tylko zwierzęce występy, ale i ludzkie, znane również jako ludzkie zoo. Oglądano osoby o nienormatywnym wyglądzie i nietypowych zdolnościach motorycznych, z nadwagą i niedowagą, niskorosłych lub z niepełnosprawnością.
W cyrku pokazywano również wioski tubylcze, inscenizowano plemienną codzienność rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, znanym numerem trupy Buffalo Billa były właśnie walki Indian i kowbojów z Dzikiego Zachodu. Osoby te trafiały do Europy przeważnie pod przymusem, rzadziej za obietnicą wzbogacenia się. Ludzkie zoo stanowiły dowody na sukces w eksploracji nowych krajów, a jednocześnie uzasadniały potrzebę dalszej ekspansji, utwierdzając narrację o niższości dzikich wobec białych kolonizatorów, niosących cywilizację i kaganek oświaty.
– To jedna z ważniejszych części całej wystawy. Choć to dzieła opowiadają historię, w sali „Osobliwe” dopisałam krytyczny komentarz do tej mrocznej historii cyrku, o której nie możemy zapomnieć – tłumaczy Katarzyna Szydłowska-Schiller.

„Intermezzo klauna” oferuje refleksyjny przerywnik w wystawie. W spektaklach cyrkowych weseli klauni mieli rozbawiać widownię między akrobatycznymi pokazami. – Pod koniec XVIII, na początku XIX w. cyrk artystów zachwycał przede wszystkim widowiskiem, później zarówno twórców, jak i filozofów zaczęły bardziej interesować kwestie egzystencjonalne – mówi kuratorka wystawy. Motyw smutnego klauna, który robi wszystko, aby zabawić i rozśmieszyć publiczność, ale sam jest głęboko w środku melancholijny i wyobcowany, stał się popularny w malarstwie. Artyści utożsamiali się z ludźmi na marginesie społeczeństwa. Malarz usiłujący sprzedać prace, którymi burżuazja nie była zainteresowana, był jak błazen – robił, co w jego mocy, by zabawiać, ale nie zawsze mu się to udawało. Dlatego artyści często utożsamiali się z cyrkowcami, traktując ich niemal autobiograficzne.
Przekraczanie ludzkich ograniczeń i robienie niemożliwego to kolejny aspekt, który fascynował w cyrku. Balansowanie na granicy śmierci nie tylko dostarczało emocji, ale również skłaniało do filozoficznych rozważań na temat życia, o czym przypomina część „Tańczący na linie”. Przed zakończeniem spektaklu mamy jeszcze szansę zajrzeć za „Kulisy”. Archiwalne fotografie rodzin cyrkowych pokazują nam codzienne życie poza areną, czyli coś, do czego widz nie miał dostępu. Plakaty z Muzeum Plakatu w Wilanowie przypominają, że mimo iż cyrkowy motyw wciąż żyje wśród grafików, artyści sztuk wizualnych oddalili się od tego tematu już w latach 60. XX w. Całość zamyka cykl fotografii Rafała Milacha, który historię cyrku doprowadza do współczesności, pokazując odejście tej sztuki mistrzowskiej. Na zdjęciach byli pracownicy i pracownice cyrku Julinek pozują w swoich starych cyrkowych strojach. Punktem kulminacyjnym wystawy jest czerwona rotunda namiotu, gdzie odwiedzający mają okazję obejrzeć film Jeana Painlevégo „Wielki Cyrk Caldera 1927” pokazywany po raz pierwszy w tej części Europy.

Noc Muzeów
Na wystawie atrakcje się nie kończą, bo w najbliższą sobotę (14 maja) cały teren parku Królikarnia ulegnie cyrkowej metamorfozie, a spektakl tak naprawdę rozpocznie się już na trawniku przed Muzeum. Z okazji Nocy Muzeów pojawią się artyści z Julinek Park, partnera wystawy, którzy nie tylko zaprezentują rozmaite sztuczki, ale również zaproszą do udziału w warsztatach. Wszystkie osoby chętne będą mogły poćwiczyć żonglowanie, kręcenie talerzykami, a może i chodzenie na szczudłach. W samym muzeum od 18 do 22 będą trwały oprowadzania po wystawie, również z tłumaczeniem na język ukraiński. Rozmaite wydarzenia przeznaczone zarówno dla najmłodszych, jak i dla seniorów nie skończą się po tym weekendzie, bo działania towarzyszące zaplanowane są na cały okres trwania wystawy. Zatem do października będzie można odwiedzić Królikarnię i uczestniczyć w oprowadzaniach, wykładach, debacie, letnim kinie, a nawet specjalnym pokazie cyrkowym, podczas którego artyści wykonają performatywne odczytanie prac z ekspozycji.
Po cały program warszawskiej Nocy Muzeów wpadajcie tutaj.W tym roku naprawdę jest w czym wybierać.
